Eurobasket 2022 – Grupa D, dzień 4/5

Cześć!

Przedostatni dzień zmagań w Pradze zaczyna przynosić już pierwsze rozstrzygnięcia. Zapraszam na podsumowanie dnia numer 4.

 

Polska – Niderlandy 75-69

fot. FIBA

Sokołowski 24 pkt, 5 zb / Kloof 26 pkt

Ekipa z Niderlandów napędziła nam stracha. Polacy od początku grali bardzo niemrawo, zostawiając rywalom pozycje do rzutów z dystansu. Dla Pomarańczowych to była woda na młyn. Dodajmy do tego słabą dyspozycję Slaughtera i Ponitki i po pierwszej kwarcie, w dużej mierze za sprawą Olka Balcerowskiego, przegrywaliśmy tylko 19-20. Prowadzilibyśmy, ale piękną trójką na koniec z daleka popisał się Kloof. Druga połowa była jeszcze gorsza – nasi kompletnie się gubili. Graliśmy momentami small ballem, dostosowując się do niewysokich rywali, ale nie przynosiło to zamierzonego efektu. Gdyby nie Sokołowski, to mogło by się skończyć pogromem. Niderlandy nie grały szałowo, ale sukcesywnie powiększały swoją przewagę. Po dwóch kwartach było 40-31.

Przerwa nie naprawiła wszystkich naszych problemów. Straty były odrabiane bardzo mozolnie – w 10 minut zdobyliśmy 17 punktów, tracąc 15, wiec wychodziliśmy z tylko 7 straty. Niby niedużo, a czasu sporo, ale trzeba się wziąć do roboty. I nasi się wzięli. Sokołowski ciągnął nasz zespół w obronie i zwłaszcza w ataku, dobrze ograniczał rywali Michalak, rzuty wreszcie trafiał Garbacz. I Balcerowski, który bronił i atakował, raz po raz punktując spod kosza, gdzie miał ogromną przewagę, którą wykorzystywał. Co prawda były jeszcze nerwowe momenty, ale gdy już objęliśmy prowadzenie, to wypuściliśmy je tylko na chwilę, a potem już trzymaliśmy się z przodu. Co prawda na 54 sekundy do końca było tylko +3, ale, kiedy było trzeba, Slaughter dograł pod kosz do Balcerowskiego, a Olek skończył akcję wsadem. 2 punkty oddał Franke, ale rywale musieli już faulować, a A.J. na linii się nie pomylił. Ostatecznie wytrzymaliśmy próbę nerwów i wygraliśmy to spotkanie 75-69. Wielki tego dnia był Michał Sokołowski, który zdecydowanie był naszym MVP. Wygrana nie była piękna, ale ważne, że daje nam już pewny awans do 1/8 w Berlinie. A z którego miejsca? Każde jest możliwe, chociaż szanse na 1 są raczej iluzoryczne (chyba, że ktoś jednak wierzy w jutrzejszą wygraną z Serbią). Tak czy siak – mamy to! Brawo!

 

Finlandia – Czechy 98-88

fot. FIBA (nie było grafiki jak przy innych wynikach)

Markkanen 34 pkt, 10 zb / Hruban 22 pkt

Satoransky wrócił do składu, co Czesi przyjęli z dużym aplauzem i optymizmem. Jednak to Finowie od początku narzucili swój styl gry i punktowali gospodarzy z dystansu. Zaś Tomas nie mógł się wstrzelić – całe starcie zakończył z jednym trafieniem z gry (na 8 prób) i miał najgorszy w drużynie +/- (-13). Z drugiej strony rozdał 10 asyst, co chociaż trochę rekompensowało słabą dyspozycję. Gospodarze swoją siłę upatrzyli w grze pod koszem i dzięki temu trzymali się blisko rozpędzonych Finów. Drugą kwartę udało im się nawet wygrać. Po ofensywnej pierwszej połowie wynik brzmiał 51-45 dla ekipy z północy.

Trzecia kwarta była początkowo mocno pod dyktando Finów, którzy powiększali swoją przewagę. Jednak Czechów ponieśli kibice, a ich twarda gra pod kosz zaczęła przynosić efekty. Doszło też do pierwszych zgrzytów i małych przepychanek, co tylko podniosło temperaturę w hali. W końcówce tej odsłony straty nieco zmalały, ale dalej wynosiły 13 oczek. Na początku ostatnich 10 minut wydarzeniem numer 1 był pojedynek Markkanen-Vesely. Starcie młodości z doświadczeniem przyjemnie się oglądało, chociaż fragment ich zmagań by naprawdę krótki. Lauri grał jak lider, notując chociażby piękny stepback po tym, jak Czech położył mu dłoń na twarzy w obronie – ale małymi kroczkami gospodarze zaczęli odrabiać straty. W dwie minuty i dwanaście sekund zmniejszyli je do 8 oczek – zaś to, jak ostra to była walka, niech świadczy to, że było już wówczas siedem popełnionych fauli w kwarcie. Jednak Finowie wytrzymali napór gospodarzy – mieli odpowiedź na ich punktowanie , a w końcówce blokiem i pięknym alley oopem domknął to Lauri. Biało-niebiescy wygrali to spotkanie 98-88, również zapewniając sobie awans do kolejnej rundy.

Izrael – Serbia

fot. FIBA

Madar 20 pkt / Jokic 29 pkt, 11 zb, 5 as

Serbowie już przed tym meczem mieli pewny awans – ale jeśli ktoś uważał, że z tego powodu odpuszczą ten mecz, to chyba kompletnie nie zna bałkańskiej mentalności. Początek upłynął pod ich dyktando, ale Izrael nie był bierny. Dzięki przechwytom i agresji zdołał zmniejszyć straty jeszcze w Q1. Te jednak niemal przy każdej okazji znów rosły. Po 10 minutach było „tylko” 18-24. Jokic miał już 14 oczek. Druga kwarta wyglądała niemal tak samo. Tu odskok Serbów, tu mała pogoń Izraela, tu punkty Jokicia. 20 minut i było 50-38 dla faworytów, a Joker przy swoim nazwisku na tablicy wyników miał już liczbę 20 (7/7 z gry, w tym 1/1 za 3, 5/5 za 1).

Wydawało się, że po zmianie stron Serbia musi w końcu odjechać. Tak się jednak do końca nie stało. Co prawda mieli momenty, kiedy wyglądali świetnie – ale Izrael był w stanie odpowiadać. Z kolei Avdija na zakończenie kwarty zagrał izolację, którą zakończył celną trójką tuż przed syreną – i było tylko +7 dla Serbów. W ostatniej odsłonie trwał napór Izraelczyków. Zdołali nawet dojść na raptem 3 oczka. Jednak wówczas czas wziął trener Pesic, a jego podopieczni momentalnie zrobili run 8-0. Po czym nie odpuszczali i wyszli nawet na +18. 5 punktów z rzędu Izraela wymusiło kolejny czas, jednak na 3:09 do końca było 70-83. Serbia musiałaby doznać zapaści, żeby to przegrać. Hm, dwie straty w dwóch kolejnych akcjach, z tego 5 punktów i zostało tylko 8 na 2 minuty do końca. Potem jednak celnie przymierzył Jaramaz, a gdy Izrael nie trafił, to było wiadome, że Serbia będzie miała 4-0. Na dobicie trójkę z faulem trafił Kalinic (spudłował wolny). Spotkanie zakończyło się wynikiem 78-89.

Jutro dzień przerwy. Plan na czwartek:

14:00 Finlandia – Niderlandy

17:30 Czechy – Izrael

21:00 POLSKA – SERBIA

 

Źródło zdjęcie wyróżniającego: FIBA