Dlaczego coraz więcej gwiazd będzie prosić o wymianę?

Pisząc ten felieton czuję się dość dziwnie. Z jednej strony jest to mój 1433. wpis na tej stronie, z drugiej od tekstu numer 1432 minęły już ponad 4 lata. Zapowiadałem w nim wolnych agentów na pozycji rzucającego obrońcy w 2017 roku. Nie myślałem, że te 4 lata to długo, dopóki tam nie zajrzałem i zorientowałem się, że ważnymi postaciami byli wtedy Dion Waiters, Andre Roberson, Jonathon Simmons i Shabazz Muhammad.

Jeśli czytasz mnie tutaj po raz pierwszy – witaj. Jeśli czytasz mnie po raz wtóry po tak długim czasie – witaj z powrotem.


Ben Simmons stał się niewątpliwie gwiazdą tegorocznego offseason. Jego żądanie o transfer jest poza szczepieniami wciąż tematem nr 1 w podcastach i tekstach o NBA. W starciu Rich Paul – Daryl Morey nie ma jeszcze oczywistego zwycięzcy, ale może być to w wielu aspektach sytuacja precedensowa w historii całej ligi. A ten precedens może się w niedalekiej przyszłości bardzo przydać do zrozumienia, kto tak naprawdę rządzi w lidze i na co mogą sobie pozwolić zawodnicy, którzy podpisali już długoterminowe umowy.

Sytuacja Simmonsa jest dość specyficzna, bo jego koszykarska impotencja w kilku meczach półfinałów Konferencji Wschodniej oraz pomeczowe komentarze Joela Embiida i Doka Riversa tylko przelały czarę, w której od dłuższego czasu gotowały się gorycz i frustracja. Australijczyk nie czuł się w Filadelfii doceniany i postanowił, że to dobry moment na transfer. Ktoś powie – ale zaraz, przecież niedawno podpisywał 5-letnie, maksymalne przedłużenie umowy, więc po co to robił, skoro już wtedy nie czuł się dobrze w zespole? Odpowiedź na to pytanie jest kluczem do zrozumienia, dlaczego sytuacji takich jak ta Simmonsa będzie tylko więcej.

Jak powiedział jeden anonimowy agent, cytowany przez Bobby’ego Marksa z ESPN:

Zawszę mówię swoim klientom, żeby przedłużali kontrakt, brali pieniądze teraz, a dopiero potem zastanawiali się nad swoją przyszłością. Zawsze możemy później wymusić transfer, a byłoby to nierozważne, by odrzucić teraz gwarantowane pieniądze.

Przed 2017 rokiem, przedłużenia kontraktów nie mogły być warte w pierwszym roku nowej umowy więcej niż 107,5% ostatniego roku starej umowy, a dodatkowo przedłużane mogły być tylko na cztery sezony, włączając w to lata już istniejącego kontraktu. Limity te zostały zmienione w obecnie obowiązującym CBA, co wraz z wprowadzeniem supermaksymalnego kontraktu miało pomóc zespołom z małego rynku w zatrzymaniu swoich wolnych agentów.

Po części regulacje te spełniły swoje zadanie. Dla przykładu Giannis Antetokounmpo nie czekał do wolnej agentury 2021 i podpisał supermaksymalne przedłużenie kontraktu przed startem poprzedniego sezonu, a po kilku miesiącach cieszył się z pierwszego mistrzostwa NBA zdobytego w barwach Milwaukee Bucks. A różne rzeczy można powiedzieć o stanie Wisconsin, ale nie to, że jest on częścią dużego rynku. Jednocześnie jednak nowe CBA efektywnie zabiło istotność procesu wolnej agentury, eliminując z niego najlepszych zawodników.

Widzieliśmy to już w trakcie tego offseason, gdy najlepszym zawodnikiem zmieniającym klub był prawdopodobnie Kyle Lowry. Za rok gwiazdą wolnej agentury będzie praktycznie tylko Zach LaVine i to tylko dlatego, że nie może on obecnie podpisać maksymalnego przedłużenia kontraktu (nie kwalifikuje się do supermaksa, a bez tego Chicago Bulls mogą mu zaoferować tylko 20% podwyżki – a więc wartość mniejszą niż „regularny” maksymalny kontrakt) i musi z tym poczekać do lata 2022.

Supermaksymalne przedłużenie może za to podpisać Bradley Beal i jego decyzja dużo powie o tezie, którą zawarłem w tytule tego wpisu. Dużo mówiło się o tym, że Beal również – tak jak Simmons – będzie chciał opuścić swój macierzysty klub. Różnica polega na tym, że on może wejść na rynek wolnych agentów w 2022 roku. Jeśli podpisze 5-letnie przedłużenie w ciągu najbliższych tygodni, to nie myślcie, że to znak jego przywiązania do Washington Wizards. Będzie to decyzja stricte biznesowa, po której w przyszłym roku może nastąpić decyzja sportowa – chcę zmienić klub, znajdźcie mi wymianę. Brzmi znajomo?

Już latem mówiło się o potencjalnych prośbach o transfer Beala, a także Damiana Lillarda. Na ten moment obaj deklarują, że chcą dalej grać w swoich drużynach, ale jeśli Chauncey Billups okaże się katastrofą (nie tylko PRową), a w Waszyngtonie nie wydarzy się cud, to temat na pewno wróci. Do tego grona mogliby dołączyć w przyszłości inni zawodnicy sfrustrowani brakiem progresu swojej drużyny – na przykład De’Aaron Fox, czy Karl-Anthony Towns.

Kiedyś popularnym terminem na zmianę drużyny był koniec drugiego kontraktu, gdy zawodnik po raz pierwszy stawał się niezastrzeżonym wolnym agentem. Nie zdziwi mnie, jeśli w kolejnych latach czas ten będzie przypadał na 5-6 rok w lidze, gdy gracz będzie już w pierwszym lub drugim roku maksymalnego przedłużenia debiutanckiej umowy. Z klasy draftu 2018 aż 4 zawodników przedłużyło już w ten sposób kontrakty – Luka Doncić, Trae Young, Shai Gilgeous-Alexander i Michael Porter Jr. Może okazać się, że w trakcie swojego prime’u żaden z tych zawodników ani razu nie stanie się wolnym agentem, bo każdemu z nich będzie się opłacało przedłużyć kontrakt wcześniej.

Nasuwa się jeszcze jedno pytanie – jak efektywne będą te prośby o transfer? Możemy popatrzeć na sytuacje Anthony’ego Davisa, czy Jamesa Hardena, którzy bardzo skutecznie wymusili na swoich drużynach transfer do wymarzonego klubu. Jeśli chodzi o Bena Simmonsa – tutaj sprawa może być bardziej złożona. Jest gorszym zawodnikiem niż Davis i Harden, a Sixers wycenili go na mniej więcej tyle samo, przez co nie widać obecnie pakietu, który mógłby ich zadowolić. Do tego mamy sprawę dopasowania nierzucającego Simmonsa do poszczególnych drużyn, co również stanowi przeszkodę w wymianie.

Moim zdaniem Simmons zostanie wymieniony jeszcze w tym sezonie. Daryl Morey lubi być graczem rozdającym wszystkie karty i na razie karze Simmonsa za niewywiązywanie się z umowy (i słusznie), ale w końcu zorientuje się, że okno Sixers na wygranie tytułu mistrzowskiego zamyka się wraz z biegiem najlepszych lat kariery Joela Embiida. Jeśli pojawi się do tego czasu inna gwiazda poszukująca nowego klubu – na pewno z tego skorzysta. Jeśli nie, będzie musiał zaakceptować inną ofertę, mając przed sobą perspektywę kroczenia w stronę przeciętności.

Przed takimi dylematami będą stali GMowie – czy dać się szantażować zawodnikom i ich agentom, czy nie? Ostatecznie na pierwszym miejscu będą stawiać dobro drużyny, co w przytłaczającej większości przypadków będzie oznaczało zgodzenie się na taką wymianę, jaką zaoferuje rynek. Im lepszy zawodnik, tym bardziej skuteczna prośba o transfer bo i zainteresowanych będzie więcej i oferty będą znacznie lepsze (jak te za Davisa, Hardena, czy nawet Jrue Holidaya). Bez zmian reguł gry, które są obecnie bardzo wygodne dla gwiazd ligi, wymian będzie więcej, bo tylko w ten sposób będzie im się opłacało zmieniać klub.