Telegram z Enbiej 8.11.2011- Dramatyczne końcówki, młodzież kontra weterani

Witam serdecznie.
Ubiegłej nocy NBA przygotowała dla nas 8 spotkań w wieloma ciekawymi match-upami. O pięciu z nich przeczytacie w tej relacji, więc zaczynamy..

Washington Wizards 97:90 Indiana Pacers

Do Indianapolis przyjechali rozgoryczeni poprzednią porażką z Raptors Washington Wizards z naszym Marcinem Gortatem w pierwszej piątce. Wydawało się, że już po pierwszej kwarcie, którą świetnie rozegrali gracze Wizards spotkanie jest rozstrzygnięte. Czarodzieje prowadzili 32 do 14, a styl gry w jakim to zrobili był oszałamiający. Dość powiedzieć, że sam Nene zdobył więcej punktów w pierwszej kwarcie niż cały skład Pacers. Brazylijczyk zakończył kwartę z 15 punktami. Druga kwarta to dalsza dominacja Wizards. Dobre zmiany dali Kevin Seraphin i Kris Humphries. Francuz grał za Gortata, który już w pierwszej kwarcie mając na koncie 4 zbiórki zaliczył dwa szybkie faule (1 techniczny) i trener Randy Wittman nie wpuścił go już na boisko, aż do rozpoczęcia trzeciej kwarty. Bardzo dobrze w koncepcji gry Wizards spisuje się Rasual Butler, który gra jako typowy gracz 3&D. Bardzo dobrze biega po zasłonach, następnie rzuca bądź ścina pod kosz. Dwie trójki trafił świetnie dysponowany w tym sezonie pod względem strzeleckim Damjan Rudez. Naprawdę warto się przyjrzeć temu graczowi, gdyż strzelec z niego może być bardzo dobry. Kłopoty Wizards zaczęły się w momencie, gdy do głosu doszło ofensywne trio Pacers w postaci Donalda Sloana, Kris Copelanda i Salomona Hilla. Raz za razem kuli defensywę Wizards swoimi trójkami i penetracjami, na które defensywa Wizards nie była gotowa. 6 punktów w tej kwarcie zapisał na swoim koncie Gortat, a Pacers zredukowali przewagę Wizards to tylko 8 punktów. Ostatnia odsłona to dalszy popis Hilla, dla którego był to najlepszy mecz w karierze. Kiedy na trzy punkty zbliżyli się gracze z Indiany do głosu doszedł duet John Wall i Gortat, który wspólnie zdobył kolejne 10 punktów w meczu i wynik był już bardziej opanowany. W 1 kwarcie kontuzji doznał Roy Hibbert i defensywa Pacers musiała sobie radzić bez niego.

wizards

New York Knicks 96:103 Atlanta Hawks

Mimo zdecydowanego prowadzenia w początkowej fazie spotkania graczy Knicks to Atlanta Hawks cieszyła się z końcowego rezultatu. W zasadzie Knicks grali dobrze dopóki spotkanie trzymał w ryzach Carmelo Anthony. Melo zagrał przyzwoicie, lecz po raz kolejny miał wiele przestoi w spotkaniu oraz selekcja rzutowa jest przeciętna, z drugiej strony nie ma zbyt dużego wsparcia w swoich kolegach. Knicks to tak naprawdę 3-4 graczy, która potrafi przyzwoicie grać w kosza. Stoudomeire, Shumpert i Hardaway jr. grają naprawdę dobrze w tym sezonie, lecz co z tego jak pozostali gracze wypalają raz na kilka spotkań. Spotkanie dla Jastrzębi wygrał Kyle Korver. Super strzelec dystansowy z Hawks uzbierał w spotkaniu 27 punktów trafiając przy tym 6 z 9 rzutów zza łuku. Co ważne Korver zdobywał punkty nie tylko po rzutach zza łuku, ale bardzo dobrze penetrował i wymuszał rzuty wolne. Hawks już w drugiej kwarcie zaczęli gonić wynik. Spotkanie było wyrównane ze zmianami prowadzącego, aż do ostatniej kwarty, w której nonszalanckim, lecz skutecznym rzutem z kontry z 8 metrów popisał się Korver. Po tym rzucie morale Knicks jakby upadły i Jastrzębie dowiozły wynik na prowadzeniu, aż do końca spotkania.

hawks

Minnesota Timberwolves 92:102 Miami Heat

Jeżeli trio Lebron James, Dwayne Wade i Chris Bosh było nazywane „Big 3” to zamiana James na Luola Denga stworzyło z nich „Great 3”. Jeżeli chcecie oglądać inteligentną koszykówkę włącznie sobie mecze Miami Heat. Współpraca między Dengiem, a Wadem jest kwintesencją koszykówki. Ich akcję, wzajemne wsparcie jest kapitalne. Wade w końcu ma przy sobie gracza, który nie boi się za niego harować w obronie. To nie tak, że Wade nie broni, po prostu Deng robi całą czarną robotę. Dla Denga to także pozytyw, nie musi rzucać po 20 punktów co mecz, lecz rzuca 15 na dobrej skuteczności, a swój kontrakt spłaca kapitalną defensywą oraz boiskowym IQ w ataku. Heat prowadzili bezpiecznie praktycznie przez całe spotkanie z małymi wyjątkami. Ich gra była bardzo płynna w przeciwieństwie do gry Wilków, którzy szarpali, starali się wybić graczy Żarów z rytmu. Po raz kolejny Thaddeus Young okazuje się najlepszym graczem Wolves. Trzeba przyznać, że naprawdę dobrze spisuje się w ekipie z Minnesoty. Timberwolves rozgrywali mecz bez kontuzjowanego Ricky’ego Rubio co było widać m.in. po liczbie 13 asyst w przeciągu całego spotkania. Heat za to grali bardzo zespołowo, sam Wade miał na koncie 8 asyst z 26 całego zespołu.Już w 4 kwarcie po trójce Kevina Martina Wilki zbliżyły się na 4 punkty do Miami Heat, lecz wtedy piłkę w ręce wzięli doświadczeni Wade i Bosh, którzy przypieczetowali zwycięstwo Heat.

heat

 

 

Boston Celtics 106:101 Chicago Bulls 

Miałem dziwne przeczucie, że w tym spotkaniu górą okażą się Celtowie (typer enbiej why?). Spotkanie zostało rozegrane bez Derricka Rose’a, Marcusa Smarta i Rajona Rondo. Bulls po raz kolejny mieli spore problemy w defensywie. Już po pierwszej połowie mieli na koncie stracone 56 punktów przy tylko 41 rzuconych. Wydawało się, że świetnie dzielący się piłką Celtics spokojnie dociągną wynik do końca spotkania, zwłaszcza, że mieli zdecydowaną przewagę na desce. Bulls pomimo straty 16 punktów przed ostatnią odsłoną zdołali się podnieść, a to głównie za sprawą Aarona Brooksa, który zdobył w tej kwarcie 19 punktów przypominając kibicom rywalizację z play off z 2013 roku, gdzie podobne wyczyny prezentował im Nate Robinson. Bulls mieliby nawet okazję na wygranie spotkania, gdyby po niecelnym lay’upie Evana Turnera zebrali piłkę. Tak się jednak nie stało, a to dzięki Kelly’emu Olynykowi, który świetnie wywalczył piłkę i oddał ją na obwód, w momencie kiedy Celtics mieli 2 punkty przewagi, a do końca spotkania zostało 20 sekund. Po raz kolejny świetnie składem dyrygował Brad Stevens. Aż siedmiu zawodników przekroczyło granicę 10 punktów. Brawo! Ewidentnie z grą na pozycji rozgrywającego ma Kirk Hinrich, który zdecydowanie lepiej czuje się teraz na dwójce wracając trochę do nawyków z kariery w koledżu.

Celtics

 

 

 

 

New Orleans Pelicans 100:99 San Antonio Spurs

Nic nie zapowiadało takich emocji jakich uświadczyliśmy w tym spotkaniu. Mecz był bardzo wyrównany ze zmianami na prowadzeniu. W 3 kwarcie do głosu doszli jednak gracze Pelicans prowadzeni przez swojego lidera Anthony’ego Davisa. Ten gość to bestia. Obok DeMarcusa Cousinsa najlepszy podkoszowy młodego pokolenia z wielkimi szansami na bycie w top3 ligi. Co raz bardziej podoba mi się gra Tyreke’a Evans, który przypomina powoli gracza, którym zachwycaliśmy się w jego debiutanckim sezonie. Emocjonujące końcówki to chyba specjalność graczy Spurs. W ostatnich minutach przypomniał o sobie MVP finałów 2014 Kawhi Leonard walcząc na tablicach oraz rzucając 4 punkty. Wydawało się, że Spurs nawet wygrają te spotkanie, kiedy trzy rzuty osobiste wykorzystał Danny Green po faulu Erica Gordona. Pels mieli 11 sekund na rozegranie akcji, a na boisku nie było Tima Duncana. Jak myślicie do kogo poszła piłka? Tak macie rację, piłkę na linii osobistych otrzymał Davis i penetracją rzucił dwa punkty po lay-upie wyprowadzając Pelicans na jednopunktowe prowadzenie. 7 sekund do końca i dwie szanse na wygranie spotkania miał Leonard, najpierw po penetracji Tony’ego Parkera dostał piłkę w lewym rogu, lecz jego trzypunktowy rzut został zablokowany przez Jrue Holiday’a. Piłka jakimś cudem ponownie trafiła do Leonarda, który spudłował rzut z około 3 metrów i to Pelicans mogli cieszyć się ze zwycięstwa.

pelicans

 

Komentarze do wpisu: “Telegram z Enbiej 8.11.2011- Dramatyczne końcówki, młodzież kontra weterani

  1. Niestety ta porażka pokazała że Chicago w walce o tytuł liczyć sie nie będzie.
    Oni juz po prostu nie potrafią dobrze bronić. Byki z tamtego sezonu zatrzymały by Boston na 40% a teraźniejsze były miejscami ogrywane jak dzieci.
    Między obroną jaką aktualnie prezentują a obroną na mistrza jest przepaść której nie da sie niczym zakryć.

  2. Wygrałeś internet GPR,na starcie sezonu,Btw.Spurs też już się nie liczą?

    1. serio nie widzisz różnicy? W San Antonio mają w zasadzie ten sam zespół więc o nich faktycznie można mówić że sie nie przykładają. W Chicago natomiast zmieniło sie wiele. W ataku na dobre ale w obronie sam pisałeś ze jest źle. Obecnie to są chłopcy we mgle przy czym świadomie użyłem słowa chłopcy.
      Oni oczywiście mają jeszcze dużo czasu aby się zgrać i nauczyć taktyki jednak nie widzę tu zadatków na solidną obronę. Taką która daje mistrzostwo i taką na której można polegać gdyby skuteczność szwankowała.

  3. Knicks co odwalają!!! Melo mniej skuteczny chyba być nie może? (Zapewne się mylę).

  4. Oglądałem mecz Byków i faktycznie obrona była bardzo słaba. Jednak mecz rozstrzygnął się tak naprawdę pod koniec 2 kwarty. Celci nagle odjechali do przewagi 15 pkt. Niestety, ale Tibs w tym meczu mnie strasznie zawiódł. Nie rozumiem dlaczego Hinrich grał tyle minut, gdyż zaprezentował on poziom poniżej żałosnego. Uważam, że już w drugiej kwarcie minuty powinien dostać Snell, bo Hinrich nic nie wnosił również w obronie. Na każdej zasłonie go nie było. Dzień konia miał Brooks, ale grał świetnie przez cały mecz – w końcówce meczu po prostu włączyła mu się frustracja, zaczęło mu wchodzić i sam gonił wynik nie tylko punktami. Słaby mecz Noah, ale to już kolejny po powrocie po tej przerwie.
    Tibs niestety w kolejnym sezonie promuje Hinricha, który czasami ma mecz po prostu żałosny i wtedy od razu powinien siadać na ławę i nie wracać.

  5. Myślę, że za dużo oczekujesz już dziś i rzucasz słowa nie zważając na fakty. Wrzuć na luz i poczekaj do stycznia. Czas będzie działał na korzyść wszystkich 5 nowych graczy (dwóch to totalni debiutanci)i kontuzjowanych na dziś Rose’a,Noaha czy grających z urazami Gibsona czy Butlera. Popatrz na Cavs i Heat, czy tam po zmianach,jest już lepiej?

Comments are closed.