W końcu ich zła seria dobiegła końca! Charlotte Bobcats Michaela Jordana nie mogli zrobić lepszego prezentu na Nowy Rok swojemu właścicielowi niż wygrana nad byłym klubem M.J.’a – Chicago Bulls. Na usprawiedliwienie gospodarzy trzeba podkreślić, że zagrali oni bez kontuzjowanego Kirka Hinricha i rozgrywanie piłki spoczęło na barkach Nate’a Robinsona oraz Marquisa Teague’a. Obaj playmakerzy pudłowali na potęgę i wyraźnie przegrali rywalizację z duetem Kemba Walker – Ramon Sessions.
Podopieczni Mike’a Dunlapa od pierwszej kwarty kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie United Center, wygrywając pierwszą odsłonę 28-18 i pokazując utytułowanemu rywalowi, że tym razem interesuje ich tylko zwycięstwo.Gościom nie przeszkodził fakt nieobecności w grze Michaela Kidda-Gilchrista, który w poprzednim meczu z Hornets doznał urazu oka.
Najlepsi zawodnicy:
Czwórka najlepszych graczy Rysiów popsuła noworoczne przyjęcie Bulls. Zamiast 17 wygranej gospodarzy, fani zgromadzeni w United Center musieli oglądać 8 wygraną gości, kierowanych przez wszechstronnego Kembę Walkera (18pkt – 8zb – 6as – 4 przech – 2 blk). 16 oczek dołożył do dorobku gości Gerald Henderson, a kluczowymi graczami okazali się również rezerwowi – Ramon Sessions (15pkt) i Ben Gordon (15pkt).
Najważniejsze statystyki:
Wsparcie z ławki było najbardziej widoczne w końcówce pierwszej odsłony i na starcie czwartej. To w tych dwóch różnych partiach spotkania przyjezdni wykorzystywali swoje czynniki X. 30 oczek ze strony duetu obrońców Gordon-Sessions oraz mocne wejście ocierającego się o double-double Jeffa Adriena (9pkt i 10zb) dało rezerwowym z Charlotte lepszy bilans punktowy od ławki miejscowych (39-24).
Najbardziej zawiedli:
Zdecydowanie zabrakło punktów z rąk obwodowych graczy Chicago. Marquis Teague (2-7), Marco Belinelli (3-12) i Nate Robinson (2-11) wyraźnie przegrali rywalizację na pozycjach obrońców. Statystyka skuteczności z gry – na korzyść teamu z Charlotte -(47% do 35%) mówi sama za siebie..
Najważniejszy moment meczu:
Start czwartej kwarty, rozpoczęty od zrywu gości (10-0). Byki nie trafiły z gry do kosza rywala przez kolejne 5 i pół minuty! tym samym czasie mnożyły się straty Bulls, a swój były zespół – w trzecim od powrotu po kontuzji kolana – pogrążał Ben Gordon (6pkt podczas runu oraz 15 w meczu). Co ciekawe, najlepszy strzelec zza łuku w historii Chicago, nie oddał w tym meczu ani jednej próby rzutu zza 3pkt.
Ciekawostki:
Bobcats uniknęli kolejnego faktu bycia 4 drużyną w historii NBA, która nie wygrała żadnego meczu w miesiącu. Tej niechlubnej sztuki NBA nie widziało od poprzednich rozgrywek (0-16 w kwietniu 2012) . Bulls po raz 7 podczas ostatnich 9 spotkań przegrywają walkę o zbiórki na tablicach. Goście z Charlotte wygrali spotkanie, mimo faktu, iż popełnili oni 18 strat (7 więcej niż gospodarze). Była to również pierwsza wygrana Bobcats na wyjeździe od 10 spotkań.
Podsumowanie:
Bulls wg mnie wyraźnie zlekceważyli przeciwnika i fatalnie prezentowali się w skuteczności z dystansu (4-16 we własnej hali). Ponadto ich wskaźnik procentowy z bliższej odległości też zostawiał wiele do życzenia (35%). Miejscowym nie pomogły kolejne osiągnięcia double-double Carlosa Boozera (19pkt i 14zb) czy Luola Denga (20pkt i 12zb). Obaj liderzy trafiali ze zmiennym szczęściem, pierwszy 7 na 18, drugi 9 na 19. Z pomocą dla osłabionego grypą Joakima Noaha nie przyszedł również Taj Gibson (3-9 z gry i 4 faule). Ci Bulls, którzy imponowali na swoim parkiecie w ostatnich dwóch latach, zatracili swoją moc wraz z odejściem kluczowych zadaniowców jak Omer Asik oraz Kyle Korver. Jak na razie Tom Thibodeau nie może odpowiednio dopasować nowych graczy i musi patrzeć na mierny bilans swojej ekipy w United Center (9-8).
Wynik: 91 – 81 dla Bobcats.
Najlepsi strzelcy: Walker (18), Henderson (16), Sessions i Gordon (po 15) oraz Deng (20), Boozer (19) i Hamilton (11).