Eurobasket 2022 – Grupa D, dzień 2/5

Cześć!

Drugi dzień rozgrywek w grupie D przyniósł nam sporo emocji – chociaż dla nas niekoniecznie pozytywnych. Wybaczcie, że dzisiaj trochę oszczędniej, jeśli chodzi o mecz Polaków. Ale kto oglądał, ten wie, że w zasadzie nie ma o czym mówić. A kto nie oglądał, niech lepiej tego nie robi. Żeby nie było, że nie ostrzegałem. Na szczęście dwa kolejne mecze stały na dobrym poziomie nie tylko ze strony jednej drużyny. Zapraszam na podsumowanie drugiego dnia zmagań w Pradze.

 

Polska – Finlandia 59-89

fot. FIBA

Ponitka 8 pkt, 5 as / Salin 22 pkt, 6 as, 6/10 za 3

Od początku to spotkanie nie układało się po myśli naszych zawodników. Chociaż pierwszy wjazd Ponitki pod kosz mógł zwiastować powtórkę z wczoraj, to jednak Finowie skutecznie odcinali nam możliwość zagrywania piłek pod kosz. Do tego dwa szybkie faule złapał Olek Balcerowski. Biało-niebiescy niszczyli nas na zbiórkach, lepiej dzielili się piłką i co chwilę mieli otwarte pozycje zza łuku. Biało-czerwonych w grze trzymały przede wszystkim rzuty wolne, których w pierwszej połowie rzucaliśmy aż 23 (przy 8 Finów). Jednak aż 7 z nich nie trafiliśmy. Z gry było tragicznie – 29% za 2 i za 3. Do przerwy było -14.

Po zmianie stron nie było z naszej strony pogoni. Finowie skutecznie nas pacyfikowali: w ataku nie mieliśmy pomysłu na wyprowadzanie naszych na wolne pozycje, a po drugiej stronie nasi rywale robili to niemal z łatwością. U nas weszli rezerwowi i nie radzili sobie bardzo źle, natomiast strat nie zmniejszyli. Finowie zaś spokojnie kontrolowali mecz, do tego wręcz ośmieszając naszą obronę, trafiając kolejne trójki (często z otwartych pozycji). W całym spotkaniu rzucili ich aż 17, na 45% skuteczności. Mecz zakończył się ich zasłużonym zwycięstwem aż 30 punktami. Żaden z naszych graczy nie zdobył więcej niż 8 punktów, co dużo mówi o tym jak zagraliśmy. Trzeba się otrząsnąć, bo starcie z Izraelem za dwa dni będzie niesamowicie ważne.

Czechy – Serbia 68-81

fot. FIBA

Balvin 14 pkt, 9 zb / Jokic 30 pkt, 11 zb, 5 as

Wydawało się, że to może być starcie bez historii. Że Czesi bez Satoransky’ego zostaną zmiażdżeni. Cóż, były momenty, gdy tak to wyglądało. Jokic i spółka grali piękny dla oka oraz efektywny basket. Jednak gospodarze walczyli jak mogli i trzymali się co prawda z tyłu, ale przy względnie niedużej stracie. Chociaż, kiedy w trzeciej kwarcie różnica urosła do 22 oczek, wydawało się, że jest po meczu.

Nic bardziej mylnego. Run 11-0 na koniec kwarty i z „bezpiecznych” 22 punktów zostało tylko 11. Serbowie dalej wychodzili na czyste pozycje, ale przestali tak regularnie trafiać. Czesi także się mylili, ale dawali z siebie 200% po obu stronach parkietu – i byli w stanie trzymać się głównie na 8-10 punktach straty. Nawet wyjście Serbów na +12/14 było zaraz pacyfikowane. A z każdą udaną akcją głośniejsi byli kibice gospodarzy – i to oni nieśli swoją drużynę. Serbia nie potrafiła zamknąć tego meczu, a na 2:57 do końca, po trafieniu Audy, było tylko 8 punktów straty. Przyjezdni jednak pokazali, że nie bez przyczyny są określani mianem jednego z faworytów całego turnieju. Ponownie odskoczyli i Czesi znów musieli odrabiać straty. 1,5 minuty później, na 81 sekund do końca, znów było +8. Czas uciekał, a do tego piłkę mieli Serbowie… Na 55 sekund do końca, bo ładnie rozegranej akcji, zza łuku przymierzył Vanja Marinkovic – i nie pomylił się, trafiając dagger w samo serce Czechów. Spotkanie zakończyło się wynikiem 68-81. Zasłużonym, ale nie tak przekonywującym zwycięstwem. Czesi są teraz w trudnej sytuacji, bo po przegranych dwóch meczach każde potknięcie może ich już kosztować awans do 1/8.

fot. FIBA

Niderlandy – Izrael 67-74

fot. FIBA

De Jong 12 pkt / Avdija 21 pkt

Najmniej prestiżowy tego dnia mecz. Początkowo było bardzo wyrównanie, a pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 18-18. Było dosyć niemrawo – był nawet moment, kiedy żadna ze stron nie dopingowała swojego zespołu. I było słychać krzyki zawodników – jak na treningu albo zamkniętym sparingu. Jednak w drugiej odsłonie sytuacja się zmieniła. Pomarańczowi przycisnęli: dobrze dzielili się piłką, aktywnie walczyli na obu tablicach, a do tego potrafili wypracować sobie dobre pozycje. A kiedy szaleć zaczął De Jong (najpierw trójka z faulem, potem kolejne wymuszone wolne), to przewaga wyniosła już 11 oczek. Do przerwy było 40-32 dla Niderlandów.

Po zmianie stron wydawało się, że będzie dalej trwał napór Pomarańczowych – ale to Izrael złapał wiatr w żagle i zmniejszył straty do 5 oczek. Niderlandczycy zdołali co prawda odskoczyć, ale pod koniec Q3 strata zmalała najpierw do 5, potem do 3, aż wreszcie do 1 punktu. Przed ostatnimi 10 minutami wynik brzmiał 51-50. Czyli zapowiadało się na emocje w końcówce.

Czwarta kwarta rozpoczęła się od trójki Izraela, który po raz pierwszy od długiego czasu objął prowadzenie. Jednak w odpowiedzi z dystansu przymierzył były gracz Trefla Sopot Yannick Franke i to znów Niderlandy były minimalnie z przodu. Do końcówki wynik oscylował wokół remisu. Na 3:45 minuty do końca było +1 dla Pomarańczowych, na 2:53 2+1 trafił Avdija i wyprowadził swój zespół na prowadzenie 64-62. Deni wziął na siebie ciężar gry – w następnej akcji po prostu zagrał izolację, którą zakończył celną trójką. 2:07 do końca, 67-62 dla Izraela, swój ostatni czas wykorzystują Niderlandy. Zdobyli co prawda 2 oczka – ale potem desperacką trójkę przy kończącym się czasie trafił Madar i było +6. Na 37 sekund do końca z bardzo daleka próbował Van Der Vuurst, ale pomylił się. Wydawało się, że jest po meczu, natomiast presing Niderlandów przyniósł skutek. Po przechwycie arcyważną trójkę trafił De Jong i na 13.8 s do końca było „tylko” +3. Tylko albo aż, bo piłkę mieli prowadzący zawodnicy Izraela. Mekel, faulowany, trafił na linię i nie pomylił się ani razu. 11.6 do końca, niecelna trójka Kloofa i było już wiadome, że Izrael dołączy do Serbów z wynikiem 2-0, a Niderlandy do Czechów z 0-2. Spotkanie zakończyło się wynikiem 74-67. Poniżej kilka akcji – warto!

Jutro dzień przerwy. Plan na poniedziałek:

14:00 POLSKA – IZRAEL

17:30 Czechy – Niderlandy

21:00 Serbia – Finlandia

 

Czyli najpierw emocje Kosz Kadry, potem walka gospodarzy o życie, a na koniec starcie dwóch ekip z najliczniejszymi i najgłośniejszymi kibicami, a zatem ogień na trybunach gwarantowany. A i na boisku powinno być ciekawie, bo obie drużyny świetnie dzielą się piłką i chętnie rzucają za 3. Miodzio! Także do usłyszenia!

 

Źródło zdjęcie wyróżniającego: FIBA