Playoffowy Fast Break: DeMony DeMara, Spurs muszą przeżyć bez Parkera

W ubiegłym sezonie przed swoim pierwszym meczem w Toronto w serii z Cleveland Cavaliers, Raptors byli po dwóch blow-outach, w których nie mieli wiele do powiedzenia. W kolejnych dwóch spotkaniach dzięki wsparciu swoich kibiców i świetnej grze tria Lowry-DeRozan-Biyombo udało im się wygrać z wówczas niepokonanymi Cavs. Historia praktycznie powtórzyła się także w tym roku, tyle że tym razem ich szanse na pokonanie Cleveland w choć jednym meczu są dosyć małe.

Dzieje się tak z kilku powodów. Kyle Lowry nie jest w pełni zdrowy, a w Game 2 dodatkowo odniósł jeszcze kontuzję nogi. Cavaliers mają wydaje się lepiej skonstruowaną rotację i są lepiej zgrani niż przed rokiem. Na te czynniki Raptors wpływu nie mają, jest jednak jeden aspekt, który musi zostać poprawiony, inaczej seria zakończy się sweepem po czterech blow-outach.

DeMar DeRozan wybiórczo w tych playoffach w niektórych spotkaniach dostaje mentalnej blokady, która nie pozwala mu na bycie sobą. Pierwszy raz widzieliśmy to w meczu numer 3 przeciwko Bucks, kiedy nie trafił żadnego rzutu z gry, a teraz podobne spotkania przydarzyły mu się w obu pojedynkach z Cleveland. Oczywiście oba zespoły podwajały go po każdym wyjściu po zasłonie, ale mimo wszystko – w pozostałych spotkaniach z Milwaukee DeRozan potrafił szybko oddać piłkę i uruchomić ruch piłki Raptors, który przy agresywnej pomocy Kozłów często prowadził do otwartych pozycji za trzy punkty. W obu meczach z Cavaliers piąty najlepszy strzelec tego sezonu robił to zbyt wolno, a lepsza ostatnio obrona Cavaliers miała mnóstwo czasu na rotacje w defensywie.

Zastanawia mnie także dlaczego, wiedząc że po zasłonie zostanie podwojony, DeRozan tak rzadko próbował w meczu numer 2 (w Game 1 robił to częściej, ale też mało razy w porównaniu do sezonu regularnego) grać 1-na-1 z J.R.’em Smithem, którego spokojnie byłby w stanie przejść, wymuszając po drodze pomoc któregoś z graczy Cavs bądź kontakt z jednym z nich i dostać się na linię. W pierwszych dwóch spotkaniach z Cleveland DeRozan na linii był łącznie 8 razy.

Jedyna nadzieja Raptors w tym, że obecność przy własnej publiczności DeMar będzie bardziej pobudzony do agresywnej gry, a nie tylko oddawania trudnych rzutów z półdystansu. Będzie musiał kreować własne sytuacje do zdobycia punktów, bo w grze pick-and-roll Cavaliers będą go praktycznie na pewno dalej podwajać. Te sytuacje jednak również musi wykorzystywać, bo obrona Cavaliers nie jest wcale lepsza od defensywy Bucks i szczególnie w Toronto może to być kolejne okno do zdobywania punktów, jeśli wokół niego Dwane Casey wystawi lineup z trzema strzelcami z dystansu (lub tak jak w pierwszej piątce czterech – Lowry’ego, Powella, Pattersona oraz Ibakę).

Raptors będą mieli szansę na wygranie meczu tylko przy dobrej postawie obu swoich backcourtowych gwiazd. Tak samo, jak było przed rokiem. Problem w tym, że w tych playoffach będzie to podwójnie trudne, bo tak jak DeRozan musi odpędzić demony ze swojej głowy, Lowry musi dalej zagryzać zęby i teraz grać już nie tylko z urazem pleców, ale także kostki.


San Antonio Spurs w świetnym stylu odpowiedzieli na kompromitujący występ w meczu numer jeden i pewnie pokonali Houston Rockets w Game 2, ale w kontekście całej serii wygrana ta nie na pewno nie smakowała tak, jakby się tego spodziewali. Kiedy Tony Parker w czwartej kwarcie nie podnosił się z parkietu, a potem nie był w stanie wykonać nawet kroku o własnych siłach wiadomo było, że nie było to zwykłe stłuczenie kolana. Kilkanaście godzin później wszystko się wyjaśniło i teraz już wiemy, że nie zobaczymy Francuza już do końca playoffów.

Powrót Parkera do dyspozycji z serii przeciwko Memphis Grizzlies był jednym z czynników, dzięki którym Ostrogi od samego początku kontrolowali mecz numer dwa. Nie tylko efektywnie dostawał się w pomalowane z izolacji i uruchamiał stamtąd ball-movement Spurs, bądź kończył akcje spod obręczy, ale także wykorzystywał do bólu wszystkie zmiany krycia wykonane przez obronę Rakiet. Atakował w pick-and-rollu, po czym szybko wycofywał się z powrotem na obwód (cały czas kozłując piłkę), ale zamiast Patricka Beverleya miał na sobie Ryana Andersona, z minięciem którego nie miał żadnych problemów.

W czwartej kwarcie, gdy na parkiecie nie było ani Leonarda, ani Hardena Parker był najlepszym graczem na boisku, prowadząc zwycięski marsz Spurs, którzy w tym fragmencie meczu grali bardzo aktywnym i efektywnym po obu stronach parkietu small-ballowym ustawieniem (fantastyczny był w nich Jonathan Simmons). Po zejściu z parkietu dzieło zniszczenia dokończył spektakularny w tym meczu Leonard, który podwajany po zasłonach znajdował lepiej ustawionych partnerów, a w izolacjach pokazał znowu, że Trevor Ariza nie ma najmniejszych szans w bronieniu go 1-na-1.

Teraz pod nieobecność Parkera Leonard dostanie jeszcze większą rolę jako playmaker drużyny, a w końcówkach spotkań praktycznie każde posiadanie będzie rozpoczynane od niego. W przeciągu spotkania będzie musiał jednak dostać wsparcie, bowiem Rockets nie zrezygnują z podwajania go po zasłonach. Dlatego Gregg Popovich może zastanawiać się nad wrzuceniem do pierwszej piątki nie Patty’ego Millsa – co wydaje się najprostszym i być może też najlepszym ruchem – ale Manu Ginobiliego, który w tej serii pokazał, że potrafi minąć z pomocą zasłony pierwszą linię obrony Houston i czasem nawet skończyć spod obręczy (w Game 1 miał najlepszy wśród graczy regularnej rotacji plus-minus na poziomie -7, w Game 2 już +16).

Spurs tracą bardzo ważną część swojej ofensywy i będą musieli teraz wykorzystać każdą przewagę, jaką tylko dostaną. Dlatego jeszcze więcej posiadań w post powinien dostać LaMarcus Aldridge, a Popovich zastanowić się, czy nie używać częściej niskich ustawień, które w Game 2 praktycznie wygrały mu mecz. Lineup złożony z Millsa, Danny’ego Greena, Simmonsa, Leonarda i Aldridge’a ma ogromny potencjał i w defensywie ma zarówno wzrost na kluczowych bronionych pozycjach (Leonard, Green), jak i atletyzm (Simmons), jak i mało słabych punktów w ofensywie, która w tym przypadku musiałaby być jednak prowadzona w pełni przez Kawhi’a. Tego odciążenia supergwiazdora Spurs będzie bez Parkera najbardziej brakowało i pomimo faktu, że według Davida Fizdale’a jest to robot, to może u niego pojawić się zmęczenie. Spurs nie stoją jednak (jeszcze) na straconej pozycji.

Komentarze do wpisu: “Playoffowy Fast Break: DeMony DeMara, Spurs muszą przeżyć bez Parkera

  1. Teraz czas aby LaMarcus udowodnił swoją wartość i obronił kontrowersyjną decyzję opuszczenia szeregów Blazers

  2. Zamiast Parkera mógłby grać Manu, natomiast wtedy jako zmiennik Greena grałby pewnie Anderson, chociaż Pop mógłby zagrać Simmonsem i Bertansem odpowiednio jako zmiennikami Greena i Leonarda. Jest trochę opcji ale ciężko będzie zastąpić TP wobec jego ostatnio bardzo dobrej gry. Murray chyba jeszcze za młody i słaby na ten etap, a przynajmniej na większe minuty.

  3. W każdym razie Murraya nie ma co wystawiać, rookies za byle co są gwizdani, Manu trochę za wolny na Houston, pozostaje Mills który wcale w jakiejś wybornej dyspozycji nie jest ale potrafi się zmotywować i lubi grać (z wzajemnością) z Aldridgem, H-Town to bardzo trudny teren nikłe szanse na zwycięstwo ale nie niemożliwe

  4. Ja uważam że Murray na 90 % wskoczy, jak mu nie będzie szło to wchodzi Mills. Najprostsze rozwiązanie i chyba najlepsze Mills ma ciągnąć 2 unit

Comments are closed.