Rockets wygrali Game 2, Clippers wciąż bez Paula

96 osobistych łącznie zostało oddanych w tym spotkaniu, z czego 64 przez Rockets, co jest najwyższym wynikiem od play-offów w 1993. Blake Griffin niszczył w pierwszej połowie, zdobył w niej 26 punktów, ale tylko 8 miał po przerwie. W drugiej połowie Clippers rzucali ze skutecznością … i nie mieli przez kogo poprowadzić ataku, na co James Harden odpowiedział 16 „oczkami” w samej czwartej kwarcie i poprowadził comeback Rockets.

Najwyższa przewaga Clippers w tym spotkaniu sięgnęła 13 punktów na początku trzeciej kwarty i wyglądało na to, że goście będą ją powiększać, a Rockets nie mają większych szans na odrobienie strat. Jednak dużo wolniejsze tempo i to, że przestaliśmy połowę tej ćwiartki na linii osobistych, pozwoliło Rockets na zmniejszenie straty do 2 punktów na 12 minut przed końcem i ograniczenie punktów z kontr Clippers, na czym budowali oni swoją przewagę w pierwszej połowie.

W czwartej kwarcie mecz przejęli Harden i Ariza, to do nich należało pierwsze 15 punktów Rockets w tamtej ćwiartce i to oni zrobili run 15-3. Clippers zaczęli się gubić, tracili piłki przez głupie błędy, Jamal Crawford próbował wziąć drużynę na siebie i skończyło się to jak zawsze. Dopiero Austin Rivers nadrobił straty rzucając 5 punktów z rzędu, zanim zgubił piłkę w decydującym posiadaniu… ale to za chwilę.

Rakiety powiększały przewagę przez świetną grę Hardena, który w końcu zaczął wchodzić pod kosz i wymuszał faule tak jak zwykle, co nie wychodziło mu w Game 1, znaczenie miało też to, że DeAndre Jordan siedział wtedy na ławce. Clips do meczu jeszcze wrócili, Rivers przywrócił na boisko Jordana, hack-a-Howard przyniosło sukces w ważnym posiadaniu, a różnica zmniejszyła się do 4 punktów. Wtedy Harden z dziecinną łatwością spenetrował pod kosz i skończył lay up.

Jamal Crawford dostał się na linię i trafił oba, potem spudłował Corey Brewer i Clippers mieli okazję na kluczowe punkty z kontry, ale Austin Rivers był Austinem Riversem i zrobił to:

Rockets zamknęli mecz przez dwa trafienia z linii Howarda, a na koniec wynik poprawił jeszcze Harden. Skończyło się na 115-109 i Clippers są sami sobie winni, bo ten mecz zdecydowanie był do wyrwania.

Harden skończył spotkanie z 32 punktami, miał też 7 asyst i 7 strat. Zanim włączył normalne obroty w czwartej kwarcie, głównie pełnił rolę rozgrywającego, rzuty mu nie wchodziły, a on wygląda jakby bał się penetrować na DeAndre Jordana. Z Brodaczem na parkiecie Rockets byli o 14 punktów lepsi od rywali.

Dwight Howard miał kolejny świetny mecz na 24 punkty, 16 zbiórek, 3 asysty i 4 bloki. Dwight kończył loby od Hardena (ale trzeba tu oddać Clippers, że całkiem dobrze sobie radzą z obroną pick’n’rolla tej dwójki) i wygląda jak ten stary dominator z czasów Orlando. Doc Rivers wysłał go na linię aż 21 razy. Howard trafił tylko 8 wolnych, ale w tym dwa kluczowe na 16 sekund przed końcem.

Blake Griffin miał najlepszą połowę swojego życia do przerwy, zdobył 26 punktów i trafiał wszystko, niszczył wszystkich graczy, którzy próbowali go bronić. Był fenomenalny. Był Barkleyem albo Malonem. W drugiej połowie Rockets zrobili z niego kogoś grającego kilka klas niżej, zaczęli bronić w pick’n’rollu, Griffin nie miał dobrych pozycji na post up, a niemożliwą robotę wykonał Trevor Ariza, który krył Blake’a przez duże części drugiej połowy. To pozwoliło też Rockets na częstsze uruchamianie small-ballu, na który Rivers odpowiadał ściąganiem z boiska Jordana, co bardzo pomagało Rakietom.

Jordan grał tylko 25 minut, z powodu taktyki Riversa, hack-a-Jordan i własnych problemów z faulami. W tym czasie wykręcił bardzo dobrą linijkę 16 punktów, 12 zbiórek, 2 przechwytów i 2 bloków, a Clippers byli +3 z nim na parkiecie. Był jednym z dwóch „plusowych” graczy Clips. Tym drugim był Lester Hudson, który został odkurzony z końca ławki i w 10 minut dał 5 punktów i 2 asysty, robiąc dużo dobrych rzeczy dla Clippers, którzy byli w tym czasie +9.

Przez 3/4 tej serii nie było aż tak widać braku Chrisa Paula, dopiero w drugiej połowie wczorajszego spotkania Clippers koniecznie potrzebowali swojego generała żeby grać normalnie. Rockets ograniczyli ich grę w pick’n’rollu, a ball-movement zaczął kuleć. Chris Paul taką obronę złamie, pytanie tylko na ile jest zdrowy. Przed tym meczem jego status był 50/50, ale w Game 3 już zagra na pewno. Jeśli Rockets nie usprawnią swojej gry i nie przestaną się bać Clippers i DeAndre Jordana, to ta seria może się skończyć szybko. Game 3 w piątek o 4:30.

Komentarze do wpisu: “Rockets wygrali Game 2, Clippers wciąż bez Paula

  1. Houston wyglądają mocno przeciętnie w tej serii. Jak CP3 wróci do grania to przy aktualnej dyspozycji Rockets awans LAC jest pewny

    1. Pewna jest tylko śmierć i podatki :) Ta wygrana może być wiatrem w żagle Rakiet. Jeśli tylko przestaną przegrywać pojedyńcze kwarty kilkunastoma pktami to będzie dobrze.

  2. Howard może i wraca do formy z Orlando, choć nigdy tak moim zdaniem nie będzie, bo tam zawsze był centralną postacią i cała gra ustawiona była wokół niego. Tutaj jest całkiem inaczej, osią drużyny jest Harden i to on w dużej mierze kreuje grę. Oczywiście Howard stanowi wartość w pomalowanym, ale jego rzuty z linii osobistych to jakiś koszmar. 8 na 21!!!

  3. sasoo

    Ja sobie bardzo cenię Houston, ale brak Pata i D-Mo jest odczuwalny. Do tego mam wrażenie, że Houston niestety już najlepsze w tym sezonie mają za sobą.

    Z drużyn, które zostały to najbardziej trzymam kciuki za Clippers, a w dalszej kolejności właśnie za … Houston, a jak nie Rakiety to Wall i spółka. Nie chciałbym mistrzostwa dla GSW i Cleveland.

    1. pewnie, że jest odczuwalny, ale bez nich zrobili w koncowce 2 miejsce w konferencji, wiec chyba jakoś im ta gra idzie. Ja wiem, że LAC to ciężki matchup dla Rakiet, ale to jest połfinał konferencji. Tutaj nie ma łatwo. Harden też jeszcze nie gra na maksymalnych obrotach ( no może poza 4 kwartą dzisiaj) Wystarczy że Brewer i Smith lekko podniosą FG% i powinno wystarczyć.

  4. A mnie znów wali po oczach problem na pozycji numer 4. Do tej pory Jones nawet dawał radę, z ławki uzupełniał go Smith i było fajnie. Ale w tej serii Smith w sumie gra swoje, tylko że póki co bez przebłysków, natomiast Jones wraca do grania z poprzednich PO kiedy to LMA robił z nim/przy nim co chciał. Tak nie może być! Terrence potrafi być złym chłopcem przecież… niech go puknie, stuknie, szarpnie, zaczepi. Niech mu powie do ucha, że jest mięczakiem. Niech mu zatruwa psychikę i ciągle gada, żeby BG nie potrafił myśleć o niczym innym. No kurde… Griffin jest w gazie i trzeba go męczyć i uprzykrzać mu życie z każdej strony. I więcej fauli na DeAndre. Jeżeli Rivers chce grać Hack-a-Howard to git… zagrajmy Hack vs. Hack.

    1. Na razie Ariza dał radę na Blake’u, ale masz rację TJ powinien pokazać jaja. Nie ma póki co płakać. Trzeba koniecznie wyszarpać jeden mecz w L.A potem będe spokojny o awans.

  5. Co tam sie działo że było aż tyle fauli i czemu tak mało o tym w tekście. Była jakaś brutalna gra?
    Ok Było Hack a Howard i wymuszone Hardena (razem 36) a co z pozostałymi 28 wolnymi? Plus 27 fauli Houston . Czy ten mecz dało sie oglądać?

  6. Nadal czekam na 50 wolnych Brody :)

    …. a ten Jones jest po prostu za słaby na czołowych PF tej ligi. W ubr LMA robił z nim co chciał, teraz BG.

    Będzie 4-2 dla Clipersów.

Comments are closed.