Paul George poprowadził Pacers do prowadzenia w serii

pacers_hawks

Bohaterem wieczoru była wschodząca gwiazda Pacers Paul George. Jego dzisiejsze triple-double jest pierwsze w historii play-off Indiany Pacers od czasów Marka Jacksona, któremu udało się dokonać tej sztuki w 1998 roku! Całe spotkanie poza chwilowym przebudzeniem gości w drugiej, przebiegało pod dyktando gospodarzy. Pacers wygrali rywalizację w zbiórkach. Dwójka Smith – Horford do przerwy prezentowała się chwilami lepiej od pary West – Hibbert. Po przerwie jednak wysocy Hawks zostali kompletnie zdominowani w walce pod tablicami, co szczególnie w ostatniej kwarcie było decydującym czynnikiem porażki.

Drużyna Bilans I kw. II kw. III kw. IV kw. Wynik
Indiana Pacers 1-0 34 24 26 23 107
Atlanta Hawks 0-1 26 24 19 21 90

Mecz zaczął się bardzo niekorzystnie dla gospodarzy, którzy zanim się obejrzeli już przegrywali 6-0 po trzech łatwych akcjach Hawks. Indywidualna akcja Hibberta i trójka Hilla uspokoiła sytuację. Wszyscy spodziewaliśmy się twardej obrony i niskiego wyniku. Tymczasem oba zespoły grały na wysokiej skuteczności zaskakująco łatwo dochodząc do dobrych pozycji rzutowych. Bardzo dobrze grał George Hill (aż 15 z 18 punktów w pierwszej połowie), który trafił dwa razy zza łuku. To dzięki niemu Pacers odzyskali prowadzenie. Od stanu 13-10 dla Hawks gospodarze zaliczyli run 13-2. Po udanym kontrataku Tylera Hansbrough i jego indywidualnej akcji przewaga Pacers wzrosła do 10 punktów (31-21). W następnej akcji trafił Ivan Johnson, ale Paul George w odpowiedzi zagrał akcję 2+1 i było 34-23. Jastrzębie opanowały jednak sytuację i nie pozwoliły na zwiększenie strat do więcej niż 11 punktów. Wynik kwarty ustalił trójką DeShawn Stevenson (34-26 dla Pacers).

Trenerzy obu zespołów na pewno nie byli usatysfakcjonowani intensywnością obrony i zwrócili na to szczególną uwagę podczas przerwy. W drugiej kwarcie piłka nie wpadała do kosza już tak często. W drużynie Atlanty do pracy wziął się Al Horford, który coraz częściej z powodzeniem grał izolacje przeciw Davidowi Westowi. Mimo tego przewaga Pacers wciąż oscylowała koło 10 punktów. Gdy na 6:18 do końca po udanej akcji Horforda Jastrzębie zniwelowały stratę do 7 punktów (38-45), trener gospodarzy Frank Vogel natychmiast poprosił o czas. Pacers cały czas jednak byli w odwrocie. Josh Smith dołączył do dobrej gry Horforda i gdyby nie głupie straty oraz George Hill Jastrzębiom zapewne udałoby się doprowadzić do remisu. Na 2:52 do końca gospodarze prowadzili jednak już tylko 49-44. Gracze z Indiany niczym nie przypominali skutecznej drużyny z pierwszej ćwiartki będąc często bezradnym w ataku pozycyjnym. Hawks nie wykorzystali jednak szansy. Niemiłosiernie pudłowali z rzutów wolnych (w całym meczu 7 na 14!) i Pacers przetrwali ten trudny okres i zaatakowali w końcówce. Po kontrze i punktach Stephensona było już nawet 55-47 dla gospodarzy. Na trójkę Teagua akcją za 2 punkty z faulem odpowiedział Paul George, który w pierwszej połowie w przeciwieństwie do graczy Hawks nie pomylił się ani razu na 10 prób z linii rzutów wolnych (w całym meczu 17/18). Połowa zakończyła się wynikiem 58-50 dla Pacers.

Druga połowa nie rozpoczęła się po myśli Jastrzębi, którzy wyszli na parkiet jakby rozkojarzeni. Pacers szybko zaczęli budować dwucyfrową przewagę. Punktowali praktycznie wszyscy gracze pierwszej piątki. Po trójce Stephensona na 4:52 do końca, przewaga  graczy z Indiany wynosiła już 16 punktów (77-61). Do walki próbował poderwać swoich kolegów Jeff Teague, jedyne poważne zagrożenie Hawks w trzeciej odsłonie. Było to jednak zdecydowanie za mało. W rolę prawdziwego lidera Pacers wcielił się Paul George, który dzielił i rządził, już pod koniec trzeciej kwarty będąc blisko triple double (kończył trzecią ćwiartkę mając 22 pkt, 8 zb i 10 as). Przedostatnia odsłona meczu skończyła się zdecydowanym prowadzeniem gospodarzy 84-69.

Początek ostatniej części spotkania dawał cień nadziei Jastrzębiom na odwrócenie losów meczu. Po akcjach Ivana Johnsona i Shelvina Macka drużyna z Atlanty zmniejszyła stratę do 11 punktów. Frank Vogel dmuchał na zimne szybko biorąc czas po kolejnej stracie swojego zespołu. Na 8:57 do końca było 87-76 dla gospodarzy. Rezerwowi Hawks dali świetną zmianę i powrócili nawet do obrębu jednocyfrowej straty. Po trójce DeShawna Stevensona było już tylko 89-81, a na zegarze ponad 7 minut do końca. To był decydujący moment spotkania. Niska piątka Hawks nie wytrzymała naporu wyższych gospodarzy, którzy w kilku kolejnych akcjach kompletnie zdominowali deskę. Wydaje się, że Larry Drew nie wyczuł odpowiednio momentu, aby przywrócić na parkiet graczy pierwszej piątki. Rewelacyjną zmianę dał Tyler Hansbrough. Pacers dosłownie zmiażdżyli na deskach graczy Atlanty kilkakrotnie rzucając z ponowienia w kolejnych akcjach. Po trójce Georga Hilla (jedyne punkty po przerwie) przewaga Pacers znów wróciła do bezpiecznych 12 punktów i Larry Drew poprosił w mojej opinii o spóźniony czas. Od tego momentu wynik był już kwestią formalności. Paul George w końcu skompletował swoje pierwsze triple double w play-off (23 pkt, 11 zb, 12 as) i w pełni zasłużył na miano gracza meczu. Ostatecznie Pacers wygrali zasłużenie 107-90.

Poza wspomnianym przeze mnie kilkakrotnie Georgu w ekipie Pacers należy wyróżnić Georga Hilla (18 pkt, 3/4 za trzy), który zagrał rewelacyjną pierwszą połowę. Solidnie spisał się Roy Hibbert – 16 pkt, 8 zb (w pierwszej połowie 0!), 2 bl i Lance Stephenson – 13 pkt, 5 zb, 4 as, 3 prz i najlepszy współczynnik +/- (+23). W drużynie Atlanty Hawks wyróżnić należy Jeffa Teague’a – 21 pkt, 7 as. Na pewno aby myśleć o wygranej w serii, dwójka Horford – Smith musi zagrać o niebo lepiej. Wiemy, że Pacers są świetnie zbierającą drużyną, ale porażka w w tym elemencie 48 -32 i aż 15 ofensywnych zbiórek Pacers nie może mieć miejsca.