Cavs przetrwali w Indianapolis, piąte kolejne zwycięstwo Lue

Kilka dni po wygranym hitowym spotkaniu z San Antonio Spurs, Cleveland Cavaliers  z podobną energią weszli w wyjazdowy mecz przeciwko Indiana Pacers, jednak musieli walczyć do samego końca, by przedłużyć swoją serię zwycięstw. Ostatecznie dopiero po dogrywce pokonali gospodarzy 111-106, a Tyronn Lue po raz piąty z rzędu mógł schodzić do szatni z uśmiechem na twarzy.

Kyrie Irving zdobył 25 punktów, w tym ważne w końcówce czwartej kwarty i dogrywce i dołożył 7 asyst, LeBron James miał 24-12-6, lecz dość trudną przeprawę pod koszem Indiany. Kevin Love dodał od siebie 19 oczek, jednak był aktywny tylko w pierwszej połowie, a w drugiej więcej czasu spędził na kłóceniu się z sędziami po przegranych pojedynkach w post-up z LaVoyem Allenem lub Jordanem Hillem, niż na powrocie do obrony. J.R. Smith dał ważne 19 oczek z ławki (4/7 za trzy), w tym wielką trójkę w końcówce 4Q, a Tristan Thompson był perfekcyjny z gry (7/7) i jak zwykle odwalał czarną robotę w obronie i na atakowanej desce (7 zbiórek ofensywnych).

Dla Pacers kompletnie nieskuteczni byli kontynuujący swoją niemoc Paul George (3/15, 5 strat, 11 punktów) i przerywający swoją dobrą passę Monta Ellis (5/18 z gry, 6 strat, 14 punktów). Bardzo dobre występy zaliczyli za to George Hill – 23 punkty – i debiutant Myles Turner, który zdobył pierwsze w swojej karierze double-double 14 punktów i 10 zbiórek oraz 4 bloki, w tym jeden MEGA na LeBronie Jamesie. Takie coś może się śnić po nocach.

Dobre minuty defensywne dali także Jordan Hill i LaVoy Allen, jednak zanim się rozkręcili, to goście na fali fantastycznej wygranej ze Spurs zaczęli to spotkanie z wysokiego „c”, kompletnie wyciszając liderów Pacers i aktywizując w ataku Kevina Love’a. Gdyby nie liczba strat – 10 w pierwszej połowie – Cavaliers prowadziliby do przerwy 20+ punktami. A tak skończyło się tylko +11, ale po raz kolejny Cavs zdobyli 60 punktów w pierwszych dwóch kwartach.

Gospodarze obrócili mecz w trzeciej kwarcie. W rolę kreatora wcielił się Monta Ellis, który choć sam był mało skuteczny, to dobrze dystrybuował piłkę do swoich podkoszowych i George’a Hilla. Prowadzenie objęli dzięki Mylesowi Turnerowi, który po słabej pierwszej połowie obudził się i zaczął aktywnie poszukiwać swoich szans spod kosza. „Big 3” wyglądało na zmęczone i ostatecznie mecz musiał zejść do crunch-time.

Tam inicjatywę trzymali na początku gospodarze, ale wtedy do gry wchodzili po kolei gracze Cavs. Najpierw uciekając do pull-upów Kyrie Irving, potem trafiający dużą trójkę Smith, a na koniec jeszcze wchodzący pod kosz, przy wyjątkowo słabej obronie George’a, LeBron James. Ostatnią akcję meczu mieli za to Pacers, jednak rookie Turner nie wyszedł by postawić zasłonę Ellisowi, przez co ten oddawał bardzo trudny rzut i nie trafił.

Dogrywka to głównie popis Kyriego Irvinga, który w najważniejszych momentach mówił LeBronowi: „Patrz stary i nie gadaj.” Odpowiedzieć mu próbował George, jednak nie mógł w tym meczu znaleźć nic. Pacers mieli szansę doprowadzenia do remisu trójką, ale ich akcja na 13 sekund przed końcem nie udała się i w efekcie zamiast czystej trójki, George Hill oddawał rzut w półobrocie i w dodatku nadepnął jeszcze na linię rzutów za trzy punkty. I tak nie trafił, a faulowany James nie pomylił się z linii (choć w meczu był tylko 6/10).

Dla Indiany była to 7 porażka w ostatnich 10 spotkaniach, a Paul George ponownie nie zachwycił. Wygląda na po prostu zmęczonego zawodnika, któremu potrzebny jest odpoczynek, więc pewnie odlicza już dni do All-Star Weekend. Indiana zebrała aż 17 piłek na atakowanej tablicy. Cleveland w kolejnym meczu trafiali 50%+ swoich rzutów. To już drugie ich zwycięstwo nad Pacers w tym sezonie, a kolejny mecz pomiędzy tymi drużynami już pod koniec lutego.