Jeremy Lin i James Harden prowadzą Rockets do wygranej nad Jazz

200px-Utah_Jazz_logo,_(2010_'new_look').svgrockets-logoNiezbyt miłe wspomnienia mieli zawodnicy Utah Jazz z ostatniego spotkania przeciw Houston Rockets, ponieważ gracze z Teksasu sprawili im straszne lanie 125-80. Była to najwyższa porażka Jazzmanów na własnym parkiecie w historii klubu. Wcale nie lepsze będą mieli z dzisiejszego meczu rozegranego w Toyota Center. Podopieczni Tyrone Corbina ulegli gospodarzom 93-100 i znacznie oddalili się od udziału w play-off.

Przed tym spotkaniem obie ekipy dzieliła różnica dwóch wygranych gier. Rockets zajmowali siódmą, a Jazz dziewiątą pozycję w tabeli Konferencji Zachodniej. Pokazuje to jak ogromny ciężar gatunkowy miał ten mecz zwłaszcza dla gości, którzy za porażkę mogli zapłacić bardzo wysoką cenę. W końcu mamy decydujący moment sezonu i w obliczu coraz mniejszej liczby gier pozostałych do końca rozgrywek każda porażka może mieć niezbyt przyjemne konsekwencję.

Od samego początku stroną przeważającą byli podopieczni Kevina McHale’a. Jedynym korzystnym rezultatem dla Jazz był wynik 0:0 na początku meczu. Później już ani razu nie udało im się objąć prowadzenia. Pierwsza połowa należała do Jamesa Hardena, który robił na boisku co tylko chciał. Po niecelnych rzutach rywali brał piłkę w swoje ręce i zdobywał kolejne punkty. Wiele w tym winy defensorów zespołu z Salt Lake City, którzy często pozostawiali mu zbyt wiele przestrzeni do gry. Gwiazdor z Houston po 24 minutach miał na swoim koncie już 20 pkt.

Istotnym wydarzeniem w pierwszej kwarcie był run 7-0, który umożliwił im na odskoczenie od przeciwników. W drugiej kwarcie za sprawą koncertowej gry Hardena Rakiety systematycznie zwiększały ten dystans i na przerwę schodziły z prowadzeniem 52-33. Dorobek zespołu ze stanu Utah zachwycać nie może, tym bardziej, że jest to najsłabszy ich wynik punktowy po 24 minutach w obecnym sezonie.

Po przerwie znakomitą grą zachwycał Jeremy Lin. Nie tylko trafiał z dystansu, czy swoimi dynamicznymi wejściami pod kosz zapewniał Rakietom kolejne punkty. Podobać się mogły zwłaszcza podania, którymi obsługiwał swoich partnerów. Zwłaszcza podania do Omera Asika czy Chandlera Parsonsa budziły gromkie brawa publiczności zebranej w Toyota Center.

Gordon Hayword robił co tylko mógł, aby zmniejszyć przewagę adwersarzy, a jego kolejne wejścia pod kosz w ostatniej partii gry systematycznie zbliżały Jazzmanów do Rockets. W pewnym momencie zrobiło się już nawet 87-93 na 90 sekund przed zakończeniem meczu. Teksańczycy jednak za sprawą skutecznego egzekwowania rzutów osobistych autorstwa Hardena i Lina dowiozły prowadzenie już do końca i ostatecznie wygrały 100-93.

Była to trzecia wygrana w czwartym i ostatnim starciu obu drużyn w tym sezonie. Oznacza to, że przy identycznym bilansie dzisiejszych rywali w bardziej uprzywilejowanej pozycji będą Houstończycy. Nie ma też co ukrywać, że dzisiejsza wygrana daje spory handicap Rakietom w perspektywie walki o rozgrywki posezonowe. Przypomnijmy, że drużyna ta nie grała w play-off w ostatnich trzech latach.

Wspomniany Hayword był najlepszym strzelcem z dorobkiem 27 pkt. W czasie 41 minut oddał 15 rzutów, z których 9 wpadło do kosza. na uwagę zasługuje jego skuteczność w rzutach z za linii 7,24, ponieważ na cztery próby chybił tylko raz. Al Jefferson dodał do zdobyczy punktowej Jazzmanów 18 oczek i 11 zbiórek, a Mo Williams z liczbą 6 asyst był najlepiej podającym gości. Warty jest także odnotowania fakt czterech bloków, którymi popisał się w meczu Derick Favors. Jednak to jedyna statystyka, za którą można pochwalić skrzydłowego Utah. Jego 5 pkt i 3 zbiórki to dość skromne osiągnięcie jak na możliwości tego gracza.

James Harden był autorem 29 pkt, a Jeremy Lin 24 oczek i 6 asyst. Duet ten był ewidentnie największą siłą napędową gospodarzy i ma największy udział w odniesieniu przez Teksańczyków 37 wygranej w obecnych rozgrywkach. Omer Asik po raz kolejny w tym sezonie miał dwucyfrowy wynik w liczbie zebranych piłek, a zanotował ich dokładnie 12.

O wcale nie napawającej optymizmem przyszłości jaka czeka jego zespół dość ponuro wypowiadał się po meczu trener Jazz – Tyrone Corbin.

„Houston’s not going to feel sorry for us,. We go to San Antonio (Friday) and then Dallas (Sunday), and those guys aren’t going to feel sorry for us, either. If we feel sorry for ourselves, it’s going to be a long trip. We have to pick ourselves up and lay everything we have out there on the floor.”

Na udział w play off wiary nie traci natomiast Paul Millsap, który dziś rzucił rywalom 16 pkt. Świadczy o tym zdanie wypowiedziane przez podkoszowego Jazz już po przegranym meczu w Toyota Center.

„We still believe we can make a run, and I feel like we will do it.”

 

UTAH JAZZ (34-34) – HOUSTON ROCKETS (37-31) 93-100

(17-25, 16-27, 28-28, 32-20)

G. Hayword 27 pkt, A. Jefferson 18 pkt, P. Millsap 16 pkt – J. Harden 29 pkt, J. Lin 24 pkt, C. Parsons 10 pkt