Paul George rozstrzelał Byki, zapisując się na kartach historii.

3 dni po najgorszym meczu w karierze przeciwko Golden State Warriors – na zero – skrzydłowy Paul George odkupił swoją niemoc. W pojedynku dwóch czołowych sił Central Division, (które notabene osłabione są wielkimi liderami w osobach Danny’ego Grangera i Derricka Rose’a)  znów obejrzeliśmy często zmieniający się wynik, wiele niecelnych rzutów, walkę na pograniczu faulu oraz masę strat (zwłaszcza po stronie Chicago).

Podopieczni Toma Thibodeau zmuszeni byli radzić sobie bez kontuzjowanego Richarda Hamiltona, a miejsce w piątce Byków zajął 'włoski ogier’, Marco Belinelli (zajął to lepsze słowo aniżeli wypełnił). Bulls po małym przebudzeniu rezerwowych i dwóch z rzędu wygranych przeciwko Mavs oraz Sixers podejmowali team bezpośrednio zagrażający im w walce o mistrzostwo dywizji, Pacers.

Pierwsza kwarta rozpoczęła się od udanych zagrań w obronie i ataku przyjezdnych. W ofensywie Pacers rządził Paul George, ( autor 10pkt w Ikw. ). Po wolnych skrzydłowego goście prowadzili 10-4, a Byki odrobiły część strat po celnej trójce Kirka Hinricha. Następnym włączającym się do ataku Bulls był Joakim Noah (5pkt). Bulls doprowadzili do wyrównania dzięki rzutom za trzy i wolnym Luola Denga. Ostatnie sekundy kwarty to akcja Tylera Hansbrougha, a po jego celnych wolnych to gracze Franka Vogela mieli lepsze miny na twarzy.

Humory Pacers poprawiły się w pierwszych minutach drugiej odsłony, kiedy to najpierw Ian Mahinmi a następnie DJ Augustin dokładali kolejne oczka z osobistych. Jeden z nich po przewinieniu technicznym Noaha. Między 10 a 8 minutą kwarty żadna z drużyn nie mogła znaleźć drogi do kosza i niemoc obu teamów przerwał Nazr Mohammed (23-24). Następnie swój meczowy run kontynuował George, zaliczający punkt po punkcie do swojego dorobku. Byki znalazły odpowiedź dla strzelca gości, w osobie Nate’a Robinsona. Najlepszy rezerwowy Byków podczas ostatnich dni, zanotował 6 punktów z rzędu, m.in. popisując się celną trójką (29-28). Dzięki stratom George’a i Hibberta czy blokom Noaha (pudłom spod kosza Hibberta) miejscowi przejęli kontrolę na wydarzeniami na parkiecie w końcówce odsłony. Marco Belinelli swoimi 4 punktami wyprowadził Bulls na 2-punktowy dystans nad rywalem. Wynik tuż przed przerwą to 37-35.

Trzecią fazę meczu lepiej rozpoczął Carlos Boozer, a wtórował mu znów Belinelli. Pacers trzymali wynik dzięki tercetowi Hibbert-George-West a ich punkty wyrównywały rezultat (po 68). Między 7 a 5 minutą kwarty najlepsze granie pokazali goście. Za sprawą seryjnych strat Belinelliego, Hinricha i dwóch Denga (oczywiście przy intensywnej obronie gości) przejęli oni kontrolę na wydarzeniami w United Center. 3 trafienia Hibberta; (te najlepsze zakończone wsadem) – akcja 2+1 George’a – a następnie slam dunk Lance’a Stephensona i celne rzuty Hilla z Georgem zbudowały przewagę 60-51. Byki wyglądały na zdezorientowane i tylko rzuty wolne Denga i Robinsona wpłynęły na lekką poprawę sytuacji przed syreną kończącą 3kw (55-60).

Tak jak w drugiej kwarcie, tak i na starcie czwartej w ataku Pacers, z punktową korzyścią, pojawił się Mahinmi. Byki kontynuowały swoją serię….STRAT. Nate i Joakim w ten sam sposób w jaki kończyli trzecią kwartę rozpoczęli kolejną, notując po jednej zgubie. Tom Thibodeau zaczynał przypominać indora, kipiącego z wściekłości. Na szczęście dla zawodników, szybko zrehabilitował się KryptoNate i swoją serią 7 punktów dał miejscowym prowadzenie (68-65). W następnej akcji gości znów pokazał się George, trafiając swoją pierwszą trójkę w meczu. Po tej akcji na parkiecie w hali Chicago zapanowała niemoc i walka o przerwanie jej. Przez 2 kolejne minuty obie drużyny zmagały się ze stratami i niecelnymi rzutami. Ciszę ofensywą przerwał znów osobistymi lider punktowy Pacers. W odpowiedzi trafił słabo spisujący się tego wieczoru Deng (5-15 i 4 straty). Kompletnie w byczej ofensywie zawodził ich energizer, Taj Gibson (0-5 z gry), stąd też decyzja Thibsa o powrocie na parkiet Boozera na decydujące o wyniku sekundy..

Carlos okazał się ostatnim punktującym graczem Bulls w tym spotkaniu. Tylko przez chwilę bowiem wydawało się, że gospodarze wygrają trudne spotkanie z bardziej wymagającym rywalem. Boozer miał nawet szansę na akcję 2+1 ale niestety zmarnował osobistego przy stanie 76-78. Najpierw lay up Stephensona a następnie wykorzystane oba wolne przez Davida Westa, załatwiły sprawę wygranej na korzyść Pacers. Sporo kontrowersji i nerowowych reakcji wzbudziła akcja Denga, który wzdłuż linii bocznej próbował ograć Hibberta, ale trafił na 'ścianę’ (czy był faul – oceńcie sami na podstawie filmu).

Kluczowe fakty: Bulls popełnili 19 strat, natomiast Pacers 12. Obie drużyny nie imponowały skutecznością trafiając kolejno z 36% i 38% skutecznością.

Podsumowując: Paul George został czwartym graczem w historii ligi, który po meczu z zerowym dorobkiem, w następnym zdobył co najmniej 30 oczek! Pacers z kolei zamknęli serię czterech wyjazdowych spotkań, z których wygrali aż 3. Na 18 spotkań w sezonie wygrali połowę i walczą m.in. z Bulls oraz Bucks o miano najlepszej drużyny swojej dywizji.

Nate Robinson okazał się najlepszym strzelcem, notabene z ławki, wśród Bulls z 19 punktami. Carlos Boozer zanotował 7 double – double w 9 meczu, zdobywając 14pkt i 10zb. United Center niestety dla fanów Chicago nie jest tą samą twierdzą, nie do zdobycia, jaką było przez ostatnie dwa sezony.

Wynik: Chicago Bulls – Indiana Pacers 76:80 (18:20,19:15,18:25,21:20)

Najlepsi strzelcy: Robinson 19, Deng 17, Boozer 14 oraz George 34, West 10, Hibbert 10.

Komentarze do wpisu: “Paul George rozstrzelał Byki, zapisując się na kartach historii.

  1. Panowie radzę artykuły pisać nie tak wcześniej rano bo widać niekiedy delikatny chaos w relacjonowaniu spotkań. Popołudniowi czytelnicy nie zawsze ogarniają co pisarz miał na myśli:)

  2. Chodzi o składnie niektórych zdań, ciężko się je czyta. Ale to nic osobistego. Czasami tekst musi być dynamiczny i lekko chaotyczny niczym mecz na parkiecie:)

Comments are closed.