Pierwsza wygrana Rockets na własnym parkiecie

Zespoły Houston Rockets i Detroit Pistons spotkały się ze sobą drugi i ostatni raz w tym sezonie. Po wygranej w Michigan na inaugurację rozgrywek dziś w rozegranym w Toyota Center spotkaniu także lepsze okazały się Rakiety pokonując Tłoki 96-82. Było to pierwsze domowe zwycięstwo graczy z Teksasu w bieżących rozgrywkach. Pistons natomiast przegrali siódmy kolejny mecz …

Pistons wydawali się idealnym rywalem na przełamanie dla Houston Rockets, którzy schodzili pokonani z boiska w trzech ostatnich potyczkach. Tym bardziej jeśli przypomnimy pierwsze starcie tych drużyn i świetny występ Jamesa Hardena kibice Rakiet mogli być dobrych myśli.

Na ławce trenerskiej gospodarzy zabrakło trenera Kevina McHale, który z powodów rodzinnych musiał opuścić ten mecz. Zastąpił go Kelvin Sampson, dla którego był to debiut w roli pierwszego szkoleniowca w NBA.

Na boisku wyraźnie lepsi byli gracze z Teksasu. Przez pierwsze minuty kwarty numer jeden Detroit starała się nawiązać walkę, ale już po wejściu zmienników rywale im zaczęli odskakiwać. Znaczna w tym zasługa Marcusa Morrisa, który na przełomie I i II ćwiartki rzucił sześć kolejnych punktów. Potem Rockets już tylko powiększali swoje prowadzenie. Podopieczni Lawrance Franka zdobyli się jeszcze na zryw na początku drugiej połowy i doszli rywali na 4 pkt, ale to było wszystko na co było ich stać.  Potem na parkiecie dominowali już tylko gracze Sampsona, którzy w połowie 4 kwarty prowadzili nawet 23 pkt (80-57). Ostatecznie po jednostronnym spotkaniu Houston pokonuje Detroit 96-82.

Trudno powiedzieć cokolwiek pozytywnego o występie gości. Jedyna jasne punkty to Brandon Knight, który zdobywając 16 pkt był najlepszym strzelcem swojego zespołu oraz środkowy Greg Monroe. Absolwent uczelni Georgetown dzielnie walczył w defensywie zaliczając 11 zbiórek oraz dwa bloki.

Swego rozczarowania grą zespołu nie krył trener Pistons – Lawrance Frank:

„I was extremely disappointed. Your resolve is tested every day regardless of what your record is. … We could’ve built on last night, and we didn’t. … We didn’t even give ourselves a chance during that [third-quarter] run. I don’t make excuses because I know we’re capable of doing more.”

Trudno dziwić się wzburzeniu trenera, którego zespół w siedmiu pierwszych meczach nie poznał jeszcze smaku wygranej i tym samym zaliczają jeden z najgorszych startów w historii klubu.

W zespole Houston cieszy dobry występ Jamesa Hardena, który ostatnio wyraźnie zaliczał regres formy. Popularny „Brodacz” zdobył dwadzieścia oczek, a także zebrał w sumie 5 piłek. W miarę dobra skuteczność  (wyraźnie lepsza niż w poprzednich meczach) ucieszyła także samego gracza, który po meczowej konferencji powiedział:

„It felt good to finally see a couple [shots] go in. … Finally, they went in, and you [breathe]a sigh of relief.”

Rakiety bardzo dobrze zaprezentowały się w obronie, co w porównaniu z meczem z piątku przeciwko Memphis jest wyraźnym postępem (chociaż rywal trochę innego kalibru). Tak czy inaczej Teksańczycy wyciągnęli wnioski z porażki i o wiele lepiej biegali. Zdobyli, aż 24 punkty z kontrataków.

Prócz wspomnianego wcześniej Hardena dobrze spisał się Omer Asik, który z 14 pkt był drugim strzelcem zespołu. Turek dorzucił do swego dorobku jeszcze 8 zbiórek oraz 4 przechwyty. Warte odnotowania są występy Terrence Jonesa oraz Dontasa Motiejunasa, którzy pierwszy raz w swej karierze pojawili się na parkiecie w oficjalnym meczu NBA. W swym debiucie pierwszy z nich zdobył 5 pkt, a były gracz Asseco Prokomu Gdynia 3 pkt.

Oba zespoły swoje następne mecze zagrają w poniedziałek. Detroit na własnym parkiecie podejmować będą Oklahoma City Thunder. Do Toyota Center natomiast przyjadą mistrzowie NBA – Miami Heat.

DETROIT PISTONS (0-7) – HOUSTON ROCKETS (3-3) 82-96

(15-20, 26-27, 16-25, 25-24)

B. Knight 16 pkt,  T.Prince 13 , G. Monroe 12 pkt – J. Harden 20 pkt, O. Asik 14 pkt, M.Morris 12 pkt.