Wygrana Magic z Kings, mimo najsłabszego w sezonie występu Howarda.

Zmiennicy dają 6. wygraną Magii.

Orlando Magic wyszło z ogromnych tarapatów podczas spotkania rozgrywanego w Power Balance Pavilion, w Sacramento. Problemy zespołu Stana Van Gundy’ego wzięły się z aktywnej gry DeMarcusa Cousinsa (12pkt i 8zb podczas pierwszej odsłony) oraz dużej liczby przewinień Dwighta Howarda w poczatkowej fazie gry. Superman wyraźnie sobie nie radził w starciu z utalentowanym, ale i ekscentrycznym centrem gospodarzy łapiąc 3 faule podczas pierwszych dwóch kwart i będąc w grze przez 6 minut na 24. możliwe! (wskaźniki punktowe, zbiórek i asysty były na poziomie zero!).

W tym wypadku dość oczywiste stało się, iż koledzy Howarda przerzucą ciężar zdobywania punktów na obwód. Pierwsze efekty tego typu gry były jednak dalekie od pożądanych.

Wszystko za sprawą Ryana Andersona, gracza, który wychował się w Kalifornii i 35 km od Sacramento; chciał za wszelką cenę pokazać się swojej rodzinie, obecnej na meczu. Silny skrzydłowy Magic rzucał na potęgę, praktycznie nie zważając na fakt, że jest daleki od celu. Dopiero 8 jego próba rzutu z dystansu wylądowała w koszu..

Słabej gry Magic, bez Howarda, nie potrafili wykorzystać miejscowi. Niezrozumiałą dla mnie decyzją było ściągnięcie po 8 minutach Cousinsa – przez prowadzącego drugi mecz Królów Keitha Smarta. Cousins, który był w przysłowiowym gazie i robił różnicę w grze (a Magic nie potrafili się jemu przeciwstawić.) został praktycznie niewykorzystany w drugiej fazie spotkania. Niedoświadczony zespół Królów nie potrafił zdominować gry, nie wykorzystując swojego siedzącego na ławce atutu, wdając się w nieskuteczną wymianę ognia (3/20 zza łuku).

Na domiar złego dla Królów to podkoszowi gości zaczęli stwarzać przewagę na deskach i zdobywaniu punktów z pomalowanego. Bardzo dobrze w miejsce Howarda wprowadził się Glen Davis. Big Baby już pod koniec pierwszej połowy miał na koncie 12pkt i 5zb a mecz zakończył z rekordem sezonu w barwach Magii – 20pkt przy 8zb. Silny skrzydłowy zaimponował dwoma rzutami z rzędu z dystansu, gdy Magic odrabiali straty. Do jego poziomu powoli dopasowywał się od drugiej połowy 2kw. – Anderson – który całe spotkanie zakończył z dorobkiem 19pkt i 11zb.

Nie tylko Davis niespodziewanie błysnął formą spośród graczy przyjezdnych. Rezerwowy Von Wafer przypomniał sobie swoje najlepsze czasy z gry dla Houston Rockets. Wafer tuż po wejściu z ławki w przeciągu drugiej odsłony zdobył 7 oczek, dodając potrzebnej energii zespołowi. Z minuty na minutę rozkręcał się również Jason Richardson, który był drugim graczem Magii w tym spotkaniu, zaliczającym najlepsze punktowe osiągnięcie sezonu (22, 9-16 z pola i 3-6 zza łuku).

Kluczowym elementem w grze z Królami była defensywa. Ekipa Stana Van Gundy’ego potrafiła bez swojego centra – najlepszego defensora NBA ostatnich sezonów – toczyć wyrównaną walkę na tablicach min. z duetem Hickson – Cousins (43:45 na korzyść miejscowych). Przyjezdni potrafili również wyłuskać 13 piłek z rąk tercetu Evans-Hickson-Cousins. Dla przeciwwagi Magic stracili zespołowo tylko 10 piłek.

Przez drugą i trzecią kwartę gościom udało się regularnie dziurawić obronę gospodarzy zdobywając po 30 oczek na kwartę. Powracający w drugiej części meczu do gry Superman (5pkt i 4zb), utrzymał Cousinsa na poziomie 16pkt i 10zb nie pozwalając mu już na takie ekscesy jakie miały miejsce podczas pierwszych minut meczu. Wygranej gościom nie potrafił też zabrać Tyreke Evans. Notabene najlepszy debiutant ligi sprzed dwóch lat również zaliczył występ na poziomie season high i 28 oczek (przy 8 asystach).

Evans trafiał na wysokiej skuteczności (10-16 z gry) ale nie był on dostatecznie wspierany przez swoich graczy obwodowych (może za rzadko też dzielił się piłką? Z drugiej strony miał on 8 asyst..). dla przykładu Marcus Thornton trafił tylko 5 z 16 prób (skuteczność na poziomie Ryana Andersona). Jimmer Fredette, Fransico Garcia oraz Donte Greene nie byli również X-factorem dla lidera Kings (1-7 łącznie od całej, wchodzącej z ławki, trójki).

Po przerwie obudził się też były gracz Kings – Hedo Turkoglu – trafiając min. dwie trójki (11pkt).

W decydującej o wyniku, czwartej kwarcie przyjezdni zatrzymali Kings na 18 oczkach i samemu rzucając rywalowi 23. To wystarczyło do odniesienia 6 . wygranej w tym sezonie. Trener Smart doznał pierwszej porażki w fotelu pierwszego trenera Królów i śmiem twierdzić, że była ona na własne życzenie. Magic od pierwszej kwarty – czasami aż do bólu i z niesmakiem dla widza – stawiali na swoją ulubioną grę i rzuty za trzy punkty. W kopńcu dopięli swego bo w finałowych 12-minutach celnymi trafienia popisali się Wafer, Richardson i Anderson fundując uśmiech na twarzy swojemu trenerowi.

Wynik: Sacramento – Orlando 97:104
Punktowali: Evans (28/8as), Cousins (16/10zb) i Hickson (14/11zb) oraz Richardson (22), Davis (20/8zb) i Anderson (19/11zb).