Zarówno Trefl Sopot, jak i Arka Gdynia bardzo udanie rozpoczęły bieżące rozgrywki Orlen Basket Ligi i, w przypadku Sopocian, FIBA Europę Cup. Po raz pierwszy w historii obie te ekipy zaczęły sezon ligowy od trzech zwycięstw. Czyżby Trójmiasto znowu, jak kilkanaście lat temu, miało dominować w PLK? Zapraszam na podsumowanie występów trójmiejskich zespołów w październiku.

Kilka faktów statystycznych:
Trefl Sopot: 4-0 w PLK, 3-0 w FIBA Europę Cup
Arka Gdynia: 3-1 w PLK
Najlepsi strzelcy (pkt/mecz):
Trefl: Paul Scruggs (15.5), Kasper Suurong (14.5), Mindaugas Kacinas (13)
Arka: Jakub Garbacz (16.3), Jarosław Zyskowski (13.3), Michael Okauru (12.8)

Przyjrzyjmy się jednak nieco dokładniej obydwu zespołom. Oczywiście to dopiero początek sezonu i jeszcze wiele może się zmienić (składy nie są zamknięte, a nawet obecni gracze mogą pokazać się w nowej roli). Tym niemniej możemy już wysnuć pierwsze wnioski.
Trefl Sopot
- skauci ekipy z Sopotu naprawdę mogą być z siebie zadowoleni; Mindaugas Kacinas przynajmniej dla mnie (i wiadomo, na małej próbie) wygląda na świetny podpis; nie mogłem się wręcz nadziwić, kiedy widziałem gracza, który nie tylko świetnie rzuca za 3, ale i wykazuje rewelacyjną prezencję na tablicach – niby to obecnie standard na najwyższym poziomie, ale w Polsce bywało z tym różnie; nasuwa mi się określenie „ulepszony Andy Van Vliet” – tylko, że lepszy i za 3, i za 2, i w zbiórkach, i w asystach, i w przechwytach (gorzej wykonuje za to wolne); ale w sumie pamiętam, że Andy też swój pierwszy sezon w Treflu zaczął spektakularnie, żeby potem nieco obniżyć loty; na razie wygląda na to, że Trefl nie tylko kontynuuje tradycję czwórek z rzutem (chociaż Kacinas grywa oczywiście też jako trójka), ale i podpisuje coraz lepszych zawodników: Freimanis -> Van Vliet -> Kacinas,
- bardzo przyjemnie patrzy się na to, jak rozwinął się Paul Scruggs; w mistrzowskim sezonie Trefla był przede wszystkim specjalistą od defensywy, który im bliżej końca sezonu, tym lepiej poczynał sobie także w ofensywie; po rocznej przerwie, kiedy znów zameldował się w Sopocie, wydaje się niemal innym zawodnikiem; oczywiście, dalej świetnie broni, ale przy tym stał się niemal pełnoprawnym kreatorem gry (niemal, bo dalej brakuje mu momentami pewności na rozegraniu do generałów parkietu pokroju chociażby Kamila Łączyńskiego; mimo tych mankamentów trudno nie docenić jego koszykarskiego rozwoju; jasne, ma dopiero 27 lat, więc raczej zakładamy, że to wiek, w którym koszykarz powinien się jeszcze rozwijać, natomiast zbyt często widzimy graczy, którzy albo stoją w miejscu, albo robią się trochę lepsi, ale w tych samych aspektach, w których już byli nieźli – Paul za to dokłada do repertuaru nowe elementy, za co należą się pochwały; na razie jest jednym z liderów Trefla i zanosi się na to, że będzie tak przez cały sezon,

- indywidualnie pochwalić należałoby zapewne także Kaspera Suurorga, być może kandydata na najlepszego rezerwowego Ligi, a także Raymonda Cowelsa III, który także potrafi dać z ławki impuls w ataku – ale chciałbym jednak porozmawiać też o pewnym problemie Trefla, bo nie jest tak, że to zespół bez wad; chodzi mi mianowicie o nienajlepszą polską rotację; co prawda Jakub Schenk trzyma poziom i odnajduje się w roli podstawowego rozgrywającego, zaś Mikołaj Witliński zaliczył naprawdę dobry start sezonu i widać, że korzysta z roli pierwszego centra (jest obecnie jednym z najlepszych zbierających w ataku graczy w Lidze) – natomiast inni rodzimi gracze nie dają już tak wiele; Szymon Zapała na razie nie zachwyca – 41% skuteczności za dwa u centra to jest po prostu zły wynik; z kolei Nowicki i Kiejzik na razie nie odgrywają istotniejszej roli na parkiecie; oczywiście aż tak szeroka rotacja rodzimych graczy przy zniesieniu obowiązku Polaka na parkiecie nie jest potrzeba – najpewniej Trefl będzie regularnie grał sześcioma obcokrajowcami (ciekawe jak w zespół wkomponuje się Dylan Addae-Wusu, bo pierwsze mecze nie były zbyt udane) oraz trzema Polakami (Witliński, Schenk, Zapała), jednocześnie starając się rozwijać i powoli wdrażać perspektywiczną młodzież (Chac, Kiejzik, Łącz, Nowicki); przed sezonem byłem dosyć sceptyczny do całej tej koncepcji, ale myślałem chyba trochę za bardzo tak, jak kalkulowano dotychczas; w Sopocie widać trafnie oceniono, że wystarczy raptem trzech Polaków odgrywających dużą rolę, żeby móc bić się o najwyższe cele; na razie wyniki są nader obiecujące.

Arka Gdynia
- w Gdyni również postawiono na solidny zaciąg obcokrajowców, jednak rola Polaków jest większa niż w ekipie zza miedzy; Polacy Ci są też starsi – prócz niezatapialnego Adama Hrycaniuka, który w tym sezonie gra jednak mało (niecałe 8 minut na mecz, porównywalnie do Nowickiego w Treflu; rok temu było to średnio 12 minut, a w pierwszych czterech meczach sezonu nawet ponad 13), kluczowi są Jakub Garbacz i Jarosław Zyskowski; w ubiegłym sezonie miało się wrażenie, że każdemu z nich odjechała już koszykówka na wysokim poziomie: Kuba nie potrafił ustabilizować formy w słabej Arce, a Jarek z jednej strony grał sporo, wychodząc też 16 razy w pierwszej piątce, z drugiej miał także spotkania, kiedy w ogóle nie był na parkiecie, do tego bywał naprawdę nierówny – po zdobyciu 32 punktów przeciwko Startowi Lublin zanotował raptem 3 w kolejnym meczu przeciwko Legii, mało tego, w dwóch kolejnych starciach miał oczek 13 i 22, a w dwóch kolejnych 9 i 4; w tym sezonie jednak grają na tyle dobrze, że obaj znaleźli się w szerokiej kadrze na najbliższe zgrupowanie reprezentacji – czy powinni się tam znaleźć to oczywiście inna kwestia; Ci jednak, który tęsknili za seryjnie trafiającym za trzy Garbaczem (53% przy 7,5 próby na mecz!) i punktującym świetnie tym swoim śmiesznym rzutem Zyskowskim nie mogą być na razie zawiedzeni; główną wątpliwością jest jednak to, czy utrzymają tę formę na cały sezon; nie można też zapominać o Kamilu Łączyńskim, który na Eurobaskecie przypomniał nam, że nawet w tym wieku dalej potrafi zachwycać; obecnie jest najlepszym podającym Ligi, do tego za trzy rzuca z rewelacyjną skutecznością 53% (taką, jak Garbacz) – Arka naprawdę się popisała, wyciągając „Łączkę” z Anwilu,

- tak jak Trefl znowu znalazł kompetentną czwórkę z rzutem, tak Arka ponownie nie zawiodła, jeśli chodzi o obsadę strefy podkoszowej; tym razem jednak nie ma jednego dominatora, jakim w ubiegłym sezonie był Stefan Djordjević, ale dwóch solidnych zawodników – Einaras Tubutis wydaje się być nieco lepszy, zwłaszcza pod względem skuteczności i bloków, z kolei Kresimir Ljubicić może i dobrze prezentuje się na tablicach, ale powtórzę tu to, co pisałem o Zapale: 39% skuteczności za dwa dla centra to jest bardzo zły poziom; oczywiście, cztery zbiórki w ataku na mecz (jeden z liderów Ligi) to świetny wynik, a Arka bardzo korzysta na możliwości ponawiania akcji – ale jednak w Gdyni będą potrzebowali, Kresimir popracował nad trafianiem do kosza,

- pozostałe trójka obcokrajowców również oczywiście dokłada się do tak dobrego startu 9-krotnych Mistrzów Polski – Courtney Ramey może ma problemy ze skutecznością, ale rekompensuje to asystami; Michael Okauru robi zaś na obwodzie niemal wszystkiego po trochu; Luke Barrett gra na razie dosyć mało, jednak ta próbka jest obiecująca – pytanie czy będzie potrafił przenieść to na potencjalną większą liczbę minut; całościowo Arka wydaje mi się na ten moment grać nieco „ponad stan”; oczywiście to w sporej mierze zasługa tak dobrej formy trójki Garbacz-Zyskowski-Łączyński, ale nie mogę oprzeć się wrażenie, że skład, chociaż ma potencjał, nie wydaje się aż tak silny, by bić się o najwyższe cele; ale po prawdzie, przecież trener Mantas Cesnauskis już raz pokazał, że potrafi dokonywać niemal cudów – w sezonie 2021/22 Czarni Słupsk wygrali rundę zasadniczą, będąc beniaminkiem; zatem kto wie, może Arka, która była o włos od spadku, rok później będzie bić się o medale.

Podsumowanie
Czy można powiedzieć, że Trójmiasto znów będzie trząść koszykarską Polską? Nie, jest za to za wcześnie. Nie można jednak nie docenić tego, jak dobrze na starcie rozgrywek wyglądają obie ekipy. W ostatnich latach wręcz przyzwyczailiśmy się do tego, że albo Trefl walczy o medale, a Arka o utrzymanie, albo, że to w Gdyni mają ambitne cele, a w Sopocie trwa przebudowa. Dzisiaj wydaje się to możliwe, by obie drużyny znalazły się w Playoffs. Ostatni raz miało to miejsce w sezonie 2014/2015 roku. Tyle, że wtedy Arka była siódma, a Trefl ósmy – i oba zespoły odpadły w ćwierćfinale. Ostatni raz, kiedy jedni i drudzy byli w Playoffs, a co najmniej jedna ekipa w strefie medalowej? Sezon wcześniej, 2013/14: Trefl z brązem, Arka odpadła w ćwierćfinale. Obie ekipy w strefie medalowej? To już sezon 2011/12 i pamiętne trójmiejskie finały…
Wydaje mi się, że scenariusz obydwu trójmiejskich ekip w strefie medalowej jest bardzo mało prawdopodobny – ale już opcja obu ekip z ćwierćfinale, z których jedna (najpewniej Trefl) przechodzi dalej, wydaje się realna. Może tak Derby Trójmiasta w ćwierćfinale? Kto wie, kto wie. Tak czy siak, niemal na pewno nastroje w tym sezonie w Sopocie i w Gdynie nie będą jak rok temu na dwóch przeciwnych biegunach. Arka, nawet jeśli „spuchnie” nie powinna spaść tak nisko jak w ubiegłych rozgrywkach. A według mnie są spore szanse, abyśmy znów mogli zakosztować podwójnej reprezentacji Trójmiasta w Playoffs. Czego wszystkim fanom koszykówki z Trójmiasta oczywiście życzę.
