Zdarzyło się kiedyś: 19-18

Dokładnie 70 lat temu 7 021 widzów zgromadzonych w hali w Minneapolis widzów było świadkami najdziwniejszego meczu w historii NBA. Fort Wayne Pistons pokonali Minneapolis Lakers 19-18, dzięki czemu przeszli do annałów ligi.


24 sekundowy zegar do NBA wprowadzony został dopiero w 1954 roku, a jego pomysłodawcą był założyciel Syracuse Nationals Danny Biasone. Skąd wzięły się owe 24 sekundy? Otóż Biasone analizując wcześniej rozegrane mecze, w których padało sporo punktów zauważył, że jedna drużyna oddaje w takim meczu około 120 rzutów. Podzielił więc 2880 sekund (48 minut) na 120 co dało dokładnie 24 sekundy. Mecz, o którym chcę napisać poniżej nie był bezpośrednią przyczyną wprowadzenia ograniczenia czasu na jedna akcję, ale bardzo się do tego przyczynił. Dlaczego?

Minneapolis Lakers przystępowali do rozgrywek 1950/51 jako zdobywcy trzech tytułów mistrzowskich z rzędu. Nie, nie wygrali jednak trzy razy w NBA. Były to dopiero czasy, kiedy zawodowa liga stawała się zawodową i werbowała w swój skład kolejne zespoły. Lakers byli potrójnymi mistrzami, ale … w trzech różnych ligach. Kolejno w: NBL, BAA i na koniec w NBA. Liderem zespołu i człowiekiem nie do powstrzymania na owe czasy był mierzący 208 cm środkowy  – George Mikan. Jego niesamowite haki doprowadzały obrońców drużyn przeciwnych do szału. To właśnie Mikan był „winowajcą” wyniku o jakim piszę .

22 listopada 1950 roku miało dojść do spotkania faworyzowanych Lakers z Fort Wayne Pistons w Minneapolis Auditorium, które było bardzo specyficzna halą z racji swoich gabarytów. O ponad metr węższe boisko powodowało problemy dla gości, ponieważ gospodarze potrafili stanąć w defensywie  w taki sposób aby ich rywale nie mieli jak przedostać się pod kosz. W rozgrywkach 1949/50 „Jeziorowcy” przegrali we własnej hali tylko raz i 22 listopada 1950 mijał już ponad rok od tego wydarzenia.

Trener Pistons Murray Mendenhall doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie kłopoty czekają jego drużynę w Minnesocie. Postanowił więc zastosować pewien fortel mający na celu przede wszystkim zneutralizowanie największego zagrożenia ze strony Lakers czyli Mikana. Zarówno w ataku jak i w obronie.Pomysł był prosty, goście mieli przetrzymywać jak najdłużej piłkę w rękach i podawać ją przez cały czas.

Fort Wayne wygrali pierwsze wznowienie dzięki czemu od pierwszej sekundy meczu wprowadzali w życie swój niecny plan. Po tym jak Mikan, Jim Pollard i Van Mikkelsen zameldowali się pod koszem aby ustawić szybko swoje szyki obronne. Kiedy już ustawili się na swoich miejscach i spojrzeli w stronę graczy Pistons nie mogli za bardzo zrozumieć ich intencji, jeszcze nie. Center Pistons Larry Foust stał na wysokości linii środkowej z piłką w rękach i ani myślał atakować kosz mimo upływającego czasu.

Dwaj arbitrzy tego spotkania – Stan Schulz i Jocko Collins – interweniowali u Fousta i Mendenhalla o rozpoczęcie gry. Trener Pistons odkrzyknął tylko, że jeśli Lakers grają nielegalnym ustawieniem w obronie, to oni przeciwstawią się temu na swój sposób.

Tłum zgromadzony w Minneapolis Auditorium wygwizdywał niemiłosiernie przyjezdnych, którzy jednak nic sobie nie robili z coraz dziwniejszej sytuacji. Kiedy jednemu z graczy długie przetrzymywanie piłki nudziło się, podbiegał kolejny, który czynił dokładnie to samo. Gracze Lakers byli na tyle zszokowani tym co się dzieje, że w początkowych minutach nawet nie atakowali graczy z Fort Wayne. Dopiero zdenerwowany Slater Martin wywarł presję na graczach Pistons, którzy wyrzucili piłkę w aut. Lakers szybko wznowili grę i po trzech podaniach znalazła się ona w rękach Mikana, który oczywiście umieścił ją w koszu. Ta akcja nieco pobudziła zawodników Fort Wayne i po pierwszej kwarcie to oni prowadzili 8-7.

Na twarzach gospodarzy z każdą minutą malowało się coraz większe zdenerwowanie co prowadziło do kilku pudeł przy łatwych wydawałoby się rzutach. Do przerwy Lakers wygrywali 13-11, a aż 12 z nich było dziełem niezawodnego Mikana.

Pomimo niekorzystnego wyniku po 24 minutach, Pistons kontynuowali w drugiej części gry swoją „zabawę”. Vern Mikkelsen wspominał po latach: – Pomyśleliśmy po co mamy ich gonić?. Dopóki prowadzimy, a oni przetrzymują piłkę, nie ma sensu próbować czegoś innego.

Lakers utrzymywali prowadzenie aż do końcówki ostatniej kwarty. Po trafieniu Fousta z rzutu osobistego, na tablicy pojawił się wynik po 17 na 6:10 do końca meczu. Niedługo później także jeden punkt z linii dodał Jim Pollard i miejscowi mogli spokojnie przyglądać się wydarzeniom na parkiecie.

W ostatniej minucie sytuacja na boisku uległa zupełnej zmianie. Teraz to zawodnicy Lakers przetrzymywali piłkę jak najdłużej, a koszykarze Pistons za wszelką cenę starali się im ją odebrać. Udało się 9 sekund przed końcem spotkania, kiedy to jedno z podań drużyny z Minneapolis wylądowało na aucie.

Po wznowieniu zza linii bocznej piłka trafiła najpierw do Pata „Curly” Armstronga, który natychmiast odegrał do Fousta. Rzut rozpaczy środkowego Pistons ponad Mikanem, który musnął jeszcze piłkę okazał się celny. Na zegarze pozostała jeszcze sekunda, ale rzut Martina odbił się od obręczy i tym sposobem Pistons dopięli celu pokonując Lakers na ich parkiecie.

W hali zapanowała grobowa cisza. Jeszcze raz okazało się, że wszelkimi środkami, byle do celu. Tak właśnie postąpili Pistons i wygrali spotkanie, w którym padło najmniej punktów w historii NBA. Mikan zdobył 15 punktów dla Lakers co przełożyło się na aż 83% zdobyczy całego zespołu oraz kolejny rekord ligi.

Trener Lakers John Kundla skomentował mecz krótko i dosadnie – Jeśli tak ma wyglądać koszykówka, to ja nie chcę być jej częścią.

Z kolei Mikkelsen dodał po meczu, że – Celem gry jest zwyciężać, szczególnie jeśli jest to mecz wyjazdowy. To mogło mieć decydujące znaczenie, bo skoro mecz odbywał się w Minneapolis to Mendenhall nie miał nic do stracenia, w końcu nie zraził do gry własnych fanów.

Zawodników obu zespołów, a zwłaszcza Lakers krytykował komisarz ligi Maurice PodoloffWygląda na to, że obie drużyny okazały kompletny brak szacunku w stosunku do fanów, fundując im taki mecz.

Ciekawostka: w sezonie 1950/51 Lakers zdobywali średnio 82.8 punktów na mecz, a Pistons… 84.1. „Jeziorowcy” nie zostali ponownie mistrzami, ale odkuli się w kolejnych trzech sezonach, kiedy to nie było na nich mocnych.

W tekście skorzystałem z pomocy: Author of Basketball’s Original Dynasty: The History of the Lakers by Stew Thornley