Wyniki i statystyki dzień #34: LeBron odpalił 51 punktów przeciwko Heat, kolejna porażka Warriors

Trzeba przyznać, że lubią chłopaki postrzelać w tym sezonie. Kilka występów na początku sezonu 50+ punktów czy to Blake’a Griffina czy Stephena Curry’ego, wczoraj pierwszą 60-tkę zgarnął Kemba a dziś mieliśmy okazję śledzić kolejny fantastyczny indywidualny występ tym razem w wykonaniu LeBrona Jamesa, który uzbierał na swoje konto 51 „oczek”. Co oprócz tego działo się w nocy? Zapraszam na przegląd kolejki.

Minnesota Timberwolves (7-10) – Memphis Grizzlies (10-5) 87:100 (20:17, 23:30, 19:28, 25:25)

Spotkanie pomiędzy Grizzlies a Timberwolves rozpoczęło się o 21:30 czasu polskiego, może ktoś oglądał. Nieznacznym faworytem w tym starciu byli gospodarze, którzy u siebie grają w tym sezonie bardzo dobrze a do tego od czasu słynnej wymiany z 76ers jeszcze nie przegrali (2-0). Trzeba jednak oddać, że Mike Conley (18pts, 8ast) jest kluczem w organizacji Grizzlies. To, jak ta drużyna cieniowała pod jego nieobecność a jak gra obecnie robi wrażenie. Niby sam rozgrywający „Miśków” jakichś niesamowitych cyferek nie kręci ale ma taką cechę, że jak przebywa na parkiecie to od razu cały zespół gra lepiej. Goście zatrzymali rywali na zaledwie 87 punktach zdobytych i zgarnęli już 10 zwycięstwo w sezonie przesuwając się tym samym już na trzecie miejsce w tabeli WCF. Są topową defensywą w całej lidze, najlepszą i kropka. W offseason dodali jeszcze przecież kolejnego świetnego zawodnika jeśli chodzi o umiejętność gry na własnej połowie czyli Kyle’a Andersona (4pts, 7ast, 2stl, 1blk). W drafcie wybrali Jarena Jacksona Jr. (13pts, 3blk), który także robi robotę a Marc Gasol (26pts, 13reb, 2stl, 3blk) od razu odżył. Pierwsza porażka T-Wolves od czasu opuszczenia drużyny przez Butlera, wiadomo kiedyś musiało to nadejść ale i tak chyba wszyscy się zgadzamy, że obie ekipy tylko zyskały na tym dealu. Karl-Anthony Towns (15pts, 20reb). Chyba już czas by Derrick Rose (18pts, 6-11fg, 2-4fg3) zajął miejsce w pierwszej piątce za Jeffa Teague’a (2pts, 1-9fg, 4ast), co myślicie?

 

Miami Heat (6-10) – Los Angeles Lakers (9-7) 97:113 (21:34, 31:33, 24:25, 21:21)

W obecnym sezonie LeBron James (51pts, 19-31fg, 6-8fg3) pierwszy raz w karierze rzuca średnio powyżej 2 trójek na mecz (2.1). Minionej nocy rozgrywał niesamowite zawody. Trójeczki raz za razem przecinały siatkę, najczęściej po step-backu. Do tego z łatwością wymuszał faule (7-10ft) oraz często biegał do kontry z czego mieliśmy kilka efektownych wsadów sam na sam z koszem. Trzeba szczerze powiedzieć, że pierwszy miesiąc sezonu „LBJ” miał przeciętny jak na niego, wyniki drużynowe również mu nie pomagały ale w tym tygodniu dwa mecze na fenomenalnym poziomie i wydaje się, że James powoli się rozkręca. Żaden inny zawodnik w tym spotkaniu nie przekroczył 20 punktów. Najbliżej byli Kentavious Caldwell-Pope (19pts, 3-5fg3, 8-8ft) oraz Wayne Ellington (19pts, 7-14fg, 5-11fg3).

 

Orlando Magic (9-8) – New York Knicks (4-13) 131:117 (44:31, 23:35, 31:26, 33:25)

Magic golą ogórków. 3 zwycięstwo z rzędu oraz 5 w ostatnich 6 meczach. Kolejny świetny występ środkowego Nikoli Vucevica (28pts, 10reb, 9ast). Po pierwszej kwarcie zapowiadało się na jakiś mega popis indywidualny Aarona Gordona (31pts, 13-17fg, 4-8fg3), który w pierwszych 12 minutach gry miał już 20 punktów. 35 asyst gospodarzy do zaledwie 12 gości, prawie sam Vucevic miał tyle co cała drużyna Knicks… Fitzdale kombinuje, tym razem na ławce zaczął Tim Hardaway Jr. (32pts, 5-10fg3). Jego podstawowy środkowy w tym spotkaniu Mitchell Robinson (2reb, 1stl) popełnił 5 fauli w 9 minut, które spędził na parkiecie, żaden ze starterów nie zagrał powyżej 23 minut, no cyrk na kółkach, tankujta bo nic innego wam nie zostało.

 

Washington Wizards (5-11) – Portland Trail Blazers (11-5) 109:119 (25:32, 16:30, 29:29, 39:28)

Wcale nie lepiej sprawy mają się w Waszyngtonie. Dlaczego? Porównując kadrowo Wizards oraz Knicks, gdzie u tych drugich w sumie obecnie gra jakaś zbieranina to, to co wyprawiają obecnie „Czarodzieje” również nie jest powodem do dumy. Wszyscy spodziewaliśmy się, że po odejściu Gortata jakościowo Wizards obniżą loty zdecydowanie ale nie, że aż tak, hehe. Dziś, najlepszy po stronie gospodarzy John Wall miał 24 punkty i co ciekawe ledwie 3 asysty, gdzie w tym sezonie do tej pory w każdym spotkaniu nie schodził poniżej pięciu. Damian Lillard (40pts, 6reb, 5ast) poskładał wszystkich a znacznie pomógł mu w tym Jusuf Nurkic (13pts, 14reb, 8ast).

 

San Antonio Spurs (8-7) – Golden State Warriors (12-6) 104:92 (33:27, 23:21, 23:22, 25:22)

Trzecia porażka z rzędu Warriors, ale spokojnie, nie ekscytować się. W zeszłym sezonie było podobnie, stracone pierwsze miejsce na zachodzie, serie porażek, problemy ze zdrowiem a gdy przyszło najważniejsze znów temat wyjaśnili. Poza grą wciąż trójka All-starów (Curry, Green, Cousins), Kevin Durant (26pts, 10reb, 6ast) i Klay Thompson (25pts) muszą póki co sami ciągnąć ten wózek i nie za bardzo im to na razie wychodzi ale zadanie nie jest łatwe. Dlaczego? Zmiennicy, rezerwowi czy jakkolwiek są po prostu słabsi niż w poprzednich latach. Jest kilku młodych obiecujących graczy ale oni tu nic nie zmienią obecnie, mogą się jedynie przyuczać by w przyszłości być ważną częścią tej ligi. Poza Quinnem Cookiem (16pts, 8reb) ciężko komukolwiek uskładać 10 punktów, także nie ma tu o czym w ogóle gadać. Świetny występ trójki zawodników Spurs – LaMarcus Aldrige miał potężne double-double (24pts, 18reb), które swoją drogą uskładał już do przerwy. DeMar DeRozan (20pts, 6reb, 9ast) teraz jest liderem tej organizacji, przyjemnie się patrzy na jego pozbawioną egoizmu grę. Rudy Gay (19pts, 6-10fg, 3-3fg3) ograł Duranta w bezpośrednim pojedynku, trafiał rzuty nad nim a w obronie zatrzymał „KD” na skuteczności 8-25 oraz sprzedał mu jedną czapę. Zadanie wypełnione bezbłędnie, brawo. Spurs byli w każdej kwarcie lepsi od swoich rywali a mimo to w końcówce w pewnym momencie było gorąco, mimo tak dobrego występu drużyny zwycięstwo okazało się być nieznaczne.

 

Lubisz naszą pracę? Wspieraj nas na Patronite.pl!

Komentarze do wpisu: “Wyniki i statystyki dzień #34: LeBron odpalił 51 punktów przeciwko Heat, kolejna porażka Warriors

  1. Lubię Rose’a, dlatego nie chcę, żeby grał w pierwszej piątce bo Thibs go znowu zajeździ.

  2. uwielbiam oglądać Rose’a ale wydaje mi się ze puszczenie go w pierwszej piątce nie opłaci się. Po pierwsze i najważniejsze jego wspaniały trener zajedzie go jak kobyła. Rose więcej daje z ławki i niech tego się trzymają. Niech się lepiej wezmą jakoś za Teague’a.

  3. 50+ w tym sezonie = 6szt
    Poprzednie sezony: 13, 14, 11

Comments are closed.