„Stephen Curry: Potrójne oblicze” – recenzja

Nie będę ukrywał, że NBA interesuję się jedynie od kilku lat. Erę Jordana, ba, nawet okres dominacji Shaqa czy wielkie momenty Kobe’ego znam jedynie „z odtworzenia”. Nie ukrywam również, że moim ulubionym koszykarzem jest Stephen Curry. Zatem gdy tylko zobaczyłem, że w Polsce wychodzi jego biografia, to wiedziałem, że ją kupię. I tak się stało.

Czy nie za szybko?

Jeszcze przed premierą widziałem pojawiające się opinie, że pisanie tej biografii to jedynie skok na kasę, bo przecież Curry jest dopiero w połowie swojej kariery. „Po co czekać, skoro największe zyski będą właśnie teraz, gdyż to obecnie Steph jest jednym z najpopularniejszych graczy w NBA?”. Trudno nie przyznać racji temu drugiemu stwierdzeniu – obecnie książka o Curry’m będzie miała wysoką sprzedaż, bo jest na topie. Jednak z tym pierwszym bym polemizował. Mało trafia się dużych i szczegółowych biografii z całego życia (takich jak „Michael Jordan. Życie” Lazemby’ego). Wydanie tej książki dzisiaj pozwala skupić się na wczesnym etapie kariery Stepha, który w całościowej biografii mógłby zostać spłycony.

Okładka książki

Reasumując: uważam, że sam pomysł napisania biografii częściowej teraz jest dobry. Ponadto „moment teraźniejszy” (chodzi mi o moment, w którym biografia jest puszczana do druku; to nierzadko do tej konkrentej teraźniejszości odnosi się autor i czasem przez jej pryzmat opisuje niektóre wydarzenia) jest osadzony zaraz po wielkiej porażce Curry’ego (pamiętne od 3-1 do 3-4 w Finałach 2016 z Cavs) – dosyć nietypowy, ale ciekawy zabieg. Doskonale widać, że ten tytuł jest tylko częścią, fragmentem. Że historia nie jest skończona. Ma to swoje plusy (pewna ciekawość, co będzie dalej), ale i minusy (wrażenie niepełności i niedopowiedzeń).

Jeszcze jedna sprawa: zdecydowanie wolę autobiografie od zwykłych biografii. Niestety, książek o baskecie, pisanych przez samych koszykarzy, jest jak na lekarstwo. Można zatem rzec, że „jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”. Tym niemniej wolałem to zaznaczyć, gdyz może jakiś wpływ na końcową ocenę mieć. Oczywiście to nie jest reguła, bo np biografię Allena Iversona oceniam wyżej od autobiografii Phila Jacksona. Ale ogólnie rzecz biorąc: wolę autobiografie.

Curry w barwach uczelni Davidson

Potrójne oblicze – czyli jakie?

Wróćmy jednak do samej książki. Pewnie wielu z was zastanawia się, skąd wziął się jej tytuł. Śpieszę z wyjaśnieniem: odnosi się do trzech osobowości bohatera biografii: Curry’ego (w dużym skrócie jest to jego publiczny wizerunek, zwłaszcza w świecie biznesu), Stepha (wizerunek nieco szalonego chłopaka, widoczny zwłaszcza na bosiku) oraz Stephena (można by powiedzieć: zwyczajnego, rodzinnego faceta; pewne połączenie dwóch poprzednich osobowości). Wątek tych trzech przeplatających się „wcieleń” nie stanowi jednak rdzenia książki. Jest wyraźnie zaznaczony, aczkolwiek nie jest to oś, wokół której poprowadzone zostały inne wątki. Inne koszykarskie biografie również miewały podtytuły: chociażby „Powininem być już martwy” Rodmana, „11 pierścieni” Jacksona czy „Życie to nie gra” o Iversonie. Pierwszego tytułu (jeszcze) nie czytałem, zatem wypowiem się jedynie o dwóch pozostałych.

O ile w przypadku „11 pierścieni” snucie opowieści wokół tytułu było dosyć oczywiste, to w przypadku „Życie to nie gra” było to na pewno trudniejsze. A jednak czytając tę książkę miałem wrażenie, że tytuł tak naprawdę w ciągu całej biografii idealnie pasuje – i wszystkie wątki w ten czy inny sposób są z nim powiązane. W „Potrójne oblicze” takich „powiązań” jest znacznie mniej. Nie mówię, że ich nie ma – ale występują one tylko sporadycznie. Brakowało mi kilku momentów i przykładów przedstawienia danych sytuacji z różnych perspektyw. Tak, te osobowości zazwyczaj nie występują równocześnie. Ale nadal trochę brakowało mi ich częstszego wspominania. Ten tytuł może nie jest najgorszy, ale dużo większą uwagę poświęcono tu skreślaniu Curry’ego przez trenerów/ekspertów/dyrektorów/zawodników itd. Oblicza Stepha nie są moim zdaniem motywem przewodnim książki. Według mnie jest ich w biografii tyle, ile powinno być, ale przy innym tytule. Przy tym ten „aspekt” powinien zostać szerzej opisany.

Jedna z kontuzji Curry’ego

A były jakieś pozytywy?

A i owszem. Jak na razie przede wytykałem książce, hm, „uchybienia”. Dodałbym bym do nich również pewne drobne błędy merytoryczne (np w akcjach meczowych – autor opisuje, jak Curry trafił trójkę z faulem przeciwko Wizards po tym, jak był kryty aż od własnej połowy; w rzeczywistości Steph wjechał pod kosz i tam został sfaulowany; akcja 2+1, a nie 3+1). Jednak nie można o „Potrójnym obliczu” powiedzieć, że czyta się je źle. Muszę wam przyznać, że ja osobiście nieco męczyłem się z biografią Jordana, autorstwa Lazemby’ego. Jest ona świetna po względem merytorycznym – ale jakoś nie miałem ogromnej przyjemności z jej czytania (patrząc całościowo). W tym wypadku było inaczej. Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Czuć, że autor jest związany z tematem, a nie jest tylko „obserwatorem” – narracja jest dosyć emocjonalna. Aczkolwiek, jeśli mam być szczerym, trochę przeszkadzał mi czasem brak obiektywizmu i nieco przesadne „gloryfikowanie” Stephena (tak, i mówię to jako fan Stepha!).

Chwilę po pamiętnym game-winnerze przeciwko OKC

Poza tym Marcus Thompson II załączył do swojego dzieła nieco historii – opisał chociażby krótko historię ligi ABA czy poprzednie dekady drużyny Golden State Warriors. Jest to jednak dobrze wplecione w całość, bo zawsze stanowi pewnego rodzaju wstęp do różnych zagadnień (poprzednie zespoły Warriors -> analiza mistrzowskiego składu i Death Lineupu; historia ABA -> dominacja Stephena w rzutach za 3). W tym aspekcie nie mam się do czego przyczepić – takich wstawek jest dosyć sporo, ale nie przytłaczają one czytelnika. Komponują się z całością i nie zmuszają do zapamiętywania kilkudziesięciu nazwisk czy nazw własnych (dzięki temu książka nie odrzuci „nowych” fanów NBA, którzy nie są tak zaznajomieni z poprzednimi dekadami).

Za mało Curry’ego w Curry’m

Muszę jednak na koniec poruszyć pewien temat, który nie daje mi spokoju. Otóż, niestety, mam wrażenie, że w książce o Stephenie Curry’m jest za mało… Stephena Curry’ego. Cała historia toczy się wokół niego. Opisano niemal całe jego dotychczasowe życie. Ale mam wrażenie, że część z tego zrobiono niemal „po łebkach”. Tak, opis przechodzenia przez kontuzje oraz leczenia – świetnie zrobiony. Etap liceum – też. Ale brakowało mi tu trochę opisów akcji i sytuacji meczowych. Jest ich kilka, ale jak dla mnie za mało. Bardziej były to pojedyncze, powierzchowne przykłady, które jakoś nie mogły mnie całkowicie usatysfakcjonować. Całościowo autor omówił wszystko. Ale po prostu dla mnie było to momentami zbyt ogólne. Czegoś mi tu brakowało. Czegoś, co sprawiłoby, że z zapartym tchem czytałbym opis meczu, którego wynik znam.

Steph ze swoją starszą córką: Riley

Moja ocena

Mam problem z opinią na temat tej książki. Z jednej strony – dostałem biografię mojego ulubionego koszykarza, którą dobrze mi się czytało, która nie jest pisana sucho, zawiera sporo ciekawostek i nieco historii w formie łatwej do przyswojenia. Z drugiej – momentami całość jest zbyt ogólna i, o ile  dobrze charakteryzuje Stepha, to nie sprawia, że czytam ją z wypiekami na twarzy. Gdybym miał ocenić ją w skali od 1 do 5, to dałbym jej chyba 3. Trójka wydaje się być dobra – pokazuje zarówno, że to nie jest idealna pozycja, ale też, że nie odrzuca od siebie. Zatem niech tak będzie.

Moja ocena: 3/5

Poniżej zamieszczam mój ranking książek koszykarskich (kolejne tytuły, jak np „Kiedy rządziliśmy NBA”, już czekają w stosiku na biurku na przeczytanie):

  1. Iverson. Życie to nie gra – Kent Babb
  2. Dream Team – Jack McCallum
  3. 11 pierścieni  – Phil Jackson oraz Hugh Delehanty
  4. Michael Jordan. Życie – Roland Lazemby
  5. Stephen Curry: Potrójne oblicze – Marcus Thornton II
  6. Lakers. Złota historia NBA” – Marcin Harasimowicz
  7. LeBron James. Król jest tylko jeden? – Marcin Harasimowicz

Pierwsze dwa miejsca były dla mnie oczywiste. Dwa ostatnie również. Miałem jednak spory problem z pozostałymi trzema tytułami. Żaden z nich mnie nie zachwycił. Najprzyjemniej czytało mi się „11 pierścieni” – zapewne dlatego, że to autobiografia. Z kolei dzieło Lazemby’ego, mimo, że osobiście mi nie leży, to jest prawdziwą skarbnicą wiedzy o His Airness. Natomiast „Potrójne oblicze” nie jest książką złą (co mogłoby sugerować miejsce bliżej końca niż początku). Czyta się to szybko i przyjemnie – racja. Jednak nie jest to pozycja wybitna – nie ma elementów, które wzbudzałyby zachwyt. Tak, historia Stepha jest niesamowicie ciekawa. I niesamowicie motywująca. Książka podobnie – ale w mniejszym stopniu.

Sam nie jest do końca pewien, z czego to wynika. Raczej nie miałem jakichś wielkich oczekiwań odnośnie tego tytułu. Może chodzi o styl pisania? Może o pewne ogólniki? A może trochę za dużo było tam fragmentów odnoszących się do „otoczenia” Curry’ego, zamiast do niego samego? Nie wiem. tak czy siak – zdecydowanie nie żałuję, że kupiłem tę książkę. Czytało się ją przyjemnie i cieszę się, że mogę mieć ją w swoim zbiorze. To dobra pozycja – ale nic więcej. „Tylko” dobra.

Podczas konkursu rzutów za 3 w czasie Weekendu Gwiazd

Nie czytaliście jej jeszcze? W takim razie polecam – wyrobicie sobie sami opinię. Ponadto na http://potrojneoblicze.pl/ macie ciekawy konkurs z biografią związany. A książkę najtaniej kupicie oczywiście na http://labotiga.pl (ciekawostka: nikt mi nie zapłacił za to polecenie – po prostu sam zaopatruję się w tej księgarni internetowej, bo mają spory wybór i najniższe ceny).

A może już ją skończyliście? Zgadzacie się z moimi odczuciami? A może ta biografia podobała się wam dużo bardziej – albo dużo mniej? Dajcie znać, chętnie powymieniam się poglądami.

Do następnego!

Komentarze do wpisu: “„Stephen Curry: Potrójne oblicze” – recenzja

  1. Książka ta jest bardzo jednowymiarowa. Stefanek jest w niej opisany jako wspaniały człowiek, mąż i ojciec, dla którego koszykówka i rywalizacja są niezwykle istotne, ale także jako obiekt krytyki, głównie z powodu tego, że nie jest wyższy i silniejszy. Wcale tego nie kwestionuję, pewnie tak jest w rzeczywistości, ale te kilka motywów przewija się przez prawie każdą stronę w tej biografii, przez co jest to dosyć nudna lektura. Sądzę, że jest to w dużej mierze wina autora, który po prostu nie potrafi zainteresować czytelnika, pisze bardzo prostym i przede wszystkim ubogim językiem. Nie jest to na pewno wina tłumacza, ponieważ na przykład książkę o Magicu i Birdzie z tego samego wydawnictwa, przełożoną przez tę samą osobę czytało się znakomicie. Uważam, że Marcus Thompson II jest po prostu słabym pisarzem. Z informacji na okładce można się dowiedzieć, że jest on dziennikarzem i felietonistą, a tę biografię właśnie można potraktować jako zbiór felietonów (jeśli tak zostałaby nazwana, zbiorem felietonów, można byłoby to wybaczyć), brakuje jej pewnej spójności, tematy wciąż się powtarzają i przenikają przez siebie.

    Moim zdaniem pisanie biografii sportowca, który wciąż zawodowo uprawia swą dyscyplinę nie jest trafionym pomysłem, a jeśli zabiera się za to trudne działanie osoba, która się do tego zwyczajnie nie nadaje, efekt nie może być zadowalający. Książka mnie rozczarowała i zwyczajnie zniechęciła do kupna innych, podobnych pozycji o aktywnych zawodnikach. Trzeba również zaznaczyć, iż Steph Curry nie jest kontrowersyjny, wypowiedzi ma stonowane i ogólnie jest dość grzeczny i taki jego słodki, cukierkowy obraz widzimy na kartach omawianej książki. Ta biografia powstała zdecydowanie o jakieś 10 lat za wcześnie, bo wtedy dopiero będzie można zebrać dużo więcej ciekawych historii i faktów oraz spojrzeć szerzej na ogromny wpływ naszego bohatera na współczesny obraz NBA.

    Moja ocena byłaby o 1 punkt niższa od Twojej. Czekam na inne recenzje, pozdrawiam!

  2. To jest nas dwóch, panie Kubala ;)
    Na książkę czekam do 24go :) a osobiście polecam Shaq, bez cenzury.
    Jordan Lazenby’ego tez mnie zmęczył, a na półce czeka Kobe, ale coś nie mogę jej zacząć.

  3. Książkę czytałem. Sprawnie napisana. Szybko czyta się. Z powyższą oceną zgadzam się tylko w części. Steph Curry jest fenomenem czy kto chce czy nie czy go kto lubi ceni czy nie… a dlaczego ? to własnie o tym jest ta książka… Curry to młody wierzący poukładany normalny chłopak z wielkim talentem i pracowitościścia oraz z kompleksem Dawida (jesli taki jest :) ) – to znaczy musi pokonywać większych od siebie Goliatów wbrew logice i prawom koszykówki :) natomiast pomysł Autora, żeby ksiązki pisali koszykarze z nba to chyba grube nieporozumienie…. byłaby to literatura raczej nie do strawienia …

  4. Steven Adams – o nim może bym poczytał ;-)

    a Curry? czy ja wiem… równie dobrze można mniej więcej to samo pisać o Tim Hardaway Jr synek chowany na przyszłego koszykarza „w szatni” przez znanego koszykarza ojca

    w zasadzie bardzo dobry obiektywny wpis @d.koperfilc skutecznie odstraszyłby mnie od czytania o Currym (gdybym miał taki zamiar).

    z resztą historie sporej części koszykarzy pewnie są dosyć podobne – ojciec grał, poznał mamę na studiach czy w koledżu, też była sportsmenką (siatkówka?) no i rodzą się dzieci które bez większych obciążeń mogą iść w ślady rodziców, a jeżeli tatuś był dosyć dobry w tym co robi, i syn w miarę dobrze rokuje to jakąś tam solidną karierę zrobi…

    zgadzam się że gracze którzy wciąż grają a do tego są jeszcze młodzi nie są wdzięcznym obiektem do opisania, co może opowiedzieć nam książka o chłopaku z dobrego domu, którego ojciec był częścią rozpoznawalnej ekipy w latach 90-tych? miałem szczęśliwe dzieciństwo, wierzę w Boga, chodzę z żoną co niedziela do kościoła, przykładam się na treningach, lubię grillowane skrzydełka i.t.d. nic ciekawego

  5. Shaq, bez cenzury i Dream Team czytałem dwukrotnie i na tym nie koniec. Pierwszą polecam ze względu na humor:-) Bardzo dobrze wspominam również 11 pierścieni i Życie, niestety zawiodła mnie Powinienem być już martwy Rodmana. W planach mam Iversona i Magic & Larry.
    Pełne biografie Stepha i LeBrona przeczytam po zakończeniu ich karier.
    Ps. Może ktoś polecić jakieś dzieło o drużynach z lat 90-tych? W szczególności Knicks, Hornets, Supersonics.

  6. „”Jednak nie można odmówić „Potrójnemu obliczu”, że czyta się je źle. „”
    Jak piszesz cos takiego to mozna zrozumiec ze jednak czytało sie zle – takie podwójne zaprzeczenie, dwa minusy daja plus.
    Co do książki – Omg jaka nuda, lubie GSW i sc ale nie cierpię książek, które na sile wciskają nam tylko jedna stronę medalu i opinie. Jak wyżej- jest jednowymiarowa i jeszcze autor używa średniej statystycznej w debilny sposób zeby potwierdzić swoje zdanie, każdy wie ze w dzisiejszych czasach statystyki sa do tego wykorzystywane co nie znaczy ze obcięte sa prawdziwe. Juz w 11 pierścieniach Phil sie woził ale mozna było przymknąć oko bo dużo osiągnął jest juz staty a zawsze czegoś nowego warto sie dowiedzieć ale ta książka jest słaba zeby nie powiedzieć inaczej.

Comments are closed.