BACK TO DA OLD SKOOL #2

Motyw zemsty znany jest od pradawnych czasów. Można by rzec, że jest on stary jak świat. Nikogo zatem nie dziwi fakt, że mamy z nim do czynienia także w świecie sportu. Na koszykarskich parkietach zemsta na rywalach jest czymś, co dodaje smaczku tej dyscyplinie i jednocześnie powoduje, że śledzimy ją z jeszcze większym zaciekawieniem.

Moim pierwszym skojarzeniem z zemstą w NBA jest Michale Jordan i jego rywalizacja z Detroit Pistons. O tym sobie jednak poczytajcie gdzie indziej, bo ja Wam chce przywołać przypadek zupełnie inny.

Nie wiem czy wśród fanów jest ktoś, kto nie zna Shawna Kempa. Nawet jeśli jest, to chyba lepiej, żeby się do tego nie przyznawał, ale jeśli dzięki moim wypocinom czegoś nowego się taki osobnik dowie, to będzie mi bardzo miło.

Alton Lister to już persona bardziej anonimowa i może ona funkcjonować jedynie w odmętach pamięci koszykarskich koneserów lat 90tych. Jeśli go pamiętacie to macie mój dozgonny szacunek!

Wspomniany gracz bowiem niczym szczególnym się w NBA nie wyróżnił. Ot zwykły wyrobnik z parkietów najlepszej ligi świata. Pograł w Milwaukee, Seattle, Golden State, jeszcze były epizody w Bostonie i w Portland. Ogólnie gość spędził na parkietach NBA niemal 20 lat.

Po lekkiej szyderze trzeba jednak oddać Listerowi, co jego. Był dość dobrym obrońcą, a w 1983 zajął nawet 15 miejsce w głosowaniu na MVP sezonu regularnego. Po za tym bycie wspomnianym „wyrobnikiem” to zaszczyt, o którego dostąpieniu marzą miliony ludzi na całym świecie (kto nie chciał by być koszykarzem w NBA?)

Zatrzymajmy się naszym wehikułem czasu jednak w roku 1992. Play offy, pierwsza runda i rywalizacja Ponaddzwiękowców. W meczu numer dwa dochodzi do małej scysji pomiędzy Kempem, a Listerem. Ogólnie Lister zgodnie z zasadami starej szkoły chciał pokazać młodemu, gdzie jest jego miejsce, a ten drugi musiał udowodnić, że nie da sobie pluć w brodę. Normalka jak na play offs. Nic takiego się nie stało. Zerknijcie sami:

Całe zdarzenie jednak mocno zapadło w pamięci ewidentnie poirytowanemu graczowi SuperSonics, a Shawn Kemp tak łatwo nie zapomina. To co wydarzyło się w meczu numer cztery, zapisało się w kronikach koszykówki na zawsze. Liston został poniżony przez swego rywala w najbardziej brutalny sposób, jaki może mieć miejsce na parkiecie. Po tej akcji Kempa już nigdy nic nie było takie samo (na pewno nie u Listera).

Reign Man, niczym zimna bestia wypatrzył swoją ofiarę pod samym koszem. Otrzymując podanie ruszyła pewnie do ataku, a biedny Lister nie miał szans ratunku. Kemp przeskoczył biedaka i wykonał słynny Tomahawk Jam (mistrzowski komentarz!) aka Lister Blister, a środkowy Wojowników został „koszykarsko zgwałcony” przez podopiecznego George’a Karla. Tak robi się historię!

Na koniec wspomnę tylko, że Sonics wygrali całą serię 3-1, a Kemp przez kolejne 6 lat błyszczał w lidze… Potem dotknął go „łupież szatana” i równie efektownie zrujnował sobie karierę. Szkoda.

Komentarze do wpisu: “BACK TO DA OLD SKOOL #2

  1. Ostatni akapit podsumowujący karierę tego efektownego patałacha Kempa – bomba ;-)

    1. jeśli to nie żart to zawiodłem się na Tobie pop…
      Ja oceniam zawodników tylko pod względem gry.
      Na marginesie to Vin Baker, który zastąpił Kempa na PF w Sonics też został alkoholikiem. Jakieś fatum??:)

    2. heh, w końcu wszyscy tak się jarają tym Kempem że ktoś musi rzucić ten pierwszy kamień ;-) on chyba nie z alko miał problem

  2. Dzisiaj za takie gesty po wsadzie dostałby chyba z milion dolarów kary :)

    1. W rzeczy samej. Takie mam skojarzenie myśląc o współczesnej lidze :D

  3. Pop starasz się pozowac na takiego „luzaka”, który wszelkie autorytety ma gdzies… Niekiedy to nawet jest uzasadnione, ale w 3/4 po prostu szukasz konfliktu.

    Shaman – dokładnie to chciałem napisać, no może nie milion, ale conajmniej kilka meczów zawieszenia :P

    1. Haaa, kiedyś jak to widziałem, to myślałem, że on go przeprasza ;-)

  4. Nie wiem dlaczego Lister ma być postacią anonimową. Ta akcja była na tapecie setki razy. Sam Lister był mega pożytecznym zadaniowcem. Per 36 to ze 12 RB i 3 Blk, turlał się po lidze do 40, rozegrał blisko 1000 spotkań. Pomijając powyższe w 92 miał 34 lata, Kemp 23.

    Pop – Nurtuje mnie to od miesięcy, w końcu muszę. Zacząłem pisać o NBA (zawodowo lecz pro publico) w 94 roku. Skończyłem w 98. Na polskich i zagranicznych forach dominuje ten sam typ fanów. Najpierw praktykant zdobywający wiedzę, który nabrał odwagi do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami – sprawa oczywista i do przyjęcia. Pół ekspert dyskutujący na wszystkie tematy z każdym. Na końcu, ekspert dyskredytujący wszystko i wszystkich z jedynym słusznym własnym zdaniem. Następnym etapem jest małżeństwo, dzieci i brak czasu. Na tym forum jest wielu dinozaurów (mających dzieci i poświęcających czas), dla których pewne wpisy świadczą o braku znajomości tematu/osoby/zawodnika.
    Miałem kiedyś usera który podczas opisywania CBA zawzięcie dyskutował o sytuacji sprzed swego poczęcia.
    Wrzuć na luz. Kemp to elita tej ligi po DrJ i MJ, jeżeli chodzi o efekty wizualne i przyjemność z oglądania forever and ever.

  5. Nie rozumiem czemu przedstawiacie kempa jako kompletnego idiote ze zrujnowal sobie kariere. Alkoholizm to jest choroba, tak samo jak kazda inna w ktora popadamy a nie wybieramy dobrowolnie. Jakby mu rak zrujnowal kariere to tez bylby idiota?

    1. Tak, alkoholizm jest chorobą. Ale w alkoholizm popada się podejmując takie, a nie inne wybory w życiu. Porównanie do raka o tyle niefortunne, że co prawda rak płuc zazwyczaj też jest wynikiem czyichś decyzji (palenie tytoniu), tak przykładowo rak mózgu czy prostaty atakuje właściwie niezależnie od tego, czy ktoś zatruwał sobie organizm, czy też nie.

  6. Nie no panowie nigdy się nie spotkaliście z fanem NBA który nie lubiłby Kempa? To jeszcze wam dowalę, Paytona nie lubiłem jeszcze bardziej, Sonics byli dla mnie jedną z tych niemalże znienawidzonych ekip, ale kilku graczy tam lubiłem.

    1. Ja natomiast nie znosiłem Jazz. Nie mogłem patrzeć na Malone’a, Stocktona i Hornacek’a szacunek i sympatia nadeszły po kilku latach, jak kończyli kariery :)

    2. Ja też Jazz nie cierpiałem a na Stocktona reagowałem alergicznie ;-D ale Malone’a zawsze szanowałem mimo wszystko

    3. Można nie lubić, ale trzeba szanować. Do poziomu 14,5 asysty na mecz w całym sezonie i ponad 15 tysięcy asyst w karierze nikt się nawet od tego czasu nie zbliżył.

    4. Zgadza się. dlatego, niezależnie od okoliczności szanuję nawet Wade’a, który grymasił na brak $ za występy na IO.

    5. Miałem odruchy wymiotne jak hornacek przed każdym wolnym głaskał sie po policzku ale to chyba tez było na podłożu ciągłej rywalizacji tamtych poukładanych aż nudnych Jazz z Chi MJ’a. To samo było z Sas a teraz prócz doceniania tych zespołów to najlepszy gracz obecnie w NBA gra o ironio w Sas.

Comments are closed.