Nie takie łatwe zwycięstwo Heat

Wynik 94-82 dla aktualnych mistrzów NBA może nieco zwodzić. Przez 3,5 kwarty Heat mieli olbrzymie problemy z Nets, którzy postawili im dzisiaj bardzo trudne warunki. Prawdziwym bohaterem spotkania był Ray Allen trafiający w decydujących momentach jak automat (13 punktów, 3/5 zza łuku). Nets udało się zminimalizować obecność LeBrona Jamesa, który zdobył „tylko” 22 punkty, 4 zbiórki i 3 asysty. Po stronie Nets rewelacyjny mecz zagrał Mirza Teletovic mający chyba jakiś patent na Heat. Bośniak trafił 6 z 9 rzutów zza łuku przypominając sobie podobne występy przeciw Żarom z sezonu zasadniczego. Zawiódł Deron Williams, dla którego dzisiejszy mecz był pierwszym w karierze występem w play-offach z zerowym dorobkiem punktowym.

heat-nets

Drużyna Bilans I kw. II kw. III kw. IV kw. Wynik
Miami Heat 2-0 15 30 24 25 94
Brooklyn Nets 0-2 21 25 21 15 82

Przebieg spotkania:

Bardzo mocno umotywowane w pierwszych minutach wyszły na parkiet oba zespoły. Niesamowicie twarda obrona sprawiała problemy obu zespołom. Wynik był bardzo niski. Netsom udało się zneutralizować LeBrona i zmusić do kontestowanych rzutów dystansowych, zaś Heat wymuszali sporo strat (aż 6 w pierwszej kwarcie). Bardzo aktywny w drużynie gości był Shaun Livingston (8 punktów). Dzięki trójce Teletovica w ostatniej akcji to Nets prowadzili po 12 minutach 15-21. Obrazem dobrej gry w defensywie Nets jest jedna statystyka – James i Wade oddali w całej kwarcie łącznie 6 rzutów, z których trafili tylko 2.

Przewaga Nets została szybciutko odrobiona przez rezerwowych. Norris Cole wraz z Bird Manem doprowadzili do remisu po 23. Nieco schłodził ich drugą trójką Mirza Teletovic. Jednak po chwili podobnym wyczynem popisał się Rashard Lewis. Teletovic był jednak „gorący”. W dwóch kolejnych akcjach trafił trzecią i czwartą trójkę, co dało Nets prowadzenie 28-32. Gdy po zwariowanej akcji udaną dobitkę zaliczył Thornton, Spoelstra poprosił o czas, a Nets prowadzili 6 punktami. Goście kompletnie unieruchomili Heat w ofensywie. Po trójce Pierce’a było już 32-39. Wtedy przebłysk dobrej gry miał Chris Bosh trafiając dwukrotnie i pięknie blokując Alana Andersona. Sędziowie kilka razy okazali dużo łaskawości gospodarzom (nie odgwizdany ofensywny LBJ, faul w obronie na The Truth, niezaliczona akcja 2+1 Livingstona), jednak wyprzedzając w przekroju całego spotkania ich pracę można oceniać bardzo pozytywnie. W końcówce kwarty w końcu odpalił LeBron, ale piątą trójkę trafił Teletovic i Nets cały czas minimalnie byli z przodu. Po pierwszej połowie Nets wygrywali 45-46.

Widać było, że pierwsza połowa podziałała na mistrzów niezwykle mobilizująco. Pierwszą poprawką wprowadzoną przez Spoelstrę mającą zapewnić Heat lepszy flow w ataku było danie piłki LeBronowi, który znacznie częściej wyprowadzał ją od razu z własnej połowy. Zdało to egzamin tylko częściowo. James kilka razy zaskoczył gości, ale generalnie pilnujący go Pierce wspierany przez kolegów nie ustępował na krok i wynik wciąż oscylował koło remisu. Heat starali się wciąż podwajać Johnsona i Williamsa. Udawało im się to wyjątkowo dobrze i w tej sytuacji ciężar gry w ataku bardzo często brał na siebie Livingston na ogół z dobrym skutkiem. Po stronie Heat sporo wniósł Ray Allen. Po jego dwóch trójkach Heat wyszli na niewielkie prowadzenie 61-58 i 64-61. Mecz mógł się podobać. Na trafienia Allena odpowiedział Teletovic szóstą trójką. Żadna z drużyn nie wygrywała więcej niż jednym posiadaniem. Heat wygrywali na zakończenie tej ćwiartki 69-67. Nets mogli mieć na koncie kilka punktów więcej, ale słabiutko wykonywali rzuty wolne (8/14 w całym spotkaniu).

Barierę jednego posiadania Heat przełamali zaraz na początku ostatniej kwarty. Bosh i Wade dali Heat prowadzenie 73-67. Świetny fragment gry miał Dwane Wade nie tylko udanie kończący swoje akcje, ale również znakomicie obsługujący partnerów (aż 7 asyst w całym spotkaniu). Po drugiej stronie parkietu sporo wniósł Marcus Thornton, dzięki któremu przewaga Heat zmalała do 79-77 w połowie kwarty. Swoje dodał bardzo aktywny na atakowanej tablicy Kevin Garnett (aż 5 ofensywnych zbiórek!). Właśnie wtedy dwie kolejne trójki z rogu Chalmersa i Allena przełamały Nets. Na 5:08 do końca przewaga Heat wzrosła do 8 punktów (85-77) i jak się okazało to był decydujący moment spotkania. Mistrzowie poczuli krew i jeszcze wzmocnili obronę. Prawdziwym nokautem była jednak sytuacja na przełomie 2-3 minut do końca. Heat wielokrotnie ponowiali akcje aż LBJ zdobył punkty. Gospodarze mieli piłkę w rękach przez 1:40 i to w tak krytycznym momencie! Na 1:59 do końca ich przewaga wynosiła 89-79 i było praktycznie po meczu. Daggerem była trójka Mario Chalmersa na 56.6 sekund do końca (92-81). Ostatecznie Heat zwyciężyli 94-82. Prawdziwym przegranym był dzisiaj Deron Williams, który zaliczył pierwszy mecz play-off w karierze bez żadnego punkta na koncie (0/9 z gry).

Własnym okiem

Mecz numer 2 niczym nie przypominał pierwszego spotkania. Heat zachowali się jak wytrawny bokser, który przez większą część pojedynku czeka na moment słabości rywala i błyskawicznym ciosem nokautuje przeciwnika w 10-11 rundzie. Dużo rzeczy wyszło Heat wzorowo. Po pierwsze udało im się kompletnie wyłączyć z gry Derona Williamsa momentami przypominającego kogoś, kto zgubił się na boisku i nie wie o co biega w tej grze. Po drugie nie popełnili błędu Raptors nie dając wejść w rytm Joe Johnsonowi (13 punktów, 6/14 z gry). Na pewno muszą popracować nad tablicą, bo dzisiaj przegrali zbiórki zbyt wyraźnie – 36-43 (6-13 w ofensywnych), gdyż dało to okazję do wielu punktów drugiej szansy dla Nets (nie mam dostępu do statystyk, ale w połowie trzeciej kwarty komentatorzy podali, że różnica w tym elemencie na korzyść Nets była bardzo duża). Mimo wszystko Eric Spoelstra może być bardzo zadowolony.

Nets zagrali znacznie lepiej niż w pierwszym spotkaniu. Ich obrona na LeBronie momentami była wyśmienita. Na pewno Jason Kidd będzie musiał popracować nad przekazywaniem krycia na wychodzących spot-up shooterach Heat. Ray Allen wielokrotnie był wolny i tylko niefrasobliwości jego kolegów, którzy nie potrafili dostarczyć mu piłki na czas, Nets zawdzięczają to, że Allen trafił zza łuku tylko 3 razy, a nie 5-6. Trochę żal mi patrzeć na tak bezproduktywnego w ataku Kevina Garnetta (dzisiaj 2/8 z gry). KG nie trafił prostego lay-upu w końcówce, gdy Nets mogli się zbliżyć do Heat na 3-punkty. Po chwili Allen trafił za trzy i to był ten decydujący moment spotkania. KG wnosi nadal sporo w obronie i był dzisiaj bardzo aktywny na deskach (12 zbiórek, w tym 5 ofensywnych), ale patrząc na Tima Duncana widać ogromną różnicę w dynamice obu starszych panów. Bez D-Willa i z ograniczonym JJ Nets radzili sobie w ataku całkiem dobrze. Trójka Livingston (13 punktów, 6/9 z gry), Teletovic (20 punktów, 7/12 z gry) i Pierce (13 punktów, 5/11 z gry) punktowała na bardzo przyzwoitej skuteczności. Słabszy moment w ostatniej kwarcie wynikał po części z tego, że na siłę próbował przełamać się Williams, co było zupełnie niepotrzebne. D-Will był potrzebny Nets głównie, aby ograniczyć koszmarną ilość strat z pierwszej kwarty, co w sumie udało się (6 strat w pierwszej kwarcie, 8 w pozostałych). Teraz dwa kluczowe spotkania w Nowym Jorku, które Nets muszą wygrać, jeżeli chcą wrócić do serii. Trudne zadanie, ale po dzisiejszym spotkaniu wydaje się, że wcale nie niemożliwe.

Komentarze do wpisu: “Nie takie łatwe zwycięstwo Heat

  1. Tak jak myślałem, Heat ponownie górą.
    Może nie tak łatwo jak w 1 meczu, ale jednak.
    Czy Nets uda sie wygrać choć raz u siebie? Typowałem 4-0 przed startem i kto wie, czy tak się to nie skończy. Może Nets urwą 1 mecz, ale na więcej chyba nie starczy szczęścia, ono wyczerpało się w regularnym.
    Na razie nie widze rywali n a wschodzie dla Miami.

  2. 2-0 to było do przewidzenia. Teraz absolutnie decydująca gra o być albo nie być w Nowym Jorku. Jeżeli Nets przegrają to seria pewnie zakończy się sweepem, maks 4-1.
    To dzisiejsze zwycięstwo Heat można odczytywać inaczej. Przez 3,5 kwarty Heat utrzymywali pojedynek, by odskoczyć w końcówce. Czyli tak naprawdę w żadnym momencie meczu nie utracili kontroli nad spotkaniem.
    Jak D-Will nie będzie w jakikolwiek sposób produktywny, to Nets nie ma szans, co pokazały występy z Raptors. Zwycięstwa Nets były idealnie skorelowane z grą Derona. Teraz jest podobnie. Jak będzie game z 20 punktami, będzie zwycięstwo. Inaczej gra całego zespołu pójdzie na marne i Nets wtopią kolejne mecze.

  3. Pomimo tego ze sercem jestem za Heat to uwazam ze Nets wyciągną mecz, moze nawet i dwa.

  4. A ja po 2 spotkaniach w tej serii nie mogę się napatrzeć jak mało czasu potrzebuje Ray Allen od podania do złożenia się do wzorowego rzutu. Mistrzostwo świata i miliony powtórzeń na treningu. On będzie chyba uzupełniał zespoły aspirujące do mistrzostwa nawet po 40-tce ze swoim etosem pracy i rolą strzelca na boisku.

  5. Mecz na pewno bardziej zacięty niż numer jeden, ale w końcu to PO i liczy się końcowy wynik. Heat są już 6:0 bez żadnej dogrywki. W serii z Nets będą max 4:1 i znowu kilka dni wolnego. Patrząc na drugą parę wschodu, to Miami w ECF też odpoczną. A zachód się punktuje cały czas i to przeważy w finale.

  6. Jeszcze jedna kwestia odnośnie Miami. Podobnie do Spurs nie jest to klasyczny team ze stałym składem S5. Trener zmienia piątego zawodnika w zależności od potrzeb. Podobnie z rezerwowymi. Taki Battier, Haslem czy Douglas potrafili grać średnio 2 min przez kilka miesięcy, żeby potem wskoczyć do S5. Ogromna w tym zasługa trenera oraz doboru zawodników, którzy tworzą doskonały kolektyw i osobiste ambicje oraz statystyki odłożyli na bok. Dlatego też Wade czy Bosh, którzy mogą zdobywać po 30 pkt, statystycznie wygladają średnio a mają ogromny wpływ na oblicze zespołu. W odróżnieniu jednak od Spurs mają Jamesa, który robi różnicę.

  7. Nic nie wskazuje na zwycięstwo Nets- nawet jedno. Przede wszystkim Kidd jest zbyt zielony.

  8. OMG. Faktycznie – po dzisiejszym występie Derona ludzie z Fantasy chyba muszą rwać sobie włosy z głowy.

    1. ale od Derona nie ma co wymagać wiele , skoro przed pierwszym meczem znów przyjął zastrzyki w kostki z kortyzonu.

  9. A to był prawdopodobnie najlepszy mecz siatek w tej serii i najgorszy Brona i Wade’a.

Comments are closed.