Było lepiej, ale Trail Blazers wciąż przegrali zdecydowanie

To był dziwny wieczór w San Antonio. Trail Blazers zaczęli go od znalezienia grzechotnika w swojej szatni, potem wyszli zmotywowani na pierwszą kwartę by totalnie przespać drugie dwanaście minut i pomimo usilnych prób ulec Spurs, którzy prowadzą w serii już 2-0.

Drużyna Stan I kw. II kw. III kw. IV kw. Wynik
Portland Trail Blazers (5) 0 26 25 20 26 97
San Antonio Spurs (1) 2 29 41 17 27 114

Wnioski ze spotkania

  • Stotts nie popełnił błędu z pierwszego spotkania i desygnował do bronienia Parkera Wesley’a Matthewsa. Twardy gracz PTB od początku zaczął sprawiać problemy Francuzowi, ale trzeba też zaznaczyć, że Tony spudłował na początku kilka rzutów, które w G1 spokojnie trafiał.
  • W drużynie gości widać było zdecydowanie większą energię. Szkoda tylko, że przede wszystkim na atakowanej połowie (97 punktów rzuconych Spurs w PO to bardzo solidny wynik). To co Spurs zrobili z nimi w drugiej kwarcie przejdzie do historii klubu z Teksasu. W pewnym momencie SAS mieli trafione 10 rzutów z gry z rzędu, a Trail Blazers wyglądali jakby byli gotowi do podróży powrotnej.
  • Po zmianie stron obraz gry się poprawił i przyjezdni zaliczyli najlepszą defensywną kwartę dotychczasowej serii. Częściowo wynikało to jednak z większego rozluźnienia Spurs. Inna sprawa, że w drugim meczu z rzędu nie podobają mi się zagrywki drużyny Popovicha w drugiej połowie. Zbyt często wygląda to w ten sposób, że próbują zrzucić zbyt wiele minut z zegara i sami przez to wpędzają się w kłopoty. Zamiast ustawionej akcji z 3-4 podaniami mamy Parkera lub Ginobiliego próbującego wykreować coś na siłę i zwykle kończącego akcję trudnym rzutem z półdystansu (lub dystansu). To jest zdecydowanie do poprawienia bo sprawiło, że w czwartej kwarcie kibice Spurs mieli niepotrzebną nerwówkę przez parę posiadań.
  • MVP spotkania został Kawhi Leonard, który wyglądał wczoraj jak Paul George z początku sezonu. Skrzydłowy Spurs zagrał tylko 28 minut (aż dziw, że nie więcej), trafił 8/9 z gry i 4/4 z dystansu (w tym akcje po zatrzymaniu w kontrze i heat-check z dystansu po którym Pop musiał szukać brwi na czole) by skończyć mecz jako najlepszy strzelec wygranych (20 punktów). Jeżeli dołożymy do tego fantastyczną obronę (2 bloki i 2 przechwyty – w tym jeden bardzo ważny na Batumie w końcówce) to mamy obraz bohatera spotkania.
  • W drugim kolejnym meczu to ławka decyduje o wygranej. Belinelli, Diaw (Bobo znów trafił bardzo ważną trójkę w czwartej kwarcie) i Mills trafili w sumie 12/14 z gry – 32 punkty, co już wygląda imponująco w porównaniu z 20 oczkami zmienników Trail Blazers, a przecież nie policzyłem jeszcze Ginobiliego (16). Ta seria wygląda trochę w ten sposób, że zawodnicy podstawowego składu w miarę się równoważą (z lekkim wskazaniem na Spurs, którzy wykorzystują swoje doświadczenie), ale Stotts ma prawdziwą łamigłówkę gdy chodzi o zmiany. Z jednej strony jego ławka nie dała mu praktycznie nic w tej serii – najlepszy jest Barton, który jednak ma pecha bo występuje na pozycji najrówniejszego moim zdaniem gracza PTB – Matthewsa. Z drugiej, nie może przecież w tak wycieńczającej serii grać S5 po 44-46 minut. Gracz, na którego liczył chyba najbardziej – Mo Williams ma problemy z pachwiną i wczoraj był na boisku tylko przez 9 minut (w drugiej połowie nie grał, a minuty dostał Earl Watson). Poza tą dwójką sensowne minuty dostaje tylko Robinson (popełnia masę błędów, ale musi grać bo jest jedynym w miarę wartościowym wysokim Trail Blazers).
  • Wciąż nieobecny w serii jest Damian Lillard. Coś tam trafia (8/20, 1/6 z dystansu), trochę podaje (5 asyst), ale w zasadzie nie miał wpływu na dwa pierwsze spotkania. Gość, o którym wszyscy mówimy że ma stalowe nerwy wygląda jakby zjadła go trema na dużej scenie. Przypuszczam, że w Oregonie będzie lepiej, ale jeśli nie to Trail Blazers będzie ciężko powalczyć.
  • Najlepszym graczem gości był wczoraj Batum – 9/13 z gry, 21 punktów, 9 zbiórek, ale bez większego wkładu wspomnianego Lillarda i Aldridge’a (6/23, 16 punktów) Trail Blazers po prostu brakuje ataku – zwłaszcza, gdy pozwalają Spurs na wszystko na swojej połowie.
  • Na zmianę trybu gry na tym etapie sezonu jest już moim zdaniem za późno. PTB nie staną się drużyną, która zatrzyma SAS na 90 oczkach. 115 na mecz to jednak zdecydowanie zbyt dużo by choćby myśleć o urwaniu wygranej. Stotts musi znaleźć sposób na to jak ograniczyć punkty po stratach (17 Spurs przy 6 Blazers) i grę drużyny Popovicha w zagraniach z zasłoną (w drugiej połowie w końcu kilka razy przekazywali i nawet nieźle to wyglądało). Poza tym zespół z Oregonu nie może sobie pozwolić na 12 straconych trójek (w 20 próbach, 60%). Zwłaszcza, gdy sami mają je wyjęte ze swojego arsenału (7/18 przy 4/16 dwa dni temu). No i na końcu – akcje po ponowieniach. Choć w statystykach to Trail Blazers mają więcej ofensywnych zbiórek (14-11, 7 samego Lopeza) to lepiej na nich wychodzili miejscowi. Wyrwane piłki przez środkowego PTB były praktycznie zawsze w sytuacji gdy pilnujący go wysoki rotował i zmuszał do niecelnego rzutu, a po chwili kończyły się albo stratą, albo faulem i piłką z boku. Tymczasem pod drugim koszem praktycznie za każdym razem prowadziły do trójki z otwartej pozycji. To gigantyczna różnica – nie tylko w wyniku na tablicy, ale także dla morale zespołu.
  • Po G1 napisałem, że to tylko jeden mecz i Spurs zrobili to co mieli zrobić. Duża rzesza kibiców uważała, że to wciąż Trail Blazers są faworytami serii, a wybuch formy SAS (drugi, a wliczając dzisiaj – trzeci z rzędu) był niejako przypadkowy. Nie był. Drużyna z San Antonio jest już w trybie Playoff na dobre. Oni nie biegają po boisku przybijając sobie piątki. Dla nich to kolejny dzień w fabryce, a cel jest tylko jeden – zemścić się za poprzednie Finały. Po G2 nic w tej serii jeszcze nie jest powiedziane – teraz najważniejsze mecze. Jeżeli Spurs wyrwą choćby jeden z nich to ta seria zakończy się zanim naprawdę się zaczęła.

Filmowe podsumowanie

Boxscore

Trail Blazers: Aldridge 16 (10zb), Batum 21 (9zb), Lopez 8 (9zb), Lillard 19 (5zb, 5ast), Matthews 14 (7zb), a także Robinson 2, Leonard 0, Freeland 0, Watson 0, Williams 4, McCollum 0, Barton 13

Spurs: Duncan 10 (6zb), Leonard 20 (5zb), Splitter 10 (10zb), Parker 16 (5zb, 10ast), Green 8, a także Baynes 0, Bonner 0, Diaw 12, Ayres 2, Mills 7, Joseph 0, Ginobili 16 (5zb), Belinelli 13

Komentarze do wpisu: “Było lepiej, ale Trail Blazers wciąż przegrali zdecydowanie

  1. niesamowite co się stało z tymi drużynami, jakby się zamienili miejscami

  2. Różnica między Portland a Dallas jest taka że Dallas ma głębszy squad i nie traca na jakości gry po wejściu zmienników (osobna sprawa że Harris i Carter mieli niesamowitą serię) w Portland mamy fajna s5 ale przy takim szerokim squadzie SA nie daja rady utrzymać wysokiego tempa gry narzuconego przez SA więc mamy wyrównany początek i z minutę na mimutę powiększającą się przewagę Spurs i po polowie mamy praktycznie nie ma co dalej ogladać.
    Fakt drugią powołe SA chce przemęczyć jak najmniejszym nakładem sił (baredzo długie akcje) przez to mamy niby jakieś zrywy Portland ale wg mnie ta seria jest rozstrzygnięta . Jedyna szansa na wygraną Portland to wyjątkowo słabe mecze kilku czołowych zawodników ekipy przeciwnej co przy takim czasie gry i graniu co 2 dzień wydaje się niemożliwe.

  3. Problemem PTB jest to, że są drużyną ofensywną i tyle. W pierwszej rundzie trafili na Rakiety, które niestety ale mają za wiele dziur w obronie. Nawet tam gdzie teoretycznie nie powinno ich było być (vide Beverly) i tak były (dość kiepska obrona na Damianie, wynikająca raczej z kontuzji). Rakietom w dwóch pierwszych meczach brakowało stopera na LA bo zanim McHale wpadł na pomysł z dużymi minutami dla Asika to minęło zbyt wiele czasu (pomijam, że nawet Asikowi brakuje trochę mobilności do pilnowania zwinnych PF). Tutaj jednak PTB trafili na mocną obronę i skończyło się rumakowanie. Mój typ na tą serię był prosty 4-1 dla SAS, a teraz się zaczynam zastanawiać czy nie będzie sweepa. San Antonia są przede wszystkim ZESPOŁEM i to widać w każdym aspekcie. Gwiazdy niby są, ale świecą zupełnie inaczej niż w reszcie ligi. Tam nie ma forsowania na siłę gry pod siebie przez 40 minut i notorycznego przetrzymywania piłki… tam gra każdy i za to duży plus dla Popa. Gość jest specyficzny, ale uwielbiam patrzeć jak ten surowy, bezczelny typek żyje z tymi chłopakami… jak mu zależy… SUPER Chociaż dla mnie SAS to największy rywal zza miedzy to jednak trzymam za nich kciuki bo mają to coś, a Rakiety i tak już poleciały na ryby…

    I jeszcze takie przemyślenie z ostatniej chwili. Wymyśliłem sobie, że idealnym następcom dla Tima byłby Anthony Davis i właśnie jego pod swoje skrzydła powinien dostać Pop… i to jak najszybciej, coby Duncan przekazał młodemu jeszcze trochę swojej wiedzy, jak kiedyś jemu Robinoson.

    1. Jasne, może jeszcze dajmy Popowi Jabari Parkera lub Joela Embida.

    2. Pamiętam jak Duncan wchodził do Ligi i od pierwszego sezonu miałem wrażenie, że to on przekazywał swoja wiedzę Robinsonowi, któremu zawsze brakowało tego „czegoś” (dokładnie psychiki mistrza) i o ile Robinson był „dobrym” centrem na tle historii NBA (poza pierwszą 10) to Duncan jest głównym kandydatem do najlepszego PF w historii Ligi. I Duncan rzeczywiście mógłby podszkolić Davisa na bestię… Zresztą za czasów Robinsona Pop nie był taki dobry i ta maszyna Spurs nie działała dobrze, był za mało elastyczny do graczy, z biegiem lat wyszkolił się dopiero na trenera legendę jakim jest teraz.

  4. Ławka i głębia składu robi różnice w tym pojedynku. Niby PTB ma młodszych graczy , ale są oni mocno eksploatowani w każdym spotkaniu. Wystarczy spojrzeć na boxscore 3 graczy ponad 40 min , 1 blisko 38 min i Lopez 30. W SAS do granicy 40 min zbliżył się tylko Parker 38,5 min i Duncan 34 min ( chodź bliżej mu do 30 niż 40). Reszta poniżej 30 min, wiec jak dodamy do tego doświadczenie z takich spotkani PO i mimo wszystko wzrost formy w porównaniu z przełomem kwietnia/maja to nie zdziwię się jak ta seria zakończy się po spotkaniach w Portland.
    Mnóstwo pracy przed trenerem i całą drużyną by coś zdziałać .

    Tak na marginesie i po 2 spotkaniach w każdej z par, największe szanse mamy na powtórkę z finałów 2013 czyli SAS-Miami

  5. T niestety sfera marzeń chyba ale Davis może osiągnąc tyle co Duncan i jakby trafił do Spurs to dalej robiliby miazgę, a Pop miałby po co zostawać w drużynie

  6. Mam wrażenie ,że coraz ważniejszą postacią w SAS staje się Leonard.
    Pamiętam jak tutaj wiele osób wróżyło ,że w tym sezonie Leonard będzie miał statystyki w ppg powyżej 20. Wydaje mi się ,że u Popa to niemożliwe, tam Leonard zresztą jak każdy jest ustawiony pod jakaś grę. Khawi akurat na to przystaje i robi swoje nie patrząc na cyferki. W wieku 22 lat to już naprawdę świetny zawodnik ,przyszłość zdecydowanie powinna należeć do niego

  7. Spurs wydają się poza zasięgiem,Stotts nie ma na nich pomysłu. Wielce prawdopodobna powtórka ubiegłorocznego finału. Ja dalej pomarudzę o Willu Bartonie. Zagrał w PO bodajże 21 minut(nie jestem pewien),zdobył w tym czasie 22 punkty. Dla mnie to wystarczająca laurka,aby zwiększyć jego minuty,póki go POP nie rozpracuje. Wciąż wierzę w Blazers,ale rozum podpowiada,że nici z tego. Czas pokaże,może tak na przekór historii wystąpi przełamanie?

Comments are closed.