Rakiety zdobywają Target Center, szóste kolejne zwycięstwo Teksańczyków

houston-rockets-logoDo sześciu wzrosła liczba kolejnych wygranych ekipy Houston Rockets po meczu z Minnesotą TimberWolves. Podopieczni Kevina McHale’a pokonali pewnie rywali 107:89 i notują aktualnie najlepszą serię zwycięstw w tym sezonie. Ekipie Wilków nie pomogła nawet znakomita dyspozycja Kevina Love, który ukończył spotkanie z double double.

Kevin McHale z pewnością ma sentyment do drużyny TimberWolves. Tutaj był Generalnym Managerem, a także trenerem. To między innymi dzięki niemu do Minneapolis trafił Kevin Garnett wybrany w drafcie 1995 roku.

Podobnie sprawa ma się z Rickiem Adelmanem – on przecież przez cztery lata był szkoleniowcem Rakiet. W barwach gospodarzy dzisiejszego meczu grają Kevin Martin czy też Chase Budinger, którzy właśnie pod skrzydłami Adelmana grali w barwach Houstończyków.

Niestety Adelman nie mógł zasiąść dziś na ławce Wilków, a absencja była spowodowana sprawami rodzinnymi. Zastąpił go Terry Porter (nomen omen jego były podopieczny z Portland Trail Blazers z wczesnych lat 90-tych).

Jakby tego było mało w Wolves zagrać nie mogli: Nikola Peković oraz wspomniany wyżej ex gracz Rakiet – Kevin Martin. Jest jednak też dobra wiadomość dla fanów gospodarzy – do gry gotów był Kevin Love.

Takie osłabienie Minnesoty nie stawiało ich raczej w roli faworytów zwłaszcza, że w ekipie oponentów do gry zdolni byli wszyscy gracze – z Omerem Asikiem na czele!

Obie drużyny dobrze weszły w to spotkanie i od samego początku oglądaliśmy wyrównany mecz. Skuteczny był Budinger, który w pierwszych pięciu minutach rzucił 8 pkt (w tym dwie trójki). Po drugiej stronie parkietu w ataku dobrze sprawował się Terrence Jones, autor 6 oczek na przestrzeni dwóch minut.

Na siedem minut przed końcem pierwszej odsłony mecz zamienił nam się jednak w spektakl jednego aktora, a raczej w rywalizację na linii Rockets – Love. Silny skrzydłowy Wilków w pojedynkę ciągnął grę ofensywną swej ekipy i wcale nie wyszło im to na dobre, gdyż właśnie wtedy zaczęli tracić dystans do przeciwników. Love po pierwszych 12 minutach miał na swoim kancie zapisanych 17 pkt, ale to Rockets prowadzili 34:28 (a w pewnym momencie kwarty ich przewaga wynosiła nawet 10 pkt).

W dalszej części meczu obraz gry się nie zmienił i nadal Leśne Wilki bazowały głównie na umiejętnościach Kevina Love’a. Bardziej zbilansowana ofensywa Rockets jednak nie zawodziła i cały czas to goście byli na prowadzeniu. Na wyróżnienie zasługuje Dwight Howard, który w tej części meczu zdobył 9 oczek. W trakcie nieobecności Love’a na parkiecie w ataku Minnesoty brylował Aleksiej Shved  i to właśnie czasie jego dobrej gry przewaga Houston spadła do ledwie 2 pkt, ale to był tylko chwilowy zastój. Rakiety pewnie kontrolowały grę i po pierwszej połowie  (zakończonej buzzer beaterem Hardena) prowadzili 67:58.

Mimo niemrawego początku goście szybko powiększyli dystans dzielący ich od graczy Terry Portera. W szybkim tempie zaliczyli run 12:0 i odjechali z wynikiem na 15 pkt. Od czego jednak w ekipie z Minneapolis mają Kevina Love? Właśnie od zadań specjalnych i to on do spółki z Chasem Budingerem znakomitą grą doprowadzili do ledwie czteropunktowej straty na rzecz oponentów po 36 minutach.  Na tablicy widniał rezultat 78:82 dla przyjezdnych.

Rozpoczęcie czwartej ćwiartki rozwiało jednak wszystkie nadzieje Wilków na zwycięstwo. Pozwolili rzucić Houstończykom 11 kolejnych punktów nie potrafiąc odpowiedzieć ani razu. Niedokładne podania, straty, brak rozwagi to wszystko mogłoby przysporzyć siwych włosów P.O trenera Porterowi, z tym, że on włosów nie ma, a raczej ich nie nosi… jego szczęście.

Szybkie kontry i dobra organizacja gry w defensywie pozwoliły zyskać Rockets niemal 20 pkt przewagę. Chandler Parsons i Terrence Jones zwłaszcza lubowali się w efektownym kończeniu akcji. Dłużny też nie pozostawał James Harden i to wszystko złożyło się na efektowną wygraną (6 z rzędu) Rakiet 107:89.

Kevin Love ustanowił w tym meczu swój rekord punktów rzuconych w pierwszej połowie (23). W całym meczu łącznie uzbierał 31 pkt i 10 zb, ale to było za mała na świetnie dysponowane Rakiety. Zresztą patrząc na oba zespoły to TimberWolves na tle gości nie przypominali dziś za bardzo drużyny. Bazowali głównie na osobie swego lidera. Nie wolno jednak zapominać o dobrym występie Budingera, który fajnie pokazał się w rywalizacji ze swym byłym zespołem i wyróżniał się w teamie pokonanych. Gracz ten zanotował 15 pkt oraz miał 7 zebranych piłek.

Co do Rakiet to chyba wreszcie Kevin McHale znalazł sposób na zbilansowanie ich gry w ataku. Dziś każdy z graczy wyjściowego składu uzyskał dwucyfrowy wynik punktowy, a najmniej zdobyli Patrick Beverly i Jones – po 14. Najlepiej w ekipie ze stanu Teksas wyglądał  Dwight Howard, którego łupem padło kolejne double double w tym sezonie (18 pkt, 15 zb).

Środkowy Rakiet bardzo chwalił sobie grę swego zespołu, a szczególnie cierpliwość jaką się wykazywali w budowaniu akcji:

„We didn’t try to rush shots and rush down the floor and take bad shots. We took our time, shared the ball and got good shots. We do an excellent job of sharing the ball and finding an open man. When we do that it’s hard for teams to decide what they’re going to do, if they’re going to double out the posts or stay with the 3-point shooters. We just want to make teams make tough decisions on the floor.”

Rakiety znakomicie spisywały się w polu trzech sekund, skąd zdobywali sporo punktów i w tym aspekcie byli wyraźnie lepsi od rywali (52:34). Potrafili jednak także znakomicie bronić, co przekładało się na łatwe punkty z kontrataków (26:13). Fakt ten dostrzegł także Terry Porter:

I thought our guys gave great effort, especially in the second half. They defensively had some breakdowns in the first half, allowing 67 points. But in the second half we did a really good job of limiting their easy opportunities. In the second half, we only gave them 40 points, but unfortunately for us we couldn’t make shots.”

Kolejny mecz Rakiety rozegrają z Waszyngtonem, w składzie którego gra nasz jedynak w NBA – Marcin Gortat. TimberWolves w środę zmierzą się z Denver Nuggets.

 

HOUSTON ROCKETS (35-17) – MINNESOTA TIMBERWOLVES (24-28) 107:89

(34:28, 33:30, 15:20, 25:11)

C. Parsons 20 pkt,  J. Harden 19 pkt, D. Howard 18 pkt – K. Love 31 pkt, C. Budinger 15 pkt, A. Shved 11 pkt 

Komentarze do wpisu: “Rakiety zdobywają Target Center, szóste kolejne zwycięstwo Teksańczyków

  1. Houston powoli atakuje z drugiego rzędu i są juz tylko dwa mecze za SAS. Przed sezonem obstawiałem max na drugą rundę PO i walkę o najwyższe cele w kolejnym sezonie, ale teraz widzę ich jako czarnego konia, obok LAC i OKC jako głównego faworyta zachodu. Harden już nie jest tak obciążony jako lider, Howard wraca do formy z czasów Orlando i w ostatnim czasie jest zdecydowanie najlepszym centrem w lidze, do tego niespodziewany rozwój Jonesa oraz solidne występy Parsonsa, Beverlego i Lina z ławki. Do tego ciągle mają opcje transferu Asika, chociaż jakby zaakceptował rolę zmiennika i 15 min na mecz, to byłoby też całkiem ciekawe rozwiązanie.

  2. Houston miało już dobre przetarcie w PO w zeszłym sezonie. Wygląda naprawdę solidnie, zwłaszcza na tle nieco osłabionych Spurs oraz Blazers, którzy nie mają doświadczenia w PO. Co do Clippers mam zawsze mieszanie uczucia, niby co roku liczą się o najwyższe cele, a wychodzi jak wychodzi. Tylko, że w tym roku mają Doca Riversa co zmienia bardzo wiele…

  3. Dla mnie Houston cały czas byli pretendentami do mistrzostwa. Wcześniej mieli sporo kontuzji, ale jak jest pełen skład to wygląda to na papierze świetnie. Do tego Howard jako dominujący center. Moim zdaniem potencjał tej drużyny, nie jest w pełni wykorzystywany. Ja tu widzę skład na mistrzostwo, nie zdziwię się jak powtórzyliby scenariusz Mavs.

Comments are closed.