Harden z Parsonsem wracają do gry, a Rockets kontynuują serię zwycięstw

houston-rockets-logoKingsMeczem w Sleep Train Arena drużyna Houston Rockets rozpoczęła serię trzech gier wyjazdowych. Wyprawa do Kalifornii okazała się bardzo udana bo Teksańczycy odnieśli w Sacramento swoją trzecią wygraną z rzędu. Udane powroty po kontuzjach zaliczyli Chandler Parsons i James Harden, którzy najbardziej przyczynili się do wygranej nad Kings 112-102. 

Na pierwszy rzut oka faworytem tego meczu byli goście, którzy walczą jeszcze o udział w play off. Królowie natomiast już stracili szansę na grę w rozgrywkach posezonowych i jedyny cel jaki im obecnie przyświeca to dobra gra dla kibiców w Sacramento, którzy być może w przyszłym sezonie stracą swój klub.

Jeżeli jednak przyjrzymy się wynikowi pierwszej rywalizacji oby ekip, która miała także miejsce w Kalifornii to zobaczymy, że Kings wcale nie są bez szans, ponieważ rozstrzygnęli poprzednie starcie na swoją korzyść. (wygrali 117-111). Także statystyka meczów domowych pozwala napawać optymizmem fanów drużyny z Sac-Town. Dotychczas wygrali oni 19 z 37 spotkań rozegranych na swoim parkiecie, a Rockets w meczach wyjazdowych mają ujemny bilans (14-22).

W zespole z Teksasu do gry powrócili James Harden i Chandler Parsons, a trener Kevin McHale nie mógł skorzystać jedynie z usług Carlosa Delfino, który i tak lada dzień powinien być gotowy do gry.

Początek meczu był bardzo wyrównany i dopiero w połowie pierwszej kwarty po serii punktów Hardena oraz kontrze Jeremy Lina ich drużyna uzyskała prowadzenie 20-12. Potem jednak do roboty zabrali się Królowie i za sprawą punktów Jasona Thomspona oraz Marcusa Thortona ekipa gospodarzy doprowadziła do remisu po 22.

W drugiej partii także oglądaliśmy zacięte spotkanie, w którym rywalizacja toczyła się kosz za kosz, a żadna ze stron nie odskoczyła na więcej niż 6 pkt (55-49). Z jednej strony Parsons i Harden udowadniali, że po kontuzjach nie ma już śladu, a z drugiej swoją skuteczną grą imponowali Thorton oraz DaMarcus Cousins. Po pierwszej połowie lekką przewagę mieli goście z Houston, którzy prowadzili 59-55.

Imponujące wejście w trzecią kwartę miał Omer Asik, który rzucił 12 kolejnych punktów na początku tej odsłony dla swojego zespołu, a Rakiety powiększyły prowadzenie do 8-9 pkt. Następnie Chandler Parsons swoją trójką dał najwyższe prowadzenie w meczu Teksańczykom 71-60. Nie oznaczało to jednak, że gracze z Sacramento odpuszczą. Po znakomitej końcówce trzecich dwunastu minut Tyreke Evansa (7 pkt w dwie i pół minuty) podopieczni Keitha Smarta tracili do rywali już tylko 5 pkt przed rozpoczęciem ostatniej części meczu.

W piątej minucie czwartej kwarty po koszu Cousinsa zrobiło się już tylko 96:93 dla Rakiet i wtedy niezwykle ważne punkty zaczął zdobywać Terrence Jones. Absolwent uczelni Kentucky niemal wcale nie był brany pod uwagę w rotacji coacha McHale’a. W meczu z Sacramento jednak szkoleniowiec Houston zastosował ciekawy manewr i nie wpuścił na boisko ex gracza Kings – Thomasa Robinsona, właśnie Jones dostał prawie 30 minut gry na parkiecie Sleep Train Arena. Po jego dwóch kolejnych punktach spod kosza, w których to musiał wykazać się walką na tablicy udowodnił, że ma potencjał na częstsze występy na parkietach NBA, a nie NBDL, gdzie spędził niemal cały obecny sezon. Swoją postawą rookie z Houston dał siedmiopunktowe prowadzenie, a kolejna kontra zakończona dunkiem Hardena pozwoliła odskoczyć na wynik 102-93. Run 7-0 dał gościom przewagę, której już z rąk nie wypuścili. W pełni kontrolowali już do końca przebieg wydarzeń, a nieudane zagrania koszykarzy Kings tylko ułatwiły im sprawę i ostatecznie Rockets pokonują graczy z Sacramento 112-102.

Dzięki wygranej w Kalifornii Rakiety odniosły 42 wygraną ( 3 z rzędu) i zapewniły sobie póki co dodatni bilans na koniec sezonu zasadniczego. Najlepszym graczem gości był Chandler Parsons, który rzucił 29 pkt. Drugi z rekonwalescentów – Harden zakończył spotkanie z 21 punktami, 9 asystami i 7 zbiórkami. Jeżeli już mowa o powrotach to po tułaczce w barwach Rio Grande Grand Valley Viper bardzo udany występ zaliczył Terrence Jones. Nie tylko punktował w ważnych momentach, ale też w sumie uzbierał 14 pkt oraz 12 zbiórek i tym samym skompletował swoje pierwsze w karierze double double.

Dla Sacramento 22 punkty zdobył Marcus Thorton, a o jedno oczko mniej rzucił Tyreke Evans. Najbardziej imponujące statystyki na koniec meczu uzyskał Jason Thomspon, który był autorem 17 pkt oraz 15 zbiórek. Młody skrzydłowy był bardzo ważnym ogniwem Kings w walce na tablicach i dawał wsparcie Demarcusowi Cousinsowi, który walcząc z Asikiem zebrał tylko 6 piłek (zdobył też 20 pkt). Niezbyt korzystnie zaprezentowała się natomiast dwójka byłych graczy Houston, którzy 21 lutego bieżącego roku brali udział w wymianie właśnie między oboma zespołami. Patrick Patterson zaliczył tylko 2 oczka, a Cole Aldrich oraz Toney Douglas do kosza nie trafili ani razu.

Na dobry występ Terrence Jones’a zwrócili uwagę także jego koledzy, a po meczu bardzo komplementował go rozgrywający rakiet Jeremy Lin:

What can you say?” Lin said. „You’re a rookie and you go to D-League 10 times. You don’t play at all and you come off the bench with a double-double and a huge road win. That has to feel great. I couldn’t be happier for stories and people like that because you spend months and months waiting for your turn and he really capitalized tonight.”

I jedynym niezadowolonym z faktu dobrej formy Jonesa może być inny pierwszoroczniak – Thomas Robinson, który jak już wspomniałem przeciwko swym byłym kolegom wcale nie zagrał. Jones natomiast dostał swoją szansę, bowiem bardzo dobrze prezentował się na wtorkowym treningu Rakiet i bardzo zaimponował swoją dyspozycją trenerowi McHale’owi po powrocie z D-League.

Następny mecz Rockets rozegrają w Portland ( właśnie tam urodził się Jones, co może być dla niego dodatkową motywacją do jeszcze lepszej gry), a zespół z Sacramento w piątek podejmie na własnym parkiecie ekipę Dallas Mavs.

HOUSTON ROCKETS (42-33) – SACRAMENTO KINGS (27-48) 112-102

(27-26, 32-29, 29-28, 24-19)

C. Parsons 29 pkt, J. Harden 21 pkt, O. Asik 19 pkt – M. Thorton 22 pkt, T. Evans 21 pkt, D. Cousins 20 pkt

 

Komentarze do wpisu: “Harden z Parsonsem wracają do gry, a Rockets kontynuują serię zwycięstw

  1. Muszę przyznać, że McHale mi imponuje jako trener: pokazuje zawodnikom, że aby u niego zaistnieć trzeba się wykazać ciężką pracą, ale nikogo nie skazuje na zapomnienie i jeżeli zdoła taki zawodnik poprzez ciężką pracę osiągnąć doskonałą formę, na pewno będzie to przez niego uwzględnione- tak było chociażby z Motejunasem (chyba tak się pisze, nie chce mi się sprawdzać) jak i z Beverley. Robinsona pewnie też to czeka, ale powinno mu to wyjść na dobre.

    1. Najbardziej analogicznym przykładem do Terrence’a Jones’a wydaje się być Marcus Morris, który także niemal cały miniony sezon spędził w NBDL, a przed wymianą był ważnym graczem w rotacji McHale’a miewającym występy w pierwszej piątce. Swoją drogą szkoda, że Royce White nie ma tyle cierpliwości…

  2. ja jako kibic Rockets od 20 lat, mam nadzieję, że wyciągną kogoś w lecie, Howard byłby spełnieniem marzeń, ale może Cousins? Asik ok, ale z nim na środku ligi nie zwojują, chociaż obym sie mylił bo ogląda ich sie fajnie a i młodzież jak panowie powyżej zauważyli wie, że ma po co harować.

Comments are closed.