Udany rewanż Mavericks

Koszykarze Dallas Mavericks wyciągnęli wnioski z niedzielnej porażki z Houston Rockets i minionej nocy pokonali ww własnej hali ekipę Kevina McHale’a 112-108. Dla Rakiet nie jest to dobry rezultat w obliczu wygranej Lakers z Nowym Orleanem bowiem dystans dzielący ich od Jeziorowców systematycznie topnieje, a stawką jest przecież udział w play-offs.

rockets_v_dallas_category

Po wysokiej przegranej w Toyota Center trzy dni temu wydawało się, że faworytem będzie drużyna gości, która znakomicie prezentowała się w niedzielnym starciu pomiędzy tymi zespołami. Tymczasem Mavs odrobili lekcję i nie pozwolili swoim przeciwnikom na zbyt wiele.

Początek spotkania to bardzo zacięta gra z obu stron. Świetny start zanotował Shawn Marion, który już po pierwszych 12 minutach uzbierał 12 pkt. W końcówce pierwszej odsłony inicjatywę przejęli gospodarze, co zaowocowało zyskaniem 9 pkt przewagi, którą zakończyła się I kwarta.

W drugiej kwarcie skutecznie za trzy rzucali Carlos Delfino i Chandler Parsons z Rockets, a ich zespół dzięki ich punktom szybko nadrobił straty do rywali. Z drugiej strony warto zanotować, że gracze z Dallas bardzo dobrze bronili i nie tracili głupio piłek czym zneutralizowali jeden z atutów swych oponentów, którym są kontrataki. W całym meczu Rakiety rzuciły jedynie 8 pkt po akcjach kontrujących, a fakt ten niewątpliwie miał wpływ na rozstrzygnięcie meczu.

Do przerwy Mavs prowadzili 4 pkt, a największa atrakcją meczu był jak na razie pojedynek strzelecki na linii Shawn MarionJames Harden. Pierwszy na przerwę schodził ze zdobyczą 16 pkt, a lider ekipy przyjezdnej zanotował po 24 minutach gry o dwa punkty mniej od swego rywala.

Po przerwie zespół z Dallas zaczął od serii 12-4 czym zdobył wyraźne prowadzenie ku uciesze fanów zebranych w American Airlines Center. Oscylujący w granicach 10 pkt dystans stopniał dopiero w końcowych 90 sekundach trzeciej kwarty za sprawa Jamesa Hardena. Gracz Rockets z kolejnych 8 pkt swojej drużyny był autorem 5 z nich i tylko trójka Vince’a Cartera dała podopiecznym Ricka Carlisle 4 pkt zaliczkę przed końcową odsłoną spotkania.

Ostatnia ćwiartka była bardzo dobrym widowiskiem, a prowadzenie zmieniało się a akcji na akcję. Pierwsze skrzypce w zespole gości grał James Harden, który był motorem napędowym Rakiet. Zdawało to egzamin do wyniku 10109 dla Mavs, kiedy to „brodacz” trafił dwa osobiste. Potem już punkty zdobywali tylko koszykarze z Dallas. Najpierw dwa rzuty wolne w swój specyficzny sposób trafił Marion, a następnie Darren Collison uczynił to samo. Po osobistych Mariona Harden chybił dwa rzuty czym jednocześnie zaprzepaścił szansę Houston na wygranie tego meczu i w końcowym rozrachunku to Maverick okazali się lepsi w stosunku 112-108.

Harden zdobył w całym meczu 28 pkt, ale aż 16 z nich zawdzięcza bezbłędnie wykonywanym rzutom wolnym. W sumie z gry trafił pięciokrotnie na 17 prób. Na osłodę dla lidera Rakiet pozostaje fakt, że bł też najlepiej podającym w drużynie otwierając dziewięciokrotnie kolegom drogę do kosza.  Znowu z dobrej strony pokazał się Chandler Parsons, który trafił 5 trójek rzucając w całym spotkaniu 23 pkt. Trochę dziwi fakt, że w końcówce akcje nie były ustawiane pod białego skrzydłowego z H-Town, który formę strzelecką w ostatnich dniach prezentuje wyborną. Podobnie prezentuje się w walce na tablicach Omer Asik. Dzięki 15 zbiórkom i 12 pkt skompletował już 28 double double w obecnych rozgrywkach. Pozytywnie trzeba też ocenić występ Thomasa Robinsona, który z każdym kolejnym meczem dobrze wkomponowuje się w nową drużynę. Dziś zaliczył 8 pkt i 2 bloki i realnie może być dobrym zastępstwem dla Marcusa Morrisa oddanego do Phoenix Suns.

W ekipie zwycięzców po 22 pkt rzucili Dirk Nowitzki oraz Shawn Marion. Ten drugi dzięki dwóm przechwyconym piłkom wskoczył na 24 miejsce w klasyfikacji największej liczby przechwyconych piłek w historii ligi NBA wyprzedzając Roda Stricklanda.  Dobre zawody zagrał Vince Carter, który wchodząc z ławki zanotował 16 oczek oraz 7 zbiórek. O.J Mayo natomiast asystował 12 razy i jednocześnie rzucił w spotkaniu z Rockets 13 pkt. Tym samym „dwójka” Mavs uzyskała podobnie jak Asik double double.

W porównaniu z niedzielnym meczem Rockets zaprezentowali o wiele gorszą skuteczność z gry ( dziś jedynie 44 %). Pozwolili także rywalom na zdobywanie sporej ilości punktów z pod kosza. W tej materii gospodarze byli lepsi w stosunku 52-38, a olbrzymia w tym zasługa zastopowania gry z kontry, którą Rakiety tak lubią.

Chociaż szanse na play off graczy z Dallas nie są zbyt wysoko obstawiane to dzisiejsza wygrana daje im lepszy bilans na koniec sezonu w przypadku zrównania się bilansem z Houstończykami. Na cztery potyczki mistrzowie NBA z 2011 roku wygrali trzykrotnie.

W Rockets nie zobaczyliśmy jeszcze dziś na parkiecie Aarona Brooksa, który po przygodzie w Suns i Kings oraz epizodzie w lidze chińskiej wraca do Houston, gdzie spędził najlepszy jak dotąd okres swej kariery, zdobywając między innymi nagrodę MIP w sezonie 2009-10. Jak będzie się prezentował w tym sezonie w barwach ekipy Rakiet? To jest wielka niewiadoma. W Sacramento niczego wielkiego nie pokazywał, a  jedyne co pamiętam z jego gry dla Królów to jego wybite zęby w starciu z Chicago Bulls. Póki co będzie zmiennikiem Jeremy Lina i myślę, że gorszy w tej roli od Tony Douglasa raczej nie będzie.

HOUSTON ROCKETS (33-29) – DALLAS MAVERICKS (27-33) 108-112

(25-34, 31-26, 27-27, 25-25)

J. Harden 28 pkt, C. Parsons 23 pkt, O. Asik oraz J. Lin po 12 pkt – D. Nowitki oraz S. Marion po 22 pkt, V. Carter 16 pkt

MVP: Shawn Marion