Dwie twarze Lakers w wygranym meczu z Wolves

Los_Angeles_Lakers_Alternate_Logotimberwolves-mn-logo-nba2

Los Angeles Lakers nie bez problemów pokonali na wyjeździe zespół Minnesoty Timberwolves. Jest to pierwsza wyjazdowa wygrana Lakers od 22 grudnia, od meczu z Golden State Warriors, a do dzisiejszego zwycięstwa poprowadził ich duet Pau Gasol – Kobe Bryant

Lakers przystępowali do tego spotkania bez Dwighta Howarda. Po przeprowadzeniu dodatkowych badań zalecono mu opuścić spotkanie z Wolves, a jego stan określa się jako day-to-day i nie wiadomo, kiedy dokładnie zobaczymy go ponownie na parkiecie.  

Wszystko przez kontuzję prawego ramienia, z którą zmaga się z mniejszymi lub większymi kłopotami już od 3 stycznia, kiedy to Jeziorowcy grali derby Los Angeles. Później Howard miał 3 mecze przerwy, po których wrócił do gry i prezentował się w miarę przyzwoicie, ale w ubiegłym tygodniu ze względu na odnowienie się urazu opuścił w końcówce pierwszej połowy spotkanie z Grizzlies, a w ubiegłą środę po walce pod koszem z Shanonen Brownem czwarta kwartę obejrzał z ławki rezerwowych.

Absencja podstawowego centra Lakers oznaczała, że w pierwszej piątce na tej pozycji mogliśmy zobaczyć Roberta Sacre Pau Gasola. Hiszpan zanotował jeden z lepszych meczów w sezonie zdobywając już w pierwszej kwarcie 13 punktów, a w całym spotkaniu był najlepszym strzelcem zespołu rzucając 22 punkty i zbierając 12 piłek.

W ogóle nie tylko Gasol spisywał się bardzo dobrze. Cały zespół Jeziorowców prezentował się perfekcyjnie prze 18 pierwszych minut spotkania. Lakers trafiali wtedy z 71,4 proc. skutecznością, w tym 77 proc. za trzy. Z dystansu drogę do kosza znajdowali praktycznie wszyscy zawodnicy gości. Do kosza wpadał praktycznie każdy rzut i Wolves nie byli wstanie znaleźć na to żadnego sposobu, a przerwy na żądanie, które wykorzystywał trener Rick Adelman nic nie dawały. Lakers jak trafiali, tak trafiali, a po trójce Steve’a Nasha osiągnęli najwyższe, bo 29-punktowe prowadzenie w meczu i nic nie wskazywało, by Minnesota mogła jeszcze powalczyć w tym spotkaniu.

No, ale właśnie to jest NBA. Od stanu 63:35 to gospodarze zaczęli częściej trafiać, a Lakers nie mogli w żaden sposób znaleźć drogi do kosza. Od tego momentu spudłowali 10 kolejnych rzutów i na drugą połowę wchodzili już z 15-punktową przewagą, która z każdą chwila topniała coraz bardziej.

Kluczem do tego była obrona strefowa, jaką przeciwko Jeziorowcom postawili Wolves oraz konsekwencja w egzekwowaniu własnych zagrywek. Zespół z Los Angeles w trzeciej kwarcie trafił tylko 3 z 19 rzutów z gry i gdyby nie punkty z linii rzutów wolnych, to pewnie nie przekroczyliby granicy 10 oczek w tej części meczu.

W czwartej kwarcie ich niemoc strzelecka trwała dalej, a Wolves po trójce Alexey’a Shveda doszli nawet na 4 punkty, ale to już było wszystko, na co było stać ich tego wieczoru. Szybki run 7-2 i pewne ręce przy wykonywaniu osobistych pozwoliły gościom szczęśliwie dowieźć wygraną do końca.

Lakers dzięki temu zwycięstwu wygrali na wyjeździe po raz pierwszy w 2013 roku, od 8 spotkań i od 22 grudnia od meczu z Warriors. Jednak nawet pomimo tego ich gra w dzisiejszym meczu nie wyglądała przekonująco i dalej muszą walczyć w każdym następnym meczu, by dostać się do czołowej ósemki na Zachodzie. Szczególnie słabo zagrali od polowy drugiej kwarty i od własnego prowadzenia 63:35. Do tego momentu trafili 25 rzutów z gry na 35 oddanych, a później tylko 14 z 56. Która twarz Lakers jest prawdziwą? Ta z pierwszej połowy, czy ta z drugiej? Pewnie przekonamy się w kolejnych spotkaniach.

Wolves natomiast przegrali już po raz 6 z rzędu i 11 w ostatnich 12 spotkaniach i ten sezon można już chyba uznać za stracony. 12 miejsce w tabeli i 5,5 meczu straty do 8 Rockets, przy kontuzjach kluczowych zawodników wydają się być już startą nie do odrobienia.

Dla Lakers najlepiej punktował Gasol – 22 oczka. 17 punktów, 7 asyst i 7 zbiórek zanotował Nash. Double-double na swoim koncie zapisał Earl Clarck – 13 oczek i 10 zebranych piłek, a 10 i 18 punktów z ławki dodali odpowiednio Steve Blake i Antwan Jamison.

Po raz kolejny bardzo wszechstronnie zagrał lider Jeziorowców Kobe Bryant, który w kolejnym meczu flirtował z triple-double i starał się kreować partnerów. Zdobył 17 punktów, zebrał 12 piłek i rozdał 8 asyst. Warto również odnotować, że w dzisiejszym spotkaniu zrównał się z Hakeemem Olajuwonem pod względem ilości celnych rzutów z gry w historii NBA i ma już ich na koncie 10 749. Ponadto awansował na 3 pozycję najczęściej trafiających z linii rzutów wolnych wyprzedzając Oscara Robertsona i ma już ich na koncie 7701.

W szeregach Wolves najwięcej punktów zdobył Shved 18, 5-krotnie trafiając zza łuku. 15 punktów i 9 zbiórek dodał Derrick Williams, po 14 oczek Nikola Pekovic (również 9 zbiórek) i J.J. Barea, a 12 Andrei Kirilenko.

Kolejny mecz Minnesota zagra u siebie w sobotę z Hornets, a Lakers w niedzielę, dalej w ramach Grammy Trip zawitają do Detroit. Nie wiadomo, czy Mike D’Antoni będzie mógł skorzystać z usług Howarda, który przede meczem z Wolves udał się do Los Angeles, gdzie przeprowadzony został zabieg wstrzyknięcia substancji wzmacniającej kontuzjowany staw.

Los Angeles Lakers – Minnesota Timberwolves 111:100 (37:24, 31:29, 17:23, 26:24)

Liderzy zespołów:

Punkty: Gasol 22 – Shved 18

Zbiorki: Gasol, Bryant 12 – Williams, Pekovic 9

Asysty: Bryant 8 – Rubio 7

Przechwyty: World Peace, Jamison 2 – Rubio 2

Bloki: Gasol 3 – 4 graczy po 1