Bohater i antybohater tygodnia 2012/2013 (9)

Witam po raz pierwszy z bohaterami i antybohaterami w 2013 roku. Czasami buzzer może być źródłem wielkiego szczęścia. W innych sytuacjach jednak potrafi mocno zaboleć. NBA bywa przewrotne i w krótkim czasie można przekonać się o sile rzutu dającego lub odbierającego zwycięstwo (zależy od punktu widzenia). Najlepiej o tym wiedzą chyba gracze New York Knicks. Zaledwie w ostatnim odcinku cyklu wstawiałem uśmiechniętą twarz J.R. Smitha, a teraz ktoś inny mógł się podobnie cieszyć. Kolejną rzeczą, która boli jest znaczna gra poniżej oczekiwań. Szczególnie jesli drużyna zdobywa przez 12 minut tyle punktów, ile pada bramek w hokeju czy nawet piłce nożnej. Ciężko wtedy uniknąć odpowiedzialności zbiorowej.

BOHATER TYGODNIA:

James Johnson – typowy bohater jakiego lubię oklaskiwać. Sundiata Gaines byłby dumny. W meczu z New York Knicks ekipa Sacramento Kings była już bardzo bliska porażki. W ostatnich sekundach Cousins jednak przechwycił piłkę i „Królowie” rozegrali bardzo chaotyczną kontrę. W pewnym momencie wydawało się, że wręcz oddalili się od pozytywnego rezultatu. Ostatecznie jednak James Johnson trafił z dystansu i zapewnił swojej ekipie zwycięstwo 105:106! Warto zaznaczyć, że to była pierwsza celna trójka tego zawodnika w obecnym sezonie. Na twarzach graczy NYK nie było już pewnie takich uśmiechów jak po końcowej syrenie niedawnego pojedynku z Suns.

 

ANTYBOHATER TYGODNIA:

Brooklyn Nets – chciałem uniknąć odpowiedzialności zbiorowej, ale ciężko mi było tego uniknąć. Do Nets można mieć naprawdę sporo zastrzeżeń. Grają poniżej oczekiwań. Mieli być nową siłą NBA, a coś nie wyszło. Szczególnie ich słabości zostały obnażone ostatnio przez San Antonio Spurs. Przegrali ten mecz 73:104. Najbardziej szokująca była jednak III kwarta, która zakończyła się wynikiem 5:30! Nets przez dwanaście minut gry potrafili zdobyć tylko PIĘĆ punktów!!!!!!!!! A jedno „oczko” z tego dorobku to był rzut wolny. Tacy gracze jak Deron Williams, Brook Lopez czy Joe Johnson nie potrafili nic więcej zrobić. Wstyd! W ogóle „D-Will” miał być liderem tej ekipy, więc powinien wziąć się w garść, bo gorzej grał tylko w swoim debiutanckim sezonie…