Duncan przeszkolił Cousinsa, Spurs wygrali w Sacramento

Spotkania takie jak wczorajsze Spurs z Kings są trudne dla obu ekip. Z jednej strony lepszym gospodarzom trudno jest się zmotywować by grać swój najlepszy basket od pierwszego gwizdka, z drugiej miejscowi pomimo ewidentnego wysiłku nie mają po prostu wystarczająco atutów by odnieść zwycięstwo.

Smaczkiem meczu był pojedynek Tima Duncana i DeMarcusa Cousinsa. Zdecydowanie lepiej wypadł w nim weteran, który był najlepszym graczem zawodów z 23 punktami (9/12 z gry), 12 zbiórkami, 4 asystami, 3 przechwytami i 4 blokami.

Drużyna Bilans I kw. II kw. III kw. IV kw. Wynik
San Antonio Spurs 5-1 24 23 22 28 97
Sacramento Kings 2-4 27 12 29 18 86

W skrócie

Zawody lepiej rozpoczęli goście, których w ostatnich dniach dopadła grypa. Poza składem meczowym ekipy Popovicha był Stephen Jackson, a przeziębienie mocno dokuczało także Bonnerowi i Parkerowi. Jeszcze przed startem zawodów było wiadomo, że czas gry Francuza będzie maksymalnie ograniczony jeżeli tylko sytuacja na boisku na to pozwoli.

Przez pierwszą kwartę trwała wyrównana walka, ale wynikała ona raczej z nonszalanckiej gry Spurs, którzy wielokrotnie tracili piłki. Jedna z takich strat dała nam jednak zagranie wieczoru – potężny wsad Cousinsa, który przebiegł z piłką całe boisko i pomimo prób w obronie Greena zaliczył akcję 2+1 z potężnym wsadem. Zobaczcie zresztą sami.

Kluczowa dla przebiegu spotkania była druga kwarta. Mający ciągłe problemy z kreowaniem akcji w ofensywie Kings przestali trafiać, a goście zebrali się na zryw 15-2 by nie tylko odrobić pięciopunktową stratę, ale też wyjść na zdecydowane prowadzenie.

Co prawda w trzeciej odsłonie podopieczni Keitha Smarta wzięli się znów do pracy, ale w żadnym punkcie meczu nie wyglądało na to by SAS byli w opałach. Gdy w czwartej kwarcie ważyły się losy meczu Spurs docisnęli pedał gazu, wygrali ją 28-18 i ostatecznie zanotowali już piątą wygraną w sezonie.

Chorobę Parkera najlepiej wykorzystał Patty Mills. Australijczyk, który przesiedział poprzednie pięć spotkań San Antonio grał wczoraj przez 21 minut. Trafił 8/9 z gry (jedyne pudło było niesamowicie pechowe – piłka po rzucie z dystansu dwukrotnie odbiła się od obręczy i tablicy by ostatecznie się wykręcić), zdobył 18 punktów i rozdał 3 asysty.

Poza nim więcej szans na zaprezentowanie swoich umiejętności dostał DeJuan Blair, który po raz pierwszy w sezonie wyszedł w podstawowym składzie. Podkoszowy nie może zaliczyć jednak tych zawodów do udanych, trafił tylko 1/6 z gry, a jedyną rzeczą jaka go wyróżniała była fantazyjna opaska którą miał na głowie w pierwszej połowie.

Wśród gości na wyróżnienie zasłużył praktycznie tylko Jason Thompson. Silny skrzydłowy zdobył 17 punktów oddając zaledwie 10 rzutów, ale trzeba pamiętać że większość z nich była spod samej obręczy po dobrych podaniach partnerów.

Wśród Kings martwi to, że w ich ofensywie w ogóle nie widać rytmu. Wszystko jest dobrze gdy dobrą obronę mogą przekuć w grę z kontry, gdy jednak gra zwalnia to zupełnie nie mają pomysłu. To niestety jest wina trenera – bo przeciwko takim drużynom jak Spurs nie wygra się samymi izolacjami i rzutami przez ręce z sześciu metrów po jednym dryblingu.

Problemem jest też brak przyzwoitego rozgrywającego, bo niestety ani Thomas, ani Brooks nie są dobrymi kreatorami gry. W stolicy Kalifornii nie mają także w ogóle pomysłu jak wykorzystać Tyreke Evansa i Jimmera Fredette.

By nie kończyć tak pesymistycznie – podoba mi się za to postęp Sacramento w defensywie. Co ciekawe – funkcjonuje ona jeszcze lepiej gdy do gry wchodzą zawodnicy drugiego planu – zwłaszcza Hayes.

Mimo wszystko to może być kolejny trudny sezon dla fanów Kings.

Filmowe podsumowanie spotkania

Boxscore

Spurs: Duncan 23, Leonard 11, Blair 4, Parker 5, Green 7, a także Splitter 6, Diaw 9, Mills 18, Neal 7, Ginobili 7

Kings: Thompson 17, Johnson 9, Cousins 14, Evans 12, Thomas 10, a także Hayes 2, Salmons 1, Outlaw 0, Garcia 2, Fredette 2, Brooks 0, Thornton 17

Comments are closed.