Thunder grają na luzie i znowu przegrywają

Oklahoma City Thunder do spotkań przedsezonowych podochodzi na wielkim luzie. Nie grają tacy zawodnicy jak Russell Westbrook, James Harden, Kendrick Perkins czy Thabo Sefolosha. Minionej nocy wrócił jednak do gry Serge Ibaka. To jednak nie pomogło w starciu z bardziej zmobilizowaną ekipą Utah Jazz.

„Grzmoty” podeszły do swojego drugiego meczu przedsezonowego ponownie bez swoich kluczowych graczy. Lider drużyny, Kevin Durant, pograł tylko niecałe 19 minut i rzucił w tym czasie 9 punktów. Lepiej poradził sobie powracający do gry Serge Ibaka. Reprezentant Hiszpanii w 18 minut zanotował 12 punktów oraz 7 zbiórek. To praktycznie jedyne przebłyski trzonu siły Thunder. Resztę stanowili gracze dalszego planu. Zapewne taki właśnie cel miał trener Scott Brooks. Główną siłę uderzeniową ekipy z OKC znamy bardzo dobrze z poprzedniego sezonu. Potrzebny jest też mały przegląd drugiego garnituru dla dobra drużyny.

Inne podejście do tego spotkania miał zespół Utah Jazz. Trener Tyrone Corbin dysponował niemal najmocniejszą kadrą swoich podopiecznych. Na dobrą sprawę zabrakło tylko Paula Millsapa. Różnica w podejściu do tego spotkania była już widoczna od podrzucenia piłki przez sędziego. Thunder mieli problemy z konstruowaniem swoich akcji, a rywale z chęcią to wykorzystywali. Bardzo szybko zrobiło się 0:7. To praktycznie narzuciło przebieg tego meczu. Zdarzało się, że „Grzmoty” zbliżały się tylko na kilka punktów, ale Utah trzymało rękę na pulsie. Gdy gra Jazz trochę siadała to na boisko wracali podstawowi gracze i wszystko wracało do normy. W końcowych etapach meczu trener Brooks już zupełnie postawił na przegląd rezerw i dlatego w pewnym momencie gospodarze wyszli na +21. Ostatecznie zakończyło się na wyniku 81:97.

Z zaplecza tegorocznego finalisty najlepiej zaprezentowało się dwóch zawodników. Cole Aldrich był bardzo aktywny. Zanotował 11 punktów i 10 zbiórek. Mam wrażenie, że brakuje u niego jeszcze trochę pewności i czasami w obronie na zbyt wiele sobie pozwala, ale to powinno zmienić się wraz z kolejnymi minutami na parkiecie. Dla Thunder bardzo ważne byłoby odnaleźć w tym zawodniku spokojne zastępstwo dla Perkinsa. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że były center Celtics nie jest wymarzonym okazem zdrowia. Drugim graczem, który zaprezentował się jeszcze lepiej jest Perry Jones. Wszystko wskazuje na to, że wybrany dopiero z 28 numerem w tegorocznym drafcie zawodnik może być niezłym wzmocnieniem OKC. Przeciwko Jazz rzucił 14 punktów. W chłopaku jest potencjał. To może jednak trochę smucić Nicka Collinsona. Ten silny skrzydłowy przez ostatnie lata był pewnym rezerwowym Thunder. Nie był wirtuozem, ale potrafił był przydatnym człowiekiem od czarnej roboty. Teraz może stracić swoje minuty kosztem pierwszoroczniaka, bo występem przeciwko Utah raczej nie zebrał oklasków – 2 punkty i 0/5 z gry.

Po stronie Utah pierwsze skrzypce odgrywali głównie zawodnicy, którzy mają już jakąś tam markę w NBA wyrobioną. Już w pierwszej kwarcie Mo Williams pokazał, że może być motorem napędowym tego zespołu. Po pierwszych dwunastu minutach gry miał już 12 punktów, a mecz zakończył mając 15 punktów na swoim koncie. Oprócz niego drużyna mogła liczyć na takich zawodników jak Al Jefferson (12 pkt i 7 zb), Gordon Hayward (13 pkt i 7 zb) czy Alec Burks (11 pkt). Na mnie jednak największy wrażenie wywarł Enes Kanter. Jakiś czas temu było głośno o tym, że zrzucił naprawdę sporo kilogramów. Teraz przełożyło się to na jakość gry. Kanter był bardziej dynamiczny i pełniejszy energii. Jego statystyki z tego spotkania prezentują się naprawdę przyzwoicie – 12 punktów i 12 zbiórek. W Utah jest pewien tłok na pozycjach podkoszowych, ale z taką formą turecki koszykarz powinien otrzymywać swoją szansę.