Zapowiedź IO – Wielka Brytania

Jeszcze kilka dobrych lat temu, mało kto spodziewał się, że koszykarska reprezentacja Wielkiej Brytanii będzie walczyć w turnieju olimpijskim, a przy sprzyjających okolicznościach zagra nawet w fazie pucharowej. Okazuje się, że to obecnie całkiem przyzwoita drużyna, nawet jeśli swoje miejsce zawdzięcza tylko temu, że zagra w Londynie jako gospodarz.


Skład:

G – Andrew Lawrence #5 (23 lata – College of Charleston)

G – Mike Lenzly #6 (31 – Nymburk)

G – Nate Reinking #12 (38 – Sheffield Sharks)

G – Kyle Johnson #14 (23 -Apoel)

F – Kieron Achara #4 (Assignia Manresa)

F – Pops Mensah-Bonsu #7 (28 – Besiktas)

F – Drew Sullivan #8 (32 – Leicester Riders)

F – Luol Deng #9 (27 – Chicago Bulls)

F – Robert Archibald #10 (32 – Cai Zaragoza)

F – Dan Clark  #13 (23 – Estudiantes)

C – Joel Freeland (25 – Blazers)

C – Eric Boaten #15 (26 – Peristeri)

 

64 lata czekają już brytyjscy kibice na kolejny mecz swojej reprezentacji podczas Igrzysk Olimpijskich. Ostatnie takie wydarzenie miało miejsce 1948 roku w… Londynie. Największa gwiazda drużyny Luol Deng wspomina, że marzy o zapoczątkowaniu boomu na koszykówkę w Wielkiej Brytanii. Asystent trenera Nick Nurse, uważa, że obecny zespół, prowadzony przez Chrisa Fincha jest najlepszym w historii wyspiarskiego basketu. Czy przewidywania ich obu się spełnią?

Tak naprawdę, to reprezentacja Wielkiej Brytanii jest układanką, która została złożona dopiero w ciągu ostatnich kilka lat. Wcześniej, FIBA nie chciała nawet słyszeć o tym, żeby gospodarze mogli wystawić swój koszykarski team, stojący wówczas na dramatycznie słabym poziomie. Ciężka praca, namówienie do gry Luola Denga i przyzwoite, a na pewno nie zawstydzające wyniki na dwóch kolejnych Eurobasketach, przekonały ostatecznie decydentów koszykarskich.

Siłą zespołu – oczywiście obok największych gwiazd, będzie zgranie. Brytyjczycy grają ze sobą już od kilu dobrych lat, a skład drużyny nie zmienił się w tym okresie znacząco. W porównaniu z poprzednim turniejem, czyli litewskim Eurobasketem do składu dołączył właściwie tylko Pops Mensah-Bonsu, a nikt z poważnych graczy nie ubył. Szkoda oczywiście także nieobecności Bena Gordona, który także mógłby reprezentował barwy GB.

Każdy kto śledził zeszłoroczne ME na Litwie, wie, że postawa reprezentacji gospodarzy zależy w głównej mierze od postawy Luola Denga, niekwestionowanego lidera zespołu. Zawodnik Chicago Bulls podczas Eurobasketu 2011 notował średnio 24.6 pkt, 9.6 zb i 3.6 ast, będąc jedną z największych gwiazd całego turnieju. Większość ze swoich punktów zdobywa on po izolacjach i zagraniach 1 na 1 w post up. Przy tym jest dodatkowo doskonałym defensorem na obwodzie, potrafiącym mocno uprzykrzyć życie najlepszym graczom rywali, a jego pojedynki z Andriejem Kirilenko, Juanem Carlosem Navarro czy Rudym Fernandezem zapowiadają się wybornie.

Pochodzący z Sudanu skrzydłowy powinien mieć wielkie wsparcie w Joelu Freelandzie, który rok temu – także z powodu kontuzji – nie grał na 100% swoich umiejętności. Środowy, który niedawno podpisał umowę z Portland Trail Blazers potrafi być jednym z bardziej dominujących podkoszowych w Europie, a w Londynie będzie musiał odważnie stawiać czoła Pau Gasolowi, Timofeyowi Mozgovovi i Nene.

Ofensywne możliwości drużyny są niestety bardzo ograniczone, a gra w ataku opiera się, jak już wspominałem – głównie na izolacjach dla Denga. Podczas Eurobasketu, Brytyjczycy trafiali słabe 42% z gry i tylko 30% za trzy, fatalnie dzieląc sie piłką, co przekładało się na zaledwie 12 asyst w każdym meczu.

Finch dysponuje sporą siłą pod koszem, bo poza wspomnianym Freelandem, ma do dyspozycji wiekowego Roberta Archibalda oraz Daniela Clarka. Ten ostatni jeszcze kilka lat wcześniej zapowiadał się na świetnego gracza, ale jego bojaźń w grze w pomalowanym i zbyt częste uciekanie na dystans, spowodowały zatrzymanie rozwoju. Mimo wszystko, Clark stanowi spore zagrożenie dla rywali, szczególnie, kiedy ma naprzeciwko siebie niższego rywala.

Wielkim problemem partnerów Denga jest kreowanie akcji. Ani 38-letni Nate Reinking, ani Mike Lenzly nie zapewniają odpowiedniego poziomu ofensywnego na „jedynce”, nie wspominając o słabiutkiej defensywie. Nieco lepiej w obronie radzi sobie Kyle Johnson, który razem z Andrew Sullivanem będą zmiennikami na pozycjach obwodowych. Oni z kolei, nie radzą sobie najlepiej z rzucaniem, a ich skuteczność, zwłaszcza na dystansie pozostawia wiele do życzenia.

Prawdopodobnie najlepszym playmakerem Brytyjczyków jest Andrew Lawrence. Zawodnik występujący w College’u Charleston, nie otrzymywał jednak dotychczas zbyt wielu szans w meczach reprezentacji. Nie zmienia to jednak faktu, że o wiele lepiej rozgrywa od Reinkinga i Lenly’ego, którzy nie wnoszą do zespołu zbyt wiele.

Pomocnikiem Freelanda w walce z podkoszowymi Hiszpanii, Rosji czy Brazylii ma być Pops Mensah-Bonsu. Zawodnik z przeszłością w NBA, to nieco szalony gracz, zapewniający jednak spora liczbę zbiórek, straszący przyzwoitym rzutem z odległości 3-4 metrów od kosza.

Jakie szanse na wyjście z grupy mają gospodarze? Prawdę mówiąc – niewielkie. Hiszpania, Rosja, a nawet Brazylia wydają się być poza zasięgiem Denga i spółki. To prawdopodobnie między nimi a Chińczykami i Australijczykami odbędzie się walka o czwarte, ostatnie premiowane awansem do ćwierćfinałów miejsce.  Na pewno zespołowi Chrisa Fincha brakuje nieco głębi, a poza Freelandem, Dengiem i Mensah-Bonsu, zbudowany jest on ze średniaków, od których można oczekiwać głównie walki.