Charlotte 95:102 Orlando. MJ znów to zrobił

Czy Michael Jordan jest graczem 'the greatest of all-time’? Być może. Na pewno jest w pierwszej trójce najlepszych graczy w historii. Jeśli jednak chodzi o klasyfikację właścicieli, His Airness musi jeszcze sporo dokonać, by w ogóle się w niej znaleźć. Naprawdę sporo. Patrząc na to, jak „radzi” sobie jego drużyna – aż trudno uwierzyć, że jeszcze dwa lata temu Charlotte Bobcats startowali w play-offach jako bardzo trudny rywal.

Porażka z Orlando nie była taka zła, jak te poprzednie, pewnie gdyby JJ Redick nie pobił swojego rekordu kariery (31 pkt, 6-10 3pt) i nie trafił dwóch trójek z rzędu w połowie czwartej kwarty, gdy Cats tracili do Magic tylko 6 punktów, goście z Charlotte mogliby pokusić się o niespodziankę. Ale wtedy ich misterny „plan” (o nim więcej w rozwinięciu:)) nie miałby szans na realizację. A poza tym – ktoś jeszcze myśli, że Rysie są w stanie sprawić jakąkolwiek pozytywną niespodziankę?

Charlotte Bobcats (7-58) 95:102 Orlando Magic (37-28)

Podczas meczów z Charlotte można wyśrubować swoje średnie statystyczne. Dziś zrobił to nie tylko Redick, ale też Ryan Anderson (24 pkt, 13 zb). Próg 10 punktów w barwach Magic przekroczył także Jason Richardson (17/9, 6-17 FG) i Jameer Nelson (11, 4-13 FG). Rozgrywający Orlando, który ostatnio gra dobrze, dziś mógł zanotować triple-double, ale na 2:42 do końca popełnił szóste przewinienie. Było blisko – Nelson miał 9 zbiórek i 9 asyst.

Bobcats odpowiedzieli jednak 23 punktami i 6 asystami DJ Augustina, 17 punktami Geralda Hendersona, 16 oczkami Derricka Browna oraz 13 punktami (9-10 FT) Tyrusa Thomasa z ławki. Wygrana nie była bardzo daleko, ale przecież to Charlotte Bobcats. Być może najgorsza drużyna w historii. Tak stanie się, jeśli Cats przegrają dziś z Knicks. Skończą wówczas sezon z bilansem 7-59, co da im 10,6% wygranych meczów. Najgorsza dotychczas drużyna wszechczasów – Philadelphia 76ers 1972/73 – wygrała 10,9% meczów. Pomyślcie – jak Bobcats „poprawiliby” ten rekord, gdyby sezon trwał 82, a nie 66 mecze.

Drużyna Orlando bez Dwighta Howarda i Hedo Turkoglu nie jest w stanie grać na dobrym poziomie, jeśli któryś ich gracz nie będzie miał akurat dnia konia. Dziś – nie mieli prawa przegrać z Bobcats. Nie było to jednak pewne zwycięstwo. W dodatku – po 9 minutach gry stracili Glena Davisa (kostka), który najprawdopodobniej nie zagra dziś przeciwko Grizzlies. Zastępujący jego i Howarda Daniel Orton (dziś 8 pkt, 5 zb, 22 min) będzie miał okazję wykazać się w starciu przeciwko Niedźwiadkom, ale Magic nie muszą wygrać tego meczu, gdyż dziś zagwarantowali sobie szóste miejsce na Wschodzie i grę w pierwszej rundzie przeciwko Indianie Pacers. Zwycięstwo jednak nie zaszkodzi. Będzie jednak trudno, bo raz, że Magic są osłabieni, a dwa, że Grizzlies nie tylko są lepszą drużyną, ale też mają większą motywację – wygrana da im czwarte miejsce na Zachodzie i przewagę własnego parkietu w pierwszej rundzie play-offs.

Dziś Rysie przegrały 22. mecz z rzędu. Jest to piąta najgorsza seria w historii ligi. Jest jednak jedno sensowne wytłumaczenie tak słabej gry podopiecznych Silasa (nie wiem już, kto ich w końcu trenuje – ojciec czy syn?) – jeśli Bobcats zakończą dziś sezon 2011/12 porażką z Nowym Jorkiem, wówczas dobiją do 23. Czy da się lepiej uczcić swojego właściciela? Chyba tylko serią 23. wygranych.