Niedźwiadki bardzo blisko piątej pozycji na Zachodzie.

Dzisiejszy mecz miał być dla Memphis swojego rodzaju oczyszczeniem, zmazaniem plamy na honorze po najsłabszym występie w obecnym sezonie, który miał miejsce w niedzielny wieczór w Nowym Orleanie. Przeciwnik do tego by pozbyć się tej rysy na honorze był wymarzony – rozbita Minnesota, która walczy już tylko o honorowe zakończenie obecnej kampanii. Podopieczni Lionela Hollinsa stanęli na wysokości zadania i pomimo kłopotów poradzili sobie z pogrążonymi w problemach Leśnymi Wilkami.

 

Ta konfrontacja była ważna dla Niedźwiadków nie tylko w kategorii odzyskania zaufania własnych kibiców, którzy bardzo przeżyli klęskę w Luizjanie, ale też dlatego, że ciągle pozostawiała im pewne szanse na przewagę własnego parkietu w pojedynku z Clippers (najprawdopodobniej) w pierwszej rundzie Play-Off. Terminarz sprzyja graczom Memphis i możemy mieć pewność, że w zespole panuje pełna mobilizacja na najbliższe spotkania. Pierwszym krokiem do wykonania tej misji było właśnie dzisiejsze zwycięstwo z ekipą Ricka Adelmana.

 

Pomimo tego, że mecz odbywał się w Target Center to goście byli awizowani jako zdecydowani faworyci tej potyczki. Przede wszystkim dlatego, że Minny jest w tej chwili drużyną kompletnie porozbijaną personalnie. Zdziesiątkowani urazami kluczowych graczy, zawodnicy T-Wolves bardzo szybko stoczyli się z miana drużyny grającej o Play-Offy do jednego z przeciętniaków, którzy o nic już w tym sezonie nie grają. To na pewno ułatwiło Grizzlies wyprawę do zimnego Minneapolis. Koszykarze z Tennessee prowadzeni przez Rudy’ego Gaya tym razem nie zawiedli swoich fanów, o czym opowiem w dalszej części tej relacji.

 

Pojedynek rozpoczął się zdecydowanie po myśli graczy gości. Dość szybko udało im się wypracować kilkupunktową przewagę, którą udało im się utrzymywać przez większość pierwszej części gry. Bardzo dobrze działała ofensywa Memphis, która pozwoliła przyjezdnym na zdobycie aż 32 punktów w tej kwarcie. Duża w tym zasługa szczególnie dwójki graczy Marressee Speightsa i Mike’a Conleya, którzy wiedli prym w zdobywaniu punktów. Dzielnie wspierał ich także Rudy Gay, którego postawa w ostatnich meczach może napawać wszystkich fanów Niedźwiadków solidną dozą optymizmu. Wśród gospodarzy palmę lidera na swoje barki, pod nieobecność największej gwiazdy teamu Kevina Love’a, próbował brać J.J. Barea. I trzeba przyznać, że Portorykańczyk spełniał się w tej roli znakomicie. Uzyskał w tej ćwiartce aż dwanaście punktów i to głównie dzięki jego dobrej grze Grizzlies nie odjechali Wilkom na większy dystans.

 

Jak to jednak bardzo często bywa w przypadku Memphis w czasie trwania drugiej odsłony spotkania dopadł ich poważny kryzys. Nagle doskonale do tej pory działająca maszyneria graczy Hollinsa zacięła się i przestała zdobywać punkty. Moment tej niefrasobliwości w doskonały sposób wykorzystali gospodarze, którym szybko udało się zniwelować stratę dziesięciu punktów z pierwszej kwarty. Nie podziałało to jednak mobilizująco na przyjezdnych, którzy dalej grali bardzo słabo. Pozwoliło to Wilkom nawet na uzyskanie prowadzenia, które choć delikatne, to utrzymywało się aż do zakończenia tej ćwiartki. Znów świetną robotę wykonywał Barea, który tym razem dostał solidne wsparcie od swoich kolegów. Nieźle prezentowali się zwłaszcza Nikola Peković i Wayne Ellington, którzy do spółki uzyskali aż trzynaście punktów, tylko w tej drugiej części meczu. W tym momencie wszystko w Target Center rozpoczynało się więc od początku i zwiastowało pasjonującą drugą połowę spotkania.

 

Ta rozpoczęła się od czterech kolejnych punktów Czarnogórskiego centra Minnesoty, co dało podopiecznym Ricka Adelmana największą przewagę w całym meczu. Wynosiła ona pięć oczek i wskazywała na to, że nikt, tu w Minneapolis, nie odda tego zwycięstwa w ręce Memphis za darmo. Czas wzięty przez szkoleniowca przyjezdnych na całe szczęście właściwie podziałał na jego graczy. Grizzlies natychmiast wybudzili się z tego snu i w błyskawiczny sposób odrobili dzielącą ich od T-Wolves różnicę. Punkty zdobywały najważniejsze asy w talii kart Hollinsa, a więc Z.Randolph, Gay i Conley. To było zresztą głównym powodem, dlaczego to goście cieszyli się z końcowego zwycięstwa – Adelman nie miał tylu zdolnych do ukąszenia rywali żądeł, sam Barea, od czasu do czasu wspierany solidnym Pekoviciem nie mógł sobie poradzić z tyloma klasowymi rywalami. Przez nieco ponad dwie minuty Miśki zanotowały runa 10-0, który stawiał ich w bardzo korzystnej sytuacji przed czwartą, decydującą odsłoną rywalizacji.

 

Pomimo tego, że to goście byli na, wydawałoby się, bezpiecznym prowadzeniu wcale nie kończyło to jednak emocji związanych z tym spotkaniem. Ulubieńcy miejscowej publiczności szybko pozbierali się bowiem po nieudanej dla nich trzeciej kwarcie i doskonale weszli w rytm. Tym razem to oni zanotowali na swoim koncie runa 12-3, który pozwolił im uzyskać jednopunktowe prowadzenie na siedem minut przed zakończeniem gry. Olbrzymią zasługę w odzyskaniu prowadzenia dla T-Wolves miał oczywiście fantastycznie dysponowany tego dnia Barea, który tym razem został solidnie wsparty przez Tollivera (obaj w tym fragmencie dodali do dorobku ekipy po 5 oczek). To było jednak wszystko na co było stać w tym meczu zawodników Adelmana. Siedem punktów z rzędu Rudy’ego Gaya to było za dużo na znacznie osłabione w tym meczu Wilki. Nawet portorykański rozgrywający nie mógł już sam więcej zdziałać, gdyż o sobie dawało znać zmęczenie. Na chwilę wprawdzie Minny udało się odrobić dwa, z pięciu punktów różnicy i tym samym być tylko o jedno posiadanie za przyjezdnymi. Wtedy to jednak po raz kolejny dał o sobie znać lider Memphis – Gay, który perfekcyjnie wykonał obydwa przydzielone mu rzuty wolne i tym samym odłożył ten mecz do lodówki.

 

Grizzlies odnieśli bardzo cenne zwycięstwo, które praktycznie daje im co najmniej piąte miejsce na mecie rozgrywek. Teraz, pozostaje im się już tylko skupić na walce o kolejne triumfy, które mogą ich jeszcze ulokować pozycję wyżej. Nie będzie to łatwe zadanie, zważywszy na ostatnią formę obu drużyn z Los Angeles, ale przecież tacy Clippers mają w swoim terminarzu bardzo trudnych rywali i wcale nie jest powiedziane, że Memphis jest bez szans. Dzisiejsza rywalizacja pokazała, że Hollins będzie chciał dawać teraz więcej okazji do gry Zachowi Randolphowi, który nie jest jeszcze w idealnej dyspozycji. A wiemy doskonale, że bez koncertowej gry Z-Bo ciężko będzie Niedźwiadkom o sukcesy w fazie Play-Off.

 

Ciekawostki:

 

  • Dziewięć ze swoich dwudziestu ośmiu oczek Rudy Gay uzyskał w ostatnich czterech minutach spotkania.
  • Grizzlies wygrywali w ostatnich ośmiu starciach z Timberwolves.
  • W siedmiu, z ośmiu tych starć, Niedźwiadkom udawało się zatrzymać swoich rywali poniżej granicy 90 punktów.
  • Dzisiejsza porażka Minny wydłuża ich serię do jedenastu kolejnych meczów, kiedy musieli uznawać wyższość rywali.
  • Mocna defensywa ekipy Hollinsa na T-Wolves sprawiła, że tym drugim udało się uzyskać zaledwie 28 punktów przez dwie, finałowe kwarty.
  • Ostatnich dziesięć posiadań piłki przyniosły gospodarzom zaledwie trzy punkty, pięć z nich zakończyło się za to stratami.
  • Dzisiejszy występ Gaya był piątym, w ostatnich siedmiu meczach, kiedy ten zawodnik łamał granicę 20 zdobytych punktów. Jego statystyki z tych siedmiu meczów to 24,3 pkt. na 55,6 % skuteczności z gry.
  • Grizzlies są w tym sezonie 21-9, kiedy Gay notuje na swoim koncie więcej niż dwadzieścia oczek.
  • Ofensywa Wilków bez Kevina Love’a traci wiele na wartości. Jak pokazują statystyki bez Love’a spadła ona do zaledwie 98,4 pkt. kiedy jeszcze niedawno ich zdobycze wynosiły średnio ponad 100 pkt. na mecz. Gracze Adelmana nie potrafili przekroczyć dziewięćdziesięciu zdobytych punktów w trzech, z ostatnich czterech spotkań.

 

Najlepsi:

 

Memphis:

 

Punkty: 28 Gay, 16 Conley&Randolph

Zbiórki: 11 Randolph, 9 Gay, 5 Conley

Asysty: 8 Conley, 4 Gay&Allen

Przechwyty: 4 Allen

Bloki: 2 Haddadi&Cunningham

 

Minnesota:

 

Punkty: 28 Barea, 16 Peković, 8 Ellington

Zbiórki: 11 Peković, 7 Ellington&Tolliver

Asysty: 8 Barea, 2 Miller&Randolph

Przechwyty: 2 Tolliver

Bloki: 2 Randolph&Johnson

 

Zawodnik meczu:

 

Rudy Gay – Kolejne spotkanie, w którym wyróżniam tym mianem właśnie skrzydłowego Memphis. Nie jest to jednak z mojej strony żadne nadużycie, bo po prostu ten gracz najbardziej na to zasługuje. Jego forma w ostatnich meczach jest wyborna, a przede wszystkim stabilna. Nie miewa słabszych meczów, zawsze daje od siebie wiele do wspólnego dorobku drużyny. Dziś praktycznie przez cały mecz zachowywał równą intensywność gry i dzięki temu Memphis mimo nawet kiepskich momentów cały czas pozostawało blisko rywali. Prawdziwym popisem w jego wykonaniu było jednak crunch-time, gdzie przyćmił zdecydowanie całą resztę koszykarzy i to głównie dzięki niemu obyło się bez dreszczowca w ścisłej końcówce pojedynku. Forma przyszła w odpowiednim momencie i teraz najważniejsze jest, aby zachować ją na Play-Offy.

 

Antybohater meczu:

 

Anthony Randolph – Od kiedy trafił do pierwszej piątki Wilków notuje na swoim koncie olbrzymi regres. W ostatnich dwóch meczach, już w podstawowym składzie, jego średnie wynoszą zaledwie 5pkt i 4zb przy kompromitującej skuteczności 2/15. We wcześniejszych trzech spotkaniach, kiedy wchodził jeszcze jako wsparcie z ławki było to 22pkt i 8,7zb przy bardzo dobrej skuteczności 26/44 z gry. Receptą na jego problemy wydaje się więc ponowne cofnięcie go do rezerwowego unitu, stamtąd daje bowiem drużynie najwięcej, a jego gra jest najbardziej produktywna.