Drodzy Państwo, co to był za mecz, a więc dwa różne oblicza pojedynku Memphis z Denver.

Ci z Was, którzy pomimo późnej pory zostali do końca przy relacji z meczu Memphis – Denver na pewno nie żałują swojej decyzji. Było to spotkanie z gatunku absolutnie must see dla wszystkich fanów basketu zza oceanu. Gospodarze grali o przedłużenie zwycięskiej serii do trzech spotkań, goście natomiast do tego by nie wpaść w kolejną kaskadę porażek, zarówno dla jednych i drugich ten mecz był bardzo istotny w kontekście zażartej walki o przedłużenie 66meczowego sezonu. Mogliśmy więc oczekiwać wielkich emocji i jak się później okazało – tak też było w istocie.

Pierwsza odsłona spotkania nie zwiastowała, że będziemy mieli do czynienia z emocjonującym spotkaniem. Gospodarze bowiem zaczęli ten mecz z mocnym postanowieniem wytrącenia Denver z jakichkolwiek myśli o korzystnym rezultacie już w pierwszej części gry.  I nie było to tylko pobożne życzenie Grizz i ich fanów, za myślami bowiem szły czyny. Koszykarze z FedEx Forum raz za razem dziurawili kosz przyjezdnych trafieniami z różnych pozycji na boisku. Zza łuku celnie rzucali Conley, Gay i wprowadzony za szybko złapanego na dwóch przewinieniach Tony’ego Allena, O.J. Mayo. Pod koszem natomiast prym wiódł młodszy z katalońskiego klanu Gasolów.  Zaatakowani bardzo mocno od samego początku Nuggets nijak nie umieli poradzić sobie z szybkimi i kombinacyjnymi atakami gospodarzy. Efektem tego była prawie dwudziestopunktowa strata po zakończeniu pierwszej ćwiartki. W drużynie George’a Karla szczególnie zawodzili podkoszowi, którzy w żaden sposób nie potrafili sforsować mocnej defensywy Niedźwiadków i w ten sposób pierwsza część niejako ustawiła całą resztę spotkania.Druga kwarta spotkania była o wiele bardziej wyrównana od tej wcześniejszej. Denver zaczęło powoli łapać rytm i grać swoją koszykówkę. Mieliśmy więc sporo kombinacyjnego basketu okraszonego niezłymi zdobyczami punktowymi. Pomimo tego stałą, bardzo dobrą efektywność w ataku zachowywały też Niedźwiadki, co prowadziło do gry niemalże punkt za punkt przez całą drugą ćwiartkę.  W ekipie Karla do słowa doszli jednak wreszcie rezerwowi, co jak się później okazało miało niebagatelny wpływ na losy reszty konfrontacji. Korzystnie prezentowali się szczególnie Fernandez i nieoceniony weteran Andre Miller. 

Wydarzenia z samego początku drugiej połowy meczu wcale nie dawały nam podstaw ku temu by sądzić,  że ta potyczka może być jeszcze ciekawa. Dwie fantastyczne akcje w obronie lidera Niedźwiadków Gay’a okraszone dwoma efektownymi blokami, a także czterema punktami z kontrataku sprawiły, że Memphis wyszło na ponad dwudziestopunktową przewagę, która wydawała się absolutnie niezagrożona. Wtedy jednak coś lub lepiej powiedzieć ktoś natchnął Nuggets do odrabiania strat. Tym X-Factorem nieoczekiwanie okazał się Corey Brewer, który w tej części meczu trafił aż pięć rzutów zza linii 7,25 m. i wydatnie przyczynił się do tego, że ekipa ze stanu Colorado znalazła jeszcze w sobie motywację do tego by gonić rywala. Dodajmy, że były zawodnik Dallas i Minnesoty do pięciu celnych trójek dołożył jeszcze fantastyczną akcją 2+1 i jednego celnego lay’upa, co pozwoliło Mu na skolekcjonowanie imponującej liczby 18punktów w tej ćwiartce. Brewerowi odpowiednio wtórował mało widoczny wcześniej Ty Lawson,  który kilkukrotnie w prosty sposób ograł Conleya i łatwymi,  acz morderczo skutecznymi wejściami kończył akcje pod samą obręczą.  Natomiast w drużynie popularnych Niedźwiadków w tym momencie coś pękło, punktować przestał Gay, słabszy okres notował drugi z liderów Marc Gasol i przewaga stopniowo zaczęła topnieć. Pomimo wszystkich tych okoliczności gospodarze mieli jednak prawo czuć się bezpieczni, gdyż przed czwartą odsłoną Ich przewaga wynosiła solidne dziesięć oczek.

Ci, którzy myśleli, że to koniec emocji w gorącej tego wieczoru FedEx Forum znajdowali się w błędzie. Zmobilizowani odrobieniem siedmiu z siedemnastu punktów straty Nuggets rozpoczęli czwartą kwartę z dużym impetem. Zwiastunem tego, że wynik ciągle jest sprawą otwartą były dwa kolejne trafienia z gry zespołu Karla, co pozwoliło na zniwelowanie różnicy tylko do sześciu punktów. Wtedy (niespodziewanie) uaktywnił się zwykle mało dający drużynie Jeremy Pargo, który trójką w końcówce akcji i przebojowym wejściem pod kosz pozwolił odetchnąć fanom swojej drużyny. W międzyczasie za dwa trafił notujący szalenie udany występ (bodaj najlepszy w swej dotychczasowej karierze) Faried i przewaga w tym momencie wynosiła dziewięć punktów na korzyść Grizz. Przez następne pięć minut głośna zazwyczaj hala w Memphis stopniowo zaczęła cichnąć, bowiem w najlepsze trwał festiwal fantastycznie grających gości. Ten fragment spotkania goście wygrali bowiem stosunkiem 12:2, co przełożyło się na Ich pierwsze prowadzenie w całym meczu. Architektami tego zrywu po raz kolejny okazali się skuteczni w trzeciej kwarcie Faried, Brewer, dodatkowo wspomagani przez przydatnego w końcówkach Millera. Od tego momentu zaczął nam się unaoczniać prawdziwy koszykarski spektakl. Po czasie coacha Hollinsa rezon zaczęli odzyskiwać zranieni Grizzlies, bardzo ważną akcję 2+1 zanotował na swoim koncie przyzwoicie grający przez cały mecz Marreese Speights, co sprawiło, że na prowadzeniu ponownie znaleźli się gracze ze stanu Tennessee. Ostatnie dwie minuty spotkania to bardzo skuteczna gra z obydwu stron, wreszcie uaktywnił się niewidoczny przez całą drugą część lider gospodarzy Rudy Gay, który w crunch-time zapisał na swoje konto sześć kolejnych oczek, w odpowiedzi po raz drugi w tym meczu za trzy trafił zazwyczaj niegroźny w tym elemencie Miller, celnym rzutem z ciężkiej pozycji błysnął Faried i na 37sek. przed końcem wynik brzmiał 101-100 dla ulubieńców miejscowej publiczności. W kolejnej akcji piłka trafiła do będącego w gazie Millera, który spudłował jednak trójkę z rogu boiska, piłkę zebrali koszykarze Nuggets mając szansę na ponowienie akcji i wyjście na prowadzenie, wtedy jednak cudowną akcję w defensywie zapisał na swoje konto Gay blokując Brewera, przebitkę na atakowanej desce wygrał Gasol, na zegarze zostawało 27sek. i wydawało się, że Memphis mają już wygraną w kieszeni. Jak to jednak bywało nieraz w tym meczu – niczego nie mogliśmy być pewni, stratę w prostej z pozoru sytuacji zanotował Conley i w tym momencie karty rozdawali zawodnicy Samorodków. Miller błyskawicznie przeprowadził kontrę po swoim przechwycie, nie trafił, ale w sukurs przyszedł Mu bezsprzecznie najlepszy tego dnia wśród gości Brewer, który 'putbackiem’ umieścił piłkę w koszu. Time-out dla trenera Hollinsa, akcja rozpisana na Gaya,  który nie trafia z rogu boiska i… piłka trafia do Dante Cunninghama, który w tylko sobie wiadomy sposób umieszcza piłkę w siatce. 102:101 dla Niedźwiadków i czas dla trenera Karla na 0,2 sekundy do końca meczu. Wznowienie zza linii bocznej odbywa się na raty (Nuggets potrzebują do tego dwóch czasów), koniec końców piłka nie trafia jednak do żadnego konkretnego adresata i Memphis wygrywa pomimo tego, że całkowicie zmarnotrawiła 23punktową przewagę z trzeciej kwarty.

Dzięki temu zwycięstwu obydwie drużyny zrównały się bilansem i zajmują teraz kolejno szóste(Memphis) i ósme(Denver) miejsca w Western Conference. Przed Memphis teraz spotkanie b2b z nie najmocniejszymi przecież Warriors i szansa na kolejne, już czwarte z rzędu zwycięstwo, które postawiłoby tę drużynę w bardzo dobrej sytuacji przed ASG, jak wszyscy dobrze wiemy po Weekendzie Gwiazd w Orlando do rotacji ma wrócić Zach Randolph, co oznaczać będzie bardzo duże wzmocnienia i szanse na jak najlepsze umiejscowienie przed PO.  Denver natomiast już w niedzielę będzie miało szansę na poprawienie swoich humorów, czeka ich jednak bardzo ciężkie zadanie, jadą bowiem zobaczyć w jakiej dyspozycji są obecnie Kevin Durant, Russell Westbrook i spółka.

Jeśli dotrwaliście do tego miejsca to serdeczne dzięki za uwagę i do przeczytania następnym razem!