Lakers nie poradzili sobie w Utah. Mike Brown wyleciał…

Utah Jazz zrewanżowali się Lakers za dwie wcześniejsze porażki w tym sezonie. Zmęczeni liderzy zespołu z Los Angeles nie mieli odpowiedniego wsparcia od partnerów i nie wytrzymali tempa spotkania.

Drużyna Bilans I kwarta II kwarta III kwarta IV kwarta Wynik
Los Angeles Lakers 14-10 25 24 18 20 87
Utah Jazz 13-9 23 25 20 29 96

Zespół z Los Angeles zjawił się w Utah dopiero o 4 nad ranem i wiadomym było, że w spotkaniu przeciwko Jazz, ciężko będzie mu podjąć walkę o wygraną. Zmęczenie musiało dać o sobie i faktycznie tak było. Aż 52 punkty gospodarzy z pomalowanego oraz 18 zbiórek ofensywnych, nie wystawia najlepszego świadectwa Lakers.

Możemy sobie powiedzieć otwarcie, że przez pierwsze trzy kwarty i kilka minut ostatniej, mecz był nudny jak flaki z olejem. Goście przeważali, ale nie trafiali bardzo wielu łatwych, oddawanych z czystych pozycji rzutów i wynik cały czas kręcił się koło remisu. W sumie, prowadzenie zmieniało się aż 19 razy, a remis zawitał na tablicę wyników dziesięciokrotnie.

Główną przyczyną dlaczego Lakers nie wygrali tego spotkania było aż 71 punktów zdobytych do spółki przez tercet: Pau Gasol (24 pkt, 16 zb, 4 ast, 2 blk), Andrew Bynum (21 pkt, 12 zb, 2 blk) i Kobe Bryant (26 pkt, 6-16 FG), co oznacza nic innego, jak tylko 16 (szesnaście!) oczek rzuconych przez resztę drużyny. Słabo jak na pomoc dla graczy, którzy grają w tym sezonie najdłużej i potrzebują porządnego odpoczynku podczas serii wyjazdowych meczów, a zwłaszcza w meczu back-to-back.

Zmęczenie na pewno było elementem decydującym, ponieważ w drugiej połowie, zawodnicy Lakers trafili tylko 10 z 36 rzutów z gry, a liderzy ewidentnie nie mieli siły, aby grać cały czas na wysokim poziomie. Dlatego też, ostatnią kwartę w drużynie z Los Angeles zainaugurowali rezerwowi. Mike Brown musiał jednak szybko wrócić do swojego początkowego ustawienia, ponieważ  Darius Morris, Josh McRoberts, a nawet skuteczny ostatnio Andrew Goudelock nie byli w stanie toczyć wyrównanej walki z Jazzmanami.

Gospodarze kierowali piłkę głównie do środka, gdzie Paul Millsap (16 pkt, 13 zb, 4 ast, 3 blk) i Al Jefferson (18 pkt, 13 zb, 2 blk), ale i będący trochę w cieniu Enes Kanter (10 pkt, 6 zb, 17 min) kończyli niemal wszystkie rzuty. Jeśli dodamy do tego świetnie kierującego poczynaniami kolegów Earla Watsona (8 pkt, 11 ast), który trafiał także ważne rzuty podczas runu 14-0, po którym Lakers już się nie podnieśli. W sumie, rezerwowy rozgrywający Jazz zaliczył w ostatniej kwarcie 8 punktów i 6 asyst.

Skąd jednak taki serial punktowy Jazz? Otóż na początku ostatniej kwarty, kiedy na parkiecie nie było Bryanta oraz Gasola, gospodarze objęli czteropunktowe prowadzenie (72-68) po trafieniach C.J.Milesa i Josha Howarda. Trener Lakers poprosił szybko o czas, wpuścił na boisko liderów zespołu i… w kolejnej akcji, Hiszpan stracił piłkę na rzecz Watsona, a punkty w kontrataku rzucił Derrick Favors (12 pkt, 8 zb).

Mike Brown wpadł w furię, uważając, że Gasol był faulowany i w sposób zdecydowany naskoczył na sędziów tego spotkania. Efekt? Dwa przewinienia techniczne i Lakers musieli radzić sobie w końcowych ponad ośmiu minutach bez swojego szkoleniowca. Opuszczeni przez swojego trenera zawodnicy LAL nie mogli się pozbierać przez kolejne kilka minut. Swoje kolejne punkty dorzucali Kanter, Miles, Watson i Howard, po czym zrobiło się nagle 83-68.

Co prawda Lakers podjęli jeszcze rękawicę i zmniejszyli straty między innymi po 9 punktach z rzędu Bryanta (79-85), ale decydujący cios zadał Jefferson. Skrzydłowy Jazz trafił na 2.5 minuty przed końcem rzut, który pozbawił wszelkich szans rywali. Gasol zablokował rzut Watsona, po którym piłka wyszła na aut. Co prawda dalej pozostawała w posiadaniu gospodarzy, ale na zegarze było tylko 0.6 sek. Nie przejął się tym Jefferson, który po podaniu zza linii końcowej, oddał natychmiast rzut i trafił na 89-81.

Jazz wygrali 50-42  walkę o zbiórki grając przeciwko takim podkoszowym bestiom jak Gasol i Bynum. Frontcourtowi gospodarzy należą się wielkie brawa za walkę pod koszami, ale musimy także pamiętać o zmęczeniu Lakers. Goście stracili 14 piłek, które ich rywale zamienili na 17 łatwych punktów. Tradycyjnie już, Lakers nie mogli liczyć na transition ofense, rzucając tylko 4 punkty z szybkiego ataku.

Dobra postawa Goudelocka w ostatnich meczach, oraz poprawa gry innych rezerwowych dawała kibicom LAL nadzieję na to, że liderzy ich zespołu będą mogli co mecz liczyć na znaczącą pomoc z ławki. Jak się okazało, były to tylko pojedyncze wyskoki, a tym razem, to rezerwowi Jazz wygrali rywalizację ze swoimi odpowiednikami z Lakers aż 49-12.

Lakers udają się teraz na wschód, gdzie ich kolejnymi rywalami będą zespoły: 76ers, Celtics, Knicks i Raptors. Patrząc realnie, dwie wygrane powinny ucieszyć ich kibiców.