Quick Notes & Thoughts: The Circus 3. Deron’s tale

Sezon 2011/12 jest ostatnim w historii organizacji pod nazwą New Jersey Nets. Po jego zakończeniu klub będzie się już nazywał Brooklyn Nets i to właśnie do Nowego Jorku się przeniesie. Może to być jednak bardzo trudny start.

Nowojorska publiczność jest względem koszykówki bardzo wymagająca i nie będzie łatwo przekonać jej do siebie słabą grą, tym bardziej, że w mieście jest już inny, kochany zespół – New York Knicks, a także drużyny uniwersyteckie – Syracuse, St. John i inne. Nawet tym pierwszy zdarzało się jednak otrzymywać gwizdy i buczenie w legendarnej arenie, która była świadkiem już wszystkiego w historii sportu. Tamtejsi kibice, ze Spike’m Lee na czele, znają się na tym sporcie jak nikt inny i nie tolerują trenerskiej fuszerki, ani gwiazdorskich kaprysów. Doskonale pamiętamy, co działo się na trybunach Madison Square Garden, kiedy Knickerbockers byli pośmiewiskiem NBA, mając w składzie Stephona Murbury’ego czy Eddy Curry’ego.

Dlatego od dłuższego czasu odpowiadający za New Jersey Nets, czyli przyszłych Brooklyn Nets, rosyjski miliarder, światowy celebryta Mikhail Prokhorov oraz znany raper Jay-Z robią wszystko, aby na ten trudny rynek wejść z jak największym impetem. Póki co jednak za staraniami nie idą fakty. W tej chwili jest to jedna z najsłabszych i najmniej perspektywicznych ekip w lidze, z jednym gwiazdorem, wokół którego można budować mistrzowski skład, ale który…uzależnia swój pobyt tam od sprowadzenia jeszcze większej postaci.

Pozyskanie Derona Williamsa, rewelacyjnego rozgrywającego, jednego z koszykarzy mogących służyć za definiens tej pozycji w NBA, miało być pierwszym krokiem do budowy potęgi nowych Brooklyn Nets. W wymianie, która była jednym z największych zaskoczeń okresu trade deadline niemal dokładnie rok temu, kierownictwo oddało Devina Harrisa, występującego na tej samej pozycji, co Williams, choć grającego zupełnie inaczej, ale ocierającego się dwa sezony wcześniej o nagrodę dla zawodnika, który poczynił największy postęp, co ostatecznie doprowadziło go do występu w All-Star Game w roku 2009. Harris po przyjściu z Dallas eksplodował w New Jersey, dobrze czuł się na Wschodnim Wybrzeżu i wydawał się nie do ruszenia. Nic bardziej mylnego. Ich styl gry jest różny – Williams to point guard, który myśli przede wszystkim o kreowaniu gry dla swoich kolegów i efektownych asystach, mający też zimną krew w końcówkach meczów. DH natomiast to raczej typ scorera, który samemu zdobywa punkty.

Drugim koszykarzem oddanym w wymianie był Derrick Favors, co również było niemałym zaskoczeniem. Favors był wybranym w Drafcie bardzo wysoko i zapowiada się na bardzo solidnego gracza. Nets oddali go jednak bez żalu do Utah Jazz.

Ten manewr wyczyścił miejsce w puli kontraktów na sprowadzenie do Nets jeszcze jednej gwiazdy, mającej skłonić Derona Williamsa do pozostania w klubie – wszak gracz rodem z West Virginii może wykorzystać klauzulę i odejść już tego lata. Zbiegłoby się to z przeprowadzką Nets na Brooklyn, na co zarząd nie chce pozwolić. Stąd wizja walki o „tego drugiego”. Jest nim Dwight Howard.

Połączenie ich sił wydaje się rozsądnym pomysłem. Na zdrowy rozum pasują do siebie idealnie – wzorowy rozgrywający i najlepszy środkowy. Taki duet gwarantuje bardzo wysokim poziom. Stąd batalia Nets o sprowadzenie „DH12”. Ich pula na kontrakty pomieści dwie maksymalne umowy, więc już tej zimy mówiło się o tym, że bardzo intensywnie podejmują wysiłki mające na celu wygranie walki o Howarda. Nic takiego nie miało miejsca, „Superman” jest nadal w Orlando, ale zbliża się trade deadline, czyli ostatni okres, w którym Magic mogą coś ugrać na swoim centrze. O ile łudzą się, że nie odejdzie.

Tutaj zaczyna się kolejna kuriozalna sytuacja i jeszcze jeden cyrk. Howard naciska na odejście, natomiast z drugiej strony…Deron Williams, jak dowiedział się Chriss Broussard z ESPN, uzależnia swoje pozostanie na Brooklynie tylko pod warunkiem pozyskania Dwighta. Znowu zawodnik, mający w garści taką szansę, terroryzuje całą organizację i przekonuje wszystkich, którzy czasem o tym zapominają, że to tylko business.

Oczywiście, nie chodzi jednak tylko o pieniądze. Jest i druga strona medalu. „D-Will” chce wygrywać i nie ma sentymentów. W USA nazywa się to „winning mentality”. Czym innym jest jednak ogromna wola tryumfów, a czym innym jawna ignorancja. Bywały oczywiście gorsze przypadki – chimeryczny niczym „La donna mobile” Carmelo Anthony, co i rusz zmieniający zdanie na temat swoich przenosin do Nowego Jorku i udzielający mediom sprzecznych wypowiedzi, co zostało nazwane „Melodramą” czy LeBron James, który na oczach całego świata „dał kosza” swojemu miejscu wychowania na rzecz wielkomiejskiej panny z Florydy w słynnym „The Decision” i wielu, wielu innych. Na ich tle Williams rzeczywiście nie wygląda źle i można go zrozumieć.

Czy ta zdecydowana postawa przeważy i spowoduje spełnienie upragnionego celu? Trudno wyrokować, ale odpowiedź powinniśmy poznać już na przełomie lutego i marca. To ostatni termin, kiedy Howard będzie mógł przenieść się do New Jersey. Williams ma już jednak alternatywy i jest gotowy na odejście. Jego opcjami są w tej chwili Los Angeles Lakers, Dallas Mavericks oraz New York Knicks. W tym przypadku Nets wejdą na Brooklyn z Marshonem Brooksem, Krisem Humphrisem, Brookiem Lopezem, Sundiatą Gainesem, Damionem Jonesem i Johanem Petro. I dwoma Williamsami – Sheldenem i Shawne’m. Możemy tylko domyślać się, czy taki skład wypełni nowiutkie Barclays Center