Blake Griffin z triple-double na koniec sezonu

Grizzlies pod nieobecność swoich największych gwiazd przegrali z Los Angeles Clippers. Ostatecznie zajęli ósme miejsce na Zachodzie i w pierwszej rundzie PO trafili na Spurs.

Memphis Grizzlies (46-36) 20 17 37 29 103
Los Angeles Clippers (32-50) 34 32 26 18 110

Memphis przed meczem wiedzieli, że jeśli uda im się pokonać Clippers to wyprzedzą w tabeli Konferencji Zachodniej New Orleans Hornets, którzy polegli wcześniej z Mavs. Trener Lionel Hollins najwyraźniej jednak nie chciał grać w playoffs z Lakers i zostawiając na ławce rezerwowych Zacha Randolpha, Tony’ego Allena i Mike’a Conleya dał sygnał, że wygrana w tym meczu nie jest najważniejsza.

Mecz przebiegał w nieco piknikowej atmosferze. Grizzlies ani przez chwilę nie prowadzili, a Clippers już do przerwy wygrywali 66-37. Pierwsze jedenaście punktów było dziełem gospodarzy, a aż 10 z nich rzucił fenomenalny tej nocy Blake Griffin. Debiutant Clippers zanotował w całym spotkaniu swoje drugie w karierze triple-double (31 pkt., 10 zb., 10 ast.) i razem z DeAndre Jordanem (14 pkt., 10 zb., 3 prz., 2 blk.) doprowadzili do całkowitej dominacji podkoszowej swojego zespołu. Pod nieobecność Z-Bo Grizzlies zdobyli z pomalowanego 46 „oczek” przy 72 Clippers. Dodatkowo zatrzymali Marca Gasola tylko z 10 punktami i 7 zbiórkami. Gospodarze drugą kwartę zakończyli runem 17-2 i właściwie losy tego meczu były już jak się mogło wtedy wydawać przesądzone.

Tym bardziej, że na początku trzeciej kwarty po trójce Erica Gordona (24 pkt., 6 ast.) prowadzenie LAC wzrosło do 30 punktów (69-39). Przez długi czas przewaga taka się utrzymywała aż do skutecznej końcówki tej „ćwiartki” kiedy to za sprawą Hameda Haddadiego (10 pkt., 3 zb.) i Shane’a Battiera (13 pkt., 8 zb., 3 ast.) Grizllies zeszli do 14 punktów różnicy (86-72). Ostatecznie przed ostatnią odsłoną Clippers wygrywali 92-74.

Jeszcze bardziej „Niedźwiadki” podgrzały atmosferę na początku czwartej kwarty kiedy po runie 10-0 na 7:20 przed końcem zniwelowali przewagę do zaledwie 10 punktów (86-96). Dobrą partię w tym czasie rozgrywali O.J. Mayo (12 pkt., 4 ast.) i Sam Young (22 pkt., 7 zb., 4 ast., 2 prz.). Przyjezdni wcale nie zamierzali na tym poprzestać i kiedy na zegarze pozostawało jeszcze tylko 13 sekund gry wynik brzmiał 103-107 po rzucie zza łuku Greivisa Vasqueza (17 pkt., 4 ast.). Na wyrównanie zabrakło czasu, ale pościg godny zauważenia nawet biorąc pod uwagę, że stało się to w meczu przeciwko Clippers, którzy uwielbiają tracić zwycięstwa w ostatniej kwarcie.

Ucieszył mnie bardzo udany występ na zakończenie sezonu Erica Bledsoe (22 min., 13 pkt., 6 ast., 4 zb., 2 prz., 2 blk.) kiedy zupełnie nie istniał Mo Williams (1 pkt., 4 ast., 26 min., 0-5 FG). Młody rozgrywający LAC zaliczył bardzo udany sezon i okazał się kolejnym utalentowanym graczem w układance zespołu z Los Angeles. W tym sezonie poprawili się w stosunku do poprzedniego o zaledwie 3 wygrane mimo tak dużego potencjału. Czas pracuje jednak na ich korzyść i po dobrym wyborze w tegorocznym drafcie i oszlifowaniu kilku diamentów, które posiada w składzie Vinny Del Negro może to być ekipa nawet na drugą rundę playoffs w przyszłych rozgrywkach.

Grizzlies tymczasem szykują się już do serii ze Spurs gdzie mogą się pokusić o jedną, dwie wygrane, ale raczej nie o wyeliminowanie „Ostróg”. Pierwszy mecz już w niedzielę w San Antonio.

Grizzlies: S. Young 22, D. Arthur 7, M. Gasol 10, G Vasquez 17, O.J. Mayo 12 – S. Battier 13, L. Powe 3, I. SMith 8, H. Haddadi 10.

Clippers: J. Moon 7, B. Griffin 31, D. Jordan 14, M. Williams 1, E. Gordon 24 – I. Diogu 8, R. Foye 2, C. Smith 4, A. Aminu 6, E. Bledsoe 13.