Suns podejmują jeszcze rękawicę

Phoenix Suns przerwali serię czterech porażek z rzędu pokonując Golden State Warriors na własnym parkiecie.


Golden State Warriors (30-39) 20 18 27 32 97
Phoenix Suns (34-33) 27 23 34 24 108

Suns po ostatnich porażkach mogli stracić wiarę w awans do playoff, ale po wczorajszej wygranej powrócili jeszcze do walki o pierwszą ósemkę na Zachodzie. Obecnie zajmują 10. miejsce i tracą dwa mecze do Grizzlies. Kluczem do zwycięstwa okazał się powrót do składu  Channinga Frye’a (17 pkt., 9 zb., 5-12 FG) i Steve Nasha (17 pkt., 10 ast., 6 zb.), który zagrał drugi mecz po kontuzji. Doświadczony rozgrywający pokazał zastępującemu go wcześniej Aaronowi Brooksowi jak należy prowadzić grę drużyny. Pick&rolle w wykonaniu Nasha i wysokich graczy Suns w szczególności Marcina Gortata są grane niemal na pamięć i są jednym z najważniejszych elementów w układance ofensywnej tego zespołu. Brooks (6 pkt., 2 ast.) jest zawodnikiem zbyt nastawionym na grę indywidualną i ciężko przychodzi mu dzielenie się piłką.

Cztery ostatnie porażki były w dużej mierze konsekwencją braku Frye’a. Skrzydłowy Suns dzięki swojemu stylowi gry opartemu na grze obwodowej wyciąga kryjącego go gracza wysoko w okolice linii rzutu za trzy. Dzięki temu w pomalowanym więcej miejsca mają środkowi Phoenix co w tym meczu znalazło potwierdzenie w 50 punktach spod kosza mimo przegranej walki na tablicach 45-51.

Do przerwy „Słońca” prowadziły 50-38. 15 punktów podopieczni Alvina Gentry’ego  zdobyli po aż 15 stratach Warriors. Oba zespoły grały na fatalnej skuteczności z gry (Suns – 20-47, 42.6%; GSW – 16-43, 37.2%) w czym przodował Vince Carter (10 pkt., 3 zb., 4-15 FG) pudłując wszystkie ze swoich dziewięciu prób.

Druga połowa rozpoczęła się od dominacji Suns i po kilku minutach i sześciu punktach z rzędu Marcina Gortata (18 pkt., 9 zb., 4 ast.) po zagraniach ze Steve Nashem gospodarze prowadzili 61-44. Niebawem pierwszy raz z gry trafił Carter i przewaga urosła do 69-51. GSW zupełnie gubili się w transition defense, a grając przeciwko Phoenix nie można popełniać błędów przy powrocie do obrony. Będący ciągle w biegu Suns wykorzystują takie sytuacje z zabójcza precyzją. Po trzech kwartach mecz wydawał się być rozstrzygnięty (84-65).

Na początku ostatniej odsłony Gentry wprowadził do gry swój rezerwowy skład w tym Brooksa. Były rozgrywający Rockets udowodnił, że dużo czasu minie zanim będzie gotowy do zastąpienia choćby częściowego Nasha. Warriors odrabiali dość szybko straty głównie dzięki Dorrellowi Wrightowi (30 pkt., 6 zb.), który wszystkie swoje punkty zanotował w drugiej połowie. Kiedy na 7:45 przed końcem przewaga zmalała do ośmiu punktów (91-83) na parkiecie musieli pojawić się najlepsi gracze gospodarze.

Sytuacja została opanowana dość sprawnie i po punktach kolejno Frye’a, Jareda Dudleya (8 pkt., 3-7 FG) i Granta Hilla (17 pkt., 7 zb.) meczy był rozstrzygnięty. Hill kolejny raz zadziwiał swoją sprawnością, którą w tym wieku dysponuje. Nie raz i nie dwa zawstydził młodych graczy Warriors kiedy pobiegł do kontry. Rozgrywający fatalne zawody Monta Ellis (8 pkt., 7 zb., 3-11 FG) powinien oglądnąć ten mecz jeszcze raz i wyciągnąć wnioski z tego jak zachowuje się na parkiecie Grant. Jego obrona na najlepszym strzelcu „Wojowników” jak powiedział trener Suns zasługuje na wybór do piątki najlepszych obrońców sezonu. Na koniec meczu z 21 strat gości Nash i spółka zdobyli 24 punkty.

Teraz przed Suns ostry finisz sezonu, a na początek wyprawa do Los Angeles i spotkania najpierw z Clippers, a następnie z Lakers.

Warriors: D. Lee 16, D. Wright 30, E. Udoh 3, M. Ellis 8, S. Curry 15 – V. Radmanovic 2, A. Thornton 9, L. Amundson 3, A. Law 7, R. Williams 4.

Suns: G. Hill 17, Ch. Frye 17, R. Lopez 6, S. Nash 17, V. Cater 10 – J. Childress 0, H. Warrick 5, M. Pietrus 4, A. Brooks 6, J. Dudley 8, M. Gortat 18.