Lakers wrócili do Staples Center i wygrali

Los Angeles po całkiem niezłej serii wyjazdowej wrócili do swojego domu. Powrót był udany, bo pokonali Orlando Magic, a to przecież nie jest jakiś słaby rywal.

Orlando Magic (42-26)
25 21 20 18 84
Los Angeles Lakers (48-20)
19 22 30 26 97

Los Angeles Lakers odnieśli wyraźne zwycięstwo.Na początku jednak w ogóle się na to nie zanosiło. To zawodnicy Orlando Magic mieli więcej do powiedzenia. Pierwszą kwartę wygrali 25:19, a do przerwy schodzili prowadząc 46:41. Druga odsłona tej konfrontacji była już jednak o wiele lepsza w wykonaniu „Jeziorowców”. Ograniczyli rywali, a przy tym sami bardzo dobrze się spisywali. Dzięki temu szybko dogonili i przegonili gości. Maksymalna przewaga Lakers wynosiła 17 punktów. Taki stan rzeczy utrzymywał się jeszcze nawet pod koniec spotkania po celnym rzucie dystansowym Lamara Odoma. Straty zniwelował jednak celny rzut wolny Dwighta Howarda oraz trójka Jameera Nelsona.

Przypomnę, że podczas ostatniego meczu z „Mavs” Kobe Bryant bardzo niefortunnie upadł i jego kostka dość mocno to odczuła. Przeciwko Magic „Black Mamba” jednak normalnie wybiegł na parkiet. Zdobył 16 punktów 9skuteczność 7/19 z gry) oraz zanotował 5 zbiórek i 4 asysty. Przyznał po meczu, że czuł pewną obawę psychiczną przez tę kostkę i dlatego nie był tak pewny. To wydaje się całkiem normalne. Zaraz po jakiś niezbyt przyjemnych wydarzeniach ludzki mózg często tworzy różne blokady, które trzeba przełamać.

Najskuteczniejszym zawodnikiem Lakers był Pau Gasol. Hiszpan zdobył 23 punkty, a do tego miał po 5 zbiórek i asyst. Bardzo dobrze spisał się również Derek Fisher. Weteran zdobył 15 punktów.

LAL mieli o wiele lepszą ławkę rezerwowych. Zmiennicy gospodarzy zdobyli 27 punktów, a ich odpowiednicy z Magic tylko 13. Główna w tym zasługa Lamara Odoma. Ten złoty rezerwowy dostarczył 16 punktów i 7 zbiórek.

Kolejny raz na wyróżnienie zasłużył Andrew Bynum. Wprawdzie jego 10 punktów na skuteczności 3/10 z gry nie wygląda jakoś przepięknie, ale 18 zebranych piłek już przyciąga wzrok. Oprócz tego miał jeszcze 4 bloki. Bynum wykonywał naprawdę bardzo wielką pracę pod koszem. Walczył z Howardem jak lew.

W Orlando główną siła, a może nawet i jedyną, była pierwsza piątka. Obrońcy Lakers mieli największe problemy oczywiście z Dwightem Howardem. Potężny center Magic zdobył 22 punkty, zebrał 15 piłek, ale miał również aż 9 strat. Po 13 punktów zdobyli Jameer Nelson oraz Ryan Anderson. Ten pierwszy miał do tego jeszcze 8 asyst i 5 zbiórek. Natomiast Anderson do zdobyczy punktowej dorzucił 7 zbiórek. Co ciekawe, ten zawodnik oddał wszystkie swoje rzuty z obwodu. Miał 4/8 z gry, wszystko rzucane za trzy. Jeden punkcik dorzucił z linii rzutów wolnych (miał 1/2 z wolnych).

Zupełnie niemrawo zagrał Gilbert Arenas. Przez 14 minut gry nie trafił żadnego z sześciu oddanych rzutów za trzy. Przyznam szczerze, że tęsknie za wielkimi występami „Agenta Zero”…