Thunder jeszcze za słabi na Lakers

Minionej nocy doszło do konfrontacji ekip Oklahomy City Thunder i Los Angeles Lakers. To było pierwsze starcie tych zespołów od czasu zeszłorocznej fazy Playoffs. Zapowiadało się niezwykle ciekawie.

Oklahoma City Thunder (27-14)
28 27 20 19 94
Los Angeles Lakers (31-12)
28 30 23 20 101

 

Wydawało się, że pierwsza kwarta pozostanie pod dominacją Los Angeles Lakers. Na jakieś cztery minuty przed końcem po ładnych punktach Rona Artesta (7 pkt i 5 as) prowadzenie „Jeziorowców” wynosiło 21:15. Kobe Bryant spełniał się w zupełnie innej roli niż nas przyzwyczaił. Oddał tylko jeden, zresztą niecelny, rzut z gry pod koniec kwarty, a jedyne punkty zdobył trafiając dwa wolne. Dobrze jednak realizował się w odnajdywaniu partnerów dzięki czemu uzbierał 4 asysty. Oklahoma City Thunder jednak nie składała broni. świetnie sobie radził Kevin Durant. Najpierw bardzo sprytnie wymusił faul Steve’a Blake’a (3 pkt) przy rzucie za trzy i wykorzystał wszystkie wolne doprowadzając do remisu, a chwile później wykończył kontrę po której Thunder wyszli tego wieczora na pierwsze swoje prowadzenie 28:26. Kwarta jednak ostatecznie zakończyła się remisem, bo Shannon Brown (6 pkt)jeszcze sprytnym wejściem zdobył punkty. Takim sposobem I kwarta zakończyła się remisem, ale bardzo jasnym blaskiem błyszczał w niej Durant. Skrzydłowy Thunder zdobył w tej części 14 punktów i to on napędzał ataki swojego zespołu.

Przez jakiś czas w drugiej kwarcie wśród „Jeziorowców” przebywał raczej drugi garnitur. Thunder starali się to jak najlepiej wykorzystać. Kilka efektownych akcji zaprezentowali nam James Harden (9 pkt), Serge Ibaka czy Nick Collison (8 pkt i 5 zb). Lakers byli praktycznie trzymani w grze za sprawą Lamara Odoma, który m.in. odpalił dwie trójki i dołożył jeszcze punkty spod kosza. Przez pierwszą połowę drugiej kwarty Odom zdobył 8 punktów, a cały zespół LAL 10 (dwa oczka dołożył Shannon Brown). Później jednak ofensywnie obudził się Kobe Bryant i kilkoma zagraniami oczarował fanów w Staples Center. Potrafił ściągnąć na siebie uwagę trzech obrońców i oddać piłkę do niekrytego Gasola albo nie patrząc na obrońców wejść pod kosz i skończyć silnym wsadem z dwóch rąk. Normalnie „Black Mamba” jak za młodu. Kobe zdobył w tym spotkaniu 21 punktów, miał 7 asyst oraz 5 zbiórek. Po stronie Thunder jednak świetną robotę wykonywał Russell Westbrook. Jego wejścia pod kosz były wręcz zabójcze i nie do zatrzymania dla obrońców Lakers. Westbrook okazał się najlepszym strzelcem oraz podającym swojego zespołu. Zdobył 32 punkty, a do tego miał 12 asyst i 5 zbiórek.

Trzecia odsłona tego meczu to w większości show ze strony gospodarzy. A to udane akcje zaprezentował Derek Fisher, a to trójkę odpalił Ron Artest, a to to samo zrobił Kobe Bryant, a to Lakers zaprezentowali jakieś inne ciekawe zagrania. Dało im to run 18:2. Przez ten czas najlepszym zawodnikiem Thunder okazał się Nenad Krstic (4 pkt). To właśnie Serb zdobył te jedyne punkty dobijając rzut Kevina Duranta. Zatrzymajmy się na chwile przy rozgrywającym z L.A. Derek Fisher rozegrał swój najlepszy mecz w tym sezonie. Zdobył 15 punktów i kilka jego zagrań było naprawdę z najwyższej półki. Po tej fali wznoszącej Lakers jednak trochę opadli i to po tym runie to Thunder wygrali końcówkę kwarty w stosunku 14:5. Po trzech kwartach Lakers prowadzili trzema punktami.

Czwarta kwarta nie zmieniła oblicza meczu i przebiegła pod kontrolą Lakers. Troszeczkę przypomniał o sobie Kevin Durant, który po świetnej pierwszej kwarcie później gdzieś zniknął. Kilka razy wykorzystał to, że był kryty przez niezbyt pewnego Luke’a Waltona (2 pkt). Lakers mogli wygrać ten mecz spokojnie, ale wprowadzono mały dreszczyk emocji. Wszystko za sprawą tego, że Kobe Bryant w ostatniej minucie meczu zmarnował łącznie trzy rzuty wolne (w całym meczu miał 6/11 w tym elemencie). W odpowiedzi jednak z wolnych nie trafiał też Russell Westbrook oraz ten sam zawodnik nie dorzucił za trzy.

Oprócz wspomnianych już Bryanta i Fishera w Lakers bardzo dobrze spisał się Pau Gasol. Hiszpan zdobył 21 punktów i miał 7 zbiórek. Kolejny raz złotym człowiekiem z ławki okazał się Lamar Odom – 16 punktów i 7 zbiórek. Double-double na poziomie 10 punktów i tylu samo zbiórek zanotował Andrew Bynum. Widać jednak jeszcze u niego pozostałości po kontuzji. Złapał kilka naprawdę niepotrzebnych fauli, a w czwartej kwarcie zamiast wsadzić piłkę to zatrzymał się na obręczy. Mimo to, jego osoba bardzo dużo wnosi pod kosz Lakers.

W Thunder szalał Westbrook, ale zawiódł częściowo Kevin Durant. Zdobył 24 punkty, ale 14 z nich miał już po pierwszej kwarcie. Świetny początek meczu w jego wykonaniu na pewno rozbudził nadzieje fanów, ale później Durant zgasł. Jego skuteczność w tym meczu wynosiła 8/24, ale zebrał 8 piłek, co troszeczkę podnosi poziom jego występu. Dobrze spisał się Serge Ibaka notując 10 punktów i 11 zbiórek. Kilka razy naprawdę bardzo uprzykrzał życie podkoszowym Lakers.

Oklahoma zupełnie nie radziła sobie z rzutami dystansowymi. Mieli 2/22 za trzy, co daje zaledwie 9,1 %. Dla porównania Lakers mieli 7/14, czyli równe 50%.