Świetny Martin nie przyniósł zwycięstwa

Portland trail Blazers (19-17)
31 24 19 29 103
Houston Rockets (16-19)
25 22 33 20 100

Ekipy Portland Trail Blazers i Houston Rockets toczyli między sobą zacięty bój. Przewaga żadnej z drużyn nie przekroczyła 13 punktów, prowadzenie zmieniało się 10 razy oraz jedenastokrotnie na tablicy wyników widniał remis. Ostatecznie zwycięsko z tego pojedynku wyszedł zespół gości.

 

losy meczu rozstrzygnęły się praktycznie w ostatniej minucie. Najpierw z półdystansu trafił Rudy Fernandez (12 pkt i 5 as) wyprowadzając Portland na jednopunktowe prowadzenie. Później kolejne dwa punkty dołożył LaMarcus Aldridge i Houston traciło już trzy „oczka” do rywali. Na pięć sekund przed końcem Luis Scola (6 pkt i 12 zb) nie trafił spod samego kosza i od razu został faulowany Aldridge, który wykorzystał swoje dwa rzuty wolne i było 102:97. Błyskawiczną trójką z roku boiska odpowiedział Kyle Lowry (8 pkt i 7 as) zmniejszając straty na trzy sekundy przed końcową syreną. Szybko faulowany Ande Miller (11 pkt) wykorzystał tylko jeden z rzutów wolnych. Tym samym „Rakiety” mogły jeszcze wyrównać. Z obwodu próbował Courtney Lee (2 pkt i 0/5 z gry!). Miał ciężka pozycję i minimalnie chybił. Takim sposobem to Portland okazało się zwycięzcą.

Houston nie pomógł fenomenalny występ Kevina Martina. Dla tego obrońcy obręcz była chyba o wiele większa niż dla pozostałych graczy. Zdobył aż 45 punktów i to oddając tylko 18 rzutów z gry. Jego skuteczność wynosiła 13/18 z gry (6/8 za trzy) oraz 13/15 z wolnych. Świetny występ. Te jego 45 punktów to nowy rekord hali Toyota Center uzyskany przez zawodnika Rockets. Wcześniejszy to 44 punkty należący do Tracy’ego McGrady’ego oraz Luisa Scoli. Jak widać, Martin tworzy historię.

Obok Martina całkiem nieźle zaprezentował się Shane Battier, który uzyskał 13 punktów.

Z pozostałych zawodników żaden nie osiągnął dwucyfrowej zdobyczy punktowej. Zabrakło tego wsparcia. Taki Scola powinien chyba dać coś więcej w ataku. Dziwi mnie też, że ostatnią akcję na remis kończył Courtney Lee, który w tym meczu miał 0/5 z gry i 0/3 za trzy…

W Portland pierwsze skrzypce grał LaMarcus Aldridge. To jego chyba można nazwać ojcem tego zwycięstwa. Uzyskał 27 punktów i 13 zbiórek. Natomiast z ławki bardzo dobrze zaprezentował się Patrick Mills. Drugoroczniak zdobył 14 punktów.

Houston cały czas boryka się z kontuzjami. Nie wspomnę już o Yao Mingu, bo do jego nieobecności już wszyscy się przyzwyczaili. Ze składu ponownie wypadł Aaron Brooks. Brak tego rozgrywającego to duża strata dla „Rakiet”. Średnio dostarcza w tym sezonie 12.1 pkt i 4.8 as, ale boryka się z kontuzjami. Brooks coś nie może zaliczyć tego sezonu do udanych…

Jakiś czas temu wydawało się już, że Houston złapało wiatr w żagle, ale teraz chyba znowu wpadli w jakiś dołek. W ostatnich pięciu spotkaniach ich bilans wynosi 1-4.