Warriors i Lakers na fali

Utah Jazz
16 23 17 22 78
Golden State Warriors
17 23 20 25 85

 

Golden State Warriors nieźle szaleją. Odnieśli kolejne zwycięstwo i mają bilans 4-1. U siebie nie zaznali jeszcze porażki. W meczu z Utah Jazz ważną wiadomością dla kibiców „Wojowników” był powrót do gry po kontuzji Stephena Curry’ego.

Curry swoją grą bardzo pomógł w odniesieniu tego zwycięstwa. Zdobył 20 punktów i miał 6 asyst. Oczywiście dzielnie pomagał mu Monta Ellis, autor 23 punktów i 7 przechwytów.

Zawodnicy Warriors urządzili sobie na tablicach prawdziwy plac zabaw. Wygrali zbiórki 52:46. Najciekawsze jest jednak to, że mieli aż 21 zbiórek w ataku! Głównymi ich wieżami byli oczywiście David Lee (14 pkt i 15 zb) oraz Andris Biedrins (8 pkt i 20 zb). „Wojownicy” również więcej punktowali z pomalowanego – 46:32.

W ekipie Jazz najjaśniejszą postacią był Deron Williams (23 pkt i 6 as). Pod koszem starali się walczyć z całych sił Al Jefferson (16 pkt i 15 zb) oraz Paul Millsap (12 pkt i 11 zb).

Toronto Raptors
20 38 20 25 103
Los Angeles Lakers
33 22 27 26 108

 

Pierwsza kwarta zapowiadała raczej spokojne zwycięstwo Los Angeles Lakers. W drugiej odsłonie Toronto Raptors pokazali jednak pazur i dzielnie stawiali już opór do końca.

Mając jednak takich zawodników jak Pau Gasol czy Kobe Bryant porażka Lakers nie wchodziła w grę. Hiszpan zdobył 30 punktów i miał 7 zbiórek, a „Black Mamba” ustrzelił 23 punkty i rozdał 6 asyst. „Jeziorowcy” mają w tym sezonie bilans 6-0. Co ciekawe, we wszystkich tych dotychczasowych meczach każdy z tej dwójki dostarczał przynajmniej 20 punktów. Ostatni raz w LAL taką serię mieli Jerry West i Wilt Chamberlain w 1970 roku!

Oprócz Gasola i Bryanta do gry Lakers sporo wnieśli niezawodni rezerwowi, Steve Blake i Shannon Brown. Blake zdobył 14 punktów. Wszystkie jego punkty z gry to były rzuty za trzy. Miał w tym elemencie 4/6. Trzy z tych trójek trafił w samej końcówce pierwsze kwarty i to właśnie w dużej mierze dzięki tym rzutom Lakers mogli odskoczyć tak wyraźnie. Z kolei Brown zdobył 12 punktów.

Najsłabszy mecz w tym sezonie zagrał Lamar Odom. Do tej pory wręcz zaskakiwał swoją świetną skutecznością. Przeciwko Toronto trafił jednak tylko 2/10 z gry i zdobył 7 punktów. Miał jednak 9 zbiórek.

Ten mecz był powrotem do gry dla Luke’a Waltona. Ten skrzydłowy spędził na parkiecie lekko ponad 6 minut. Oddał w tym czasie jeden niecelny rzut oraz przechwycił piłkę.

Mam wrażenie, że w ekipie Toronto zabrakło jednego, zdecydowanego lidera. Dobrze zagrali Leandro Barbosa (17 pkt), DeMar DeRozan (15 pkt), Andre Bargnani (14 pkt), wreszcie pokazał się Jose Calderon (14 pkt), ale to wszystko było za mało. Ciekawe jest to, że Raptors zdominowali wręcz Lakers na tablicy. Wygrali zbiórki 49:31. Wszystko za sprawą prawdziwego władcy desek, Reggie’go Evansa (3 pkt i 14 zb) oraz Amira Johnsona (12 pkt i 15 zb)