Arenas – oszust czy dobry kolega?

Gilbert Arenas to bez wątpienia jedna z bardziej barwnych postaci w całej lidze. Rok temu zasłynął trzymaniem broni w szatni. Po tym incydencie obiecywał zmianę. W związku z tym dokonał nawet zmiany numeru na koszulce. Miał to być pewien symbol.

 

Z pierwszym numerem w ostatnim drafcie Washington Wizards wybrali Johna Walla. Pojawiły się pytania czy młody rozgrywający zmieści se przy „Agencie Zero”. Arenas jednak zrozumiał sytuacje i odszedł trochę w cień. Zostawił pierwszoplanową rolę dla nowej gwiazdy, Walla, ale przy tym wspiera go swoim cennym doświadczeniem. To działanie pokazało, że Arenas potrafi mądrze myśleć i ocenić co jest w danej chwili ważniejsze.

Ostatnio jednak światło dzienne ujrzała nowa sprawa z Arenasem. Zawodnik nie zagrał z powodu kontuzji w meczu z Atlantą Hawks. Czy jednak kontuzja była prawdziwym powodem? Okazało się, że nie! Arenas udawał uraz. Po co? Wszystko dla kolegi z zespołu, Nicka Younga. Young ostatnio coraz mniej grał, więc jeśli trener Flip Saunders nie chciał dać mu szansy to postanowił zrobić to Arenas. Udawał uraz tylko po to, żeby Young wskoczył do pierwszej piątki i otrzymał więcej minut. Nick wykorzystał w pełni daną szansę, bo przeciwko Hawks był najlepszym graczem Wizards. Nie ma co, dobry kolega z tego Arenasa. Czy jednak jego zachowanie było w porządku jeśli chodzi np. o trenera? Raczej nie. Gilber oszukał wszystkich, a jak można później ufać oszustowi? Intencje miał bardzo dobre, ale wszystko wyszło średnio…

Gdy sprawa wyszła na jaw Arenas został ukarany grzywną w wysokości 50.000$. Co więcej, w kolejnym meczu z Milwaukee Bucks zaczynał jako rezerwowy. Na parkiecie spędził tylko trzy minuty, gdyż… doznał prawdziwej kontuzji! Jak widać los potrafi być nieprzewidywalny.

Mam wrażenie, że Arenas jest jedną z tych postaci dzięki którym liga NBA nigdy nie będzie nudna.