Migawka z historii: koncertowe granie Smitha i bycza defensywa

1998 rok. Ostatni taniec Jordana, Pippena, Rodmana i Jacksona w Chicago Bulls. Co by tu nie mówić – mój ulubiony team wszechczasów – rozgrywał swoje najtrudniejsze finały, przeciwko Utah Jazz. Rok wcześniej udało się ograć duet Stockton-Malone, choć nie bez problemów. Tym razem było inaczej, trudniej. Problemy zdrowotne w sezonie miał Scottie Pippen i opuścił sporo spotkań, a na dodatek nie załapał się do Meczu Gwiazd. Inaczej i chyba nieco słabiej niż przed rokiem prezentował się the Worm. W efekcie i dość niespodziewanie na pozycję czwórki w starting five awansował Toni Kukoć (po latach się dziwię jak on mógł próbować kryć Mailmana?).

1998 NBA Finals.jpg

O ile Bulls ograli Sieci i Szerszenie bez problemów, o tyle w finale konferencji wschodniej, mocno namęczyli się i wisieli nad przysłowiową przepaścią z Indianą Pacers. Mark Jackson, Reggie Miller i duet Davisów mocno napsuł krwi Bykom. Dopiero defensywa Pippena na Marku Jacksonie zatrzymała walec z Indianapolis..Jazz szli w bardziej imponującym stylu do wielkiego finału. Znów i drugi rok z rzędu zakończyli oni lot Rakiet po orbicie enbiejowskiej, nad wyraz łatwo (4-1) ograli oni przyszłych Mistrzów NBA z San Antonio. Finał konferencji był z kolei sweepem dla nich i to nie byle kogo, bo L.A. Lakers (Shaq vs. Ostertag to był bój!).

My jednak koncentrujemy się na finale 1998 roku. Pierwszy mecz nie był porywającym widowiskiem, a Byki dostawały srogą lekcję jak nie bronić przed pick’n’rollami. Mimo pogoni gości, nie udało się ograć Jazz-menów i zespół Jerry’ego Sloana wygrał po dogrywce (88-85). Game 2 było rewanżem przyjezdnych a do zdobywania punktów mocniej włączył się Scottie Pippen, z kolei Karl Malone miał słaby dzień. Zadbał o to Dennis Rodman. Byki wygrały w Salt Lake City (93-88).

Mecz numer 3 miał być próbą odzyskania przewagi parkietu przez team Sloana. Wiecie co? w ogóle im to się nie udało. Doszło do blow outu, w którym Byki zmiażdżyły swoją defensywą gości. Scottie Pippen aż 3-krotnie łapał na offense’a Mailmana (rok temu szeptał mu do ucha ,że Listonosz nie dostarcza w niedzielę). Ogólnie Pip złapał 5 razy graczy rywala na przewinienie w ataku. 96-54 było największą przewagą w finałach NBA od czasu wprowadzenia limitu czasowego akcji w ataku oraz – 54 oczka – najniższą w historii zdobyczą jakiejkolwiek z ekip w ataku. Jeśli ktoś miałby ochotę na prześledzenie gry tej znakomitej obrony to zapraszam na pełny mecz:

1995NBAFinals.png

Druga migawka na dziś pochodzi z również z finałów ale trzy lata wcześniej, kiedy kosmiczni Magic z Pennym i Shaq’uiem gościli Mistrzów z 1994 roku, Houston Rockets. Hakeem i Clyde byli skazywani przed tym finałem na pożarcie przez głodnych sukcesów graczy Briana Hilla!

Był to mecz, który na długo utkwił w pamięci kibicom z Orlando oraz Nickowi Andersonowi, anty-bohaterowi tej serii z racji nie trafienia 4 z rzędu rzutów wolnych w finałowych sekundach 4kw.

Całe show ukradł pakującemu nad Olajuwonem – O’Nealowi oraz znakomicie penetrującemu w pole trzech sekund oraz kapitalnie podającemu kolegom – Hardaway’owiKenny Smith (obecnie pracuje dla NBC a w przeszłości startował w konkursie wsadów). Kiedy miejscowi prowadzili już 20-oczkami Smith rozpoczął swoją pogoń i trafiał niczym w transie kolejne rzuty zza łuku.

Rozgrywający Rakiet ustanowił rekord NBA, bijąc 6 rzutowe osiągnięcie Michaela Jordana, a swoją 7 celną próbą doprowadził przyjezdnych do dogrywki w Orlando! W dodatkowym czasie gry, ciężar na swoje barki wzięli Hakeem Olajuwon (wygrał spotkanie dobijając niecelne wejście the Glide’a) , Clyde Drexler (pokazał Andersonowi jak trafiać osobiste przy presji) oraz rzucający za trzy Robert Horry (120-118).

Ciekawe, że w żadnym następnym meczu Smith nie trafiał już z taką skutecznością i jak się potocznie mówi wystrzelał się podczas G#1. Anderson z kolei w ogóle się nie podniósł i obok Johna Starksa (też przegrał z Rockets, w 1994) uważany jest za jednego z największych przegranych finałów.

Rekord Smitha wyrównał Scottie Pippen przeciwko Utah Jazz w 1997 roku. Potem jeszcze przebił go Ray Allen…