Za kulisami: Nomada

Zapraszamy za kulisy NBA, gdzie historie opowiadają sami zawodnicy. Dziś Lance Thomas i historia pogoni za marzeniami.

Poniższy tekst jest tłumaczeniem na język polski. Oryginalny tekst został zamieszczony na playerstribune.com

W ostatnich sześciu latach, moja torba była jedyną stałą rzeczą w moim życiu. Zabrałem ją ze sobą dookoła świata. Jest wystarczająco mała by ją dźwigać ze sobą, oraz wystarczająco duża by pomieścić potrzeby.

Szczoteczka do zębów. Pasta do zębów. Mydło. Szampon. Golarka. Dezodorant.

IPod i słuchawki.

I jakiekolwiek ubrania jakie się zmieszczą.

I szczerze to wszystko. Nigdy nie biorę ze sobą więcej, niż uważam iż potrzebuję.

Kiedy w 2010 roku zostałem koszykarskim koczownikiem. Od Tobacco Road, przez południowe Chiny, do Nowego Jorku, z paroma przystankami pomiędzy; pakowałem torbę, wyruszałem i trenowałem przed każdym chętnym dać mi szansę.

Kocham tę grę i moja pasja do niej zabrała mnie do interesujących miejsc, ale wtedy nie postrzegałem tego zbytnio jako przygody. W mojej głowie, byłem niezatrudnionym absolwentem szukającym pracy w jednym z najcięższych rynków.

Czasami, ciężko było słuchać się krytyków, włączając w to moich znajomych, kiedy kwestionowali moją podróż.

Myślisz że jesteś wystarczająco dobry by grać w NBA?

Jestem wystarczająco dobry, wiem to.

Ta cała koszykówka wygląda na niepewną. Nie ma nic wstydliwego w użyciu dyplomu z Duke gdzieś indziej.

Potrzebuję tylko szansy, by pokazać co potrafię.

Dlaczego po prostu nie zagrasz w Europie? Tam przynajmniej zarobisz trochę pieniędzy.

Nie, nie mogę.

Wiedziałem dobrze, iż jak trafiasz do Europy, łatwo jest wypaść poza radar skautów NBA. Moja koszykarska przygoda nie była tylko po to by zdobyć jakikolwiek kontrakt. Ona była dla NBA, tylko dla NBA.

Wiedziałem iż D-League jest moją najlepszą szansą.

Szczęśliwie, miałem jedno: czas. Nie miałem dzieci. Nie miałem kredytów studenckich. Mogłem mieszkać z rodzicami kiedy było to konieczne. Mogłem żyć skromnie. Miałem tylko moją torbę, oraz ogromną ilość czasu. I miałem na tyle szczęścia, by moja rodzina wspierała moją decyzję o kontynuuowaniu pogoni za NBA.

Do ludzi którzy we mnie wątpili: wiem że wielu z was miało na uwadze moje dobro. Chcę wam podziękować. Podziękować za dorzucenie paliwa do mojego ognia.

Każdego roku, draft jest na ustach wszystkich. Wiele słyszysz o wyborach w loterii, a może nawet usłyszysz trochę o zawodnikach mających szansę na bycie wybranym w drugiej rundzie. Ale na każdego wybranego zawodnika, przypada kilku dobrych zawodników z college’u, którzy nie usłyszeli swojego nazwiska podczas nocy draftowej. Niektórym, noc draftowa łamie serce. Czekają w domach, z rodzinami, w niewierze, aż wszystkie 60 wyborów minie. Dla innych – zwykle zawodników z mniej znaczących szkół, którzy są dobrzy, ale brakuje szumu wokół ich osoby; cóż, oni wiedzą dobrze przed draftem iż czeka ich podróż za ocean.

Pominięcie mnie w drafcie nie było wielką niespodzianką. Użądliło, ale nie zniszczyło. Od zawsze wiedziałem iż moja droga do NBA będzie długa i kręta. Następnego dnia wstałem zmotywowany jak nigdy.

img20096610

Nie miałem umówionych treningów z zespołami. Nie miałem żadnych znajomości z agentami. Właśnie wygrałem mistrzostwo NCAA z Duke, ale nigdy nie byłem znaczącym prospektem. Jedno co zawsze miałem, to świadomość na temat tego, co robię dobrze na parkiecie. Jestem specjalistą od obrony. Wylewam pot. Staram się robić małe rzeczy. Jestem cholernie dumny z tych umiejętności.

Zacząłem trenować. Wkrótce dostałem telefon od Austin Toros z D-League.

lance_thomas_toros

Podszedłem do ligi inaczej niż większość zawodników. W mojej opinii, prawie każdy ma ten sam plan na grę: rzucać dużo, punktować dużo, po czym mieć nadzieję na kontrakt w z zespołem w NBA. Myślą, iż rzucenie 40 punktów jest ich przepustką.

Pamiętacie Linsanity? Oczywiście iż pamiętacie. Jeremy Lin trafia do Knicks z D-League i z marszu dominuje. Notuje niesamowite cyfry przez cały okres kilkunastu spotkań.

Nazwano to Linsanity nie bez powodu: to był bardzo rzadki przypadek.

Rzecz w tym, iż zespoły NBA nie szukają dwunastego zawodnika, którego cechą charakterystyczną jest oddawanie dużej ilości rzutów.

Znalazłem w tym pocieszenie. Moim planem była gra pod moje zalety.

Wierzyłem iż są cztery rzeczy, szczególnie mogące mi pomóc osiągnąć NBA.

1. Być głośnym. Mniej zawodników jest głośnych, niż możecie przypuszczać Chciałem być liderem, zarówno dając przykład, oraz przez moje słowa. To brzmi przyjemnie i w ogóle, ale tak naprawdę znaczy to by być trochę denerwującym: mówić przy każdej zagrywce w obronie, być aktywnym w rwetesie, zadawać pytania jeśli nie rozumiesz zagrywki.

2. Opanuj imponderabilię. Jak mawiają, wysiłek których wkładasz w grę, jest jedną z nielicznych rzeczy które możesz kontrolować. Jeśli nikt nie ma piłki, czułem iż to ja muszę być tym który ją zdobędzie; bez wymówek dla unikania rzucania się na parkiet. I jeśli kolega z zespółu upadał na ziemię, starałem się być pierwszym który go podniesie. Coack K (Mike Krzyzewski przyp. red.) pomógł mi to zaszczepić w Duke. Zawsze chciałem by koledzy z zespółu wiedzieli, że ja tutaj walczę dla nich. To była moja duma. I dalej jest.

3. Broń najlepszego zawodnika rywali. Niewielu zawodników chce to robić, ponieważ jest to wstydiwe kiedy ktoś rzuca na tobie 30 punktów. W D-League strach przed tym jest zwiększony. Nikt nie chce by skaut NBA zobaczył ich dręczonych i upokorzonych. Ale mnie nie obchodziło iż jestem skrzydłowym, ale znalazłem cel w bronieniu obrońców, skrzydłowych i centrów; jeden za pięciu, cóż. I tak, często przegrywałem. Bronienie pierwszej strzelby rywali noc za nocą dawało szkołę. Ale wiedziałem, iż jeśli mam zostać zauważony, muszę uczęszczać cięższą drogą.

4. Pracuj nad swoimi słabościami. Za całą moją mową na temat wagi defensywy, wiedziałem iż moją słabością jest ofensywa. Musiałem poprawić tę część mojej gry.

D-League jest harówką. Treningi. Mecze. Zgrupowanie. Indywidualne treningi. Godzina za godziną w sali. Dużo długich podróży autobusem. Tak się to toczy. Miałem wiele okresów z Toros, więc to wszystko wciąż jest dla mnie nowe.

Nie zarabiasz wiele pieniędzy. Widzisz kolegów z zespołu i rywali odnoszących sukcesy w NBA.

W moich słabszych momentach, zastanawiałem się nad moimi lękami.

Zarobisz więcej pieniędzy w Europie. Użyj swojego dyplomu. Porzuć to.

Ale ja kontynuoowałem harówkę. Zaczęłem wyrabiać sobie markę; w D-League, co prawda. Znalazłem się w All-Star team. Świetna zabawa. Uznanie pomogło. Z lockoutem w NBA trwającym w trakcie Pan Am Games w 2011 roku, kadra była złożona z najlepszych w D-League. Dostałem powołanie. Granie w Meksyku było niesamowitym doświadczeniem. Zakończyliśmy turniej z brązowym medalem.

Pamiętam mecz z Portoryko, późniejszym złotym medalistą. Mieli tego gościa, Renaldo Balkmana, który grał w New York Knicks. Mógł wyciągnąć co najlepsze z zagrywki. Powiedziałem trenerowi: „chcę bronić Renaldo”.

Zagrałem świetne zawody przeciwko niemu. Z sezonem NBA na wstrzymaniu, na tym turnieju skupiło się wiele oczu. I myślę iż paru skautów zwróciło uwagę.

Kiedy lockout dobiegł końca, dostałem zaproszenie na obóz treningowy Hornets. Bylem wtedy w szczytowej formie, znacznie lepszej niż goście którzy nie grali na poważnie w trakcie lockoutu.

Tamtego roku, załapałem się do zespołu, w 2011. Eric Gordon był wtedy głośnym nazwiskiem dla Hornets. Wchodziłem z ławki za Jasona Smitha, czasem także za Carla Landry’go i Al-Farouqa Aminu.

20130320_kkt_au3_291.0

W trzecim spotkaniu, przegraliśmy u siebie z Suns, dzień przed Nowym Rokiem; po nudnym spotkaniu. Nie postrzegałem siebie jeszcze jako pełnoprawnego członka New Orleans Hornets. Zawodnicy z D-League często zostają powołani przez zespoły NBA, tylko po to by zostać potem zrzuconym z powrotem. Wiedziałem to.

Moje skupienie było skierowane na korzystanie z każdego dnia.

Kiedy na zegarze wybiło 0.0, podążałem za zespołem w kierunku szatni.

Ledwo wyszedłem z tunelu, kiedy ktoś złapał mnie za ramię.

„Hej, GM chce z tobą pomówić.” To było szybkie. Bez uprzejmości. Bez pie#####nia.

Zostałem zwolniony.

GM powiedział normalnie jak to przebiegło: „biznes, nic osobistego”.

Dla mnie, był to kubeł zimnej wody. Bez względu na to czy zrobiłem coś źle, albo dałem za mało.

Polepsz swoją grę Lance.

Więc przez następny miesiąc, pracowałem nad sobą w Austin. Hornets przytrafiła się plaga kontuzji i dostałem kolejną szansę wczesnym Lutym.

Byłem zdeterminowany, by tym razem pozostać na dłużej, choć oni oferowali mi tylko kolejny dziesięciodniowy kontrakt. Tak to z reguły działa kiedy jesteś powoływany z D-League.

Dziesięciodniowe kontrakty. Słyszysz o nich często. Ale by je przeżyć? To dziwne.

Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy czym tych 10 dni jest. To dziesięć dni. Nie spotkań. Dni.

Dziesięć następujących dni.

Zespoły NBA zwykle grają trzy spotkania w przeciągu dziesięciu dni. I zawsze jest szansa iż nie zagrasz we wszystkich.

To potrafi być niesamowicie denerwujące. Na szczęście, nie mogą Cię trzymać w takiej otchłani przez cały sezon. I na końcu drugiego dziesięciodniowego kontraktu, zespół musi zadecydować: czy Cię zostawić do końca sezonu, czy zwolnić.

Kluczem do zamienienia dziesięciu dni na resztę sezonu, jest nieoglądanie się za siebie. Ufaj swojej pracy i nie próbuj przewidywać przyszłości, gdy już dostaniesz okazję.

Tyle powiedziane; zawsze są jednak rzeczy które mogą Ci pomóc w trakcie tych dziesięciu dni.

Przede wszystkim, znaj ofensywę.

Pozwolę sobie powtórzyć.

Znaj ofensywę.

To jedna z tych rzeczy, które się wybijają w perspektywie trenerów, nawet jeśli nie masz piłki w ręce (a kiedy jesteś na dziesięciodniówce, za wiele sobie piłki nie podotykasz). Tak długo, jak prowadzisz ofensywę prawidłowo i kiedy jesteś we właściwym miejscu, kiedy masz w nim być; zaczynasz budować zaufanie u trenera. Tylko to samo może dać Tobie 5 minut gry, zamiast dwóch. A stamtąd, cóż, nigdy nie wiesz.

Ostatnią rzeczą której chcesz, jest bycie w niewłaściwym miejscu w trakcie zagrywki. Trenerzy nie dają wiele drugich szans zawodnikom na dziesięciodniówce.

Po drugie, biegaj wszędzie. Bądź szaleńcem. Bądź bezwzględny. Stój przy swoim kryciu, albo w swojej strefie, tak, jakby zależało od tego twoje życie.

Trzecią rzeczą jest: nigdy nie poczuj się zbyt komfortowo. Tak naprawdę jeszcze nie jesteś w zespole.

Możesz się się poczuć „mam to”, choć nie masz. Widzisz tych kolesi podjeżdzających na treningi w tych luksusowych autach? Lamborghini, Ferrari, Maybach, cóż. Ja byłem tym po którego przyjeżdżał van. Jest naprawdę łatwo by poczuć się komfortowo w tych 10 dni, zawiązać przyjaźnie, zacząć czuć się jak prawdziwy członek zespołu. Zaczynają nawiązywać znajomości z całym zespołem. Niektórzy nawet traktują ich jak prawdziwych członków zespołu. Ale sęk w tym, to nie koledzy z zespołu podejmują decyzje kadrowe, wiesz?

Po moim drugim dziesięciodniowym kontrakcie, Hornets zatrudnili mnie na resztę sezonu 2011-12. Ale. nie sprowadzili mnie z powrotem w offseason.

Tym razem, moja podróż zabrała mnie dalej niż Austin, Texas. Postanowiłem wyruszyć do Chin. Tam, w miejscu nazwanym Foshan, grałem dla Foshan Dralions.

Właśnie tam, wpadłem w dołek. Byłem sfrustrowany momentem w jakim znalazła się moja kariera. Dąsałem się przez około dzień. Ale postanowiłem iż nie będę grał z mentalnością, jakoby ich liga była gorsza, bądź coś w tym stylu. Nie zdominuję tej ligi, tak jakby mi coś byli winni.

Nie.

Poszedłem tam w stylu: „będę walczył, bo nie wiem kto może oglądać”. Nie wiem czy Nowy Orlean śledzi moje poczynania, bądź inny zespół myśli o zatrudnieniu kogoś jak ja. Pokażę komukolwiek kto będzie oglądał, jak odpowiadam na niepowodzenia.

Powiem wam, Chiny były kulturowym szokiem. Byłem tam tylko półtora miesiąca, ale wciąż. Wszystko było inne. Wszystko.

Mój zespół nie załapał się do playoffów i w lutym wróciłem do USA.

Tamtego lata, dołączyłem do Bulls w ramach ligi letniej w Vegas i zagrałem wystarczająco dobrze, by Thunder zaprosili mnie na obóz treningowy.

Bycie w wygrywającej organizacji jak Oklahoma oznaczało iż moja dbałość o szczegóły musi być większa. Kevin i Russell, oni prowadzą ciasny statek. Uczyniłem co w mojej mocy, by załapać się do niego tak bezproblemowo, jak tylko się da.

thomas

Myślę iż wpasowałem się naprawdę dobrze, ponieważ weterani docenili moje bezinteresowne podejście. Grałem przeciwko Kevinowi przez prawie całą karierę, od czasów licealnych. Byliśmy zaznajomieni ze swoją grą, a
dzięki czemu wiedział o moim wysiłku w grę, oraz co mogę wnieść do szatni.

Jest takie błędne założenie, iż nikt nie powita nowego, ponieważ jest on tutaj by zająć czyjeś miejsce. To tak nie jest. Starsi i mądrzejsi, lepsi, oni zawsze Cię chcą koło siebie; tak długo aż to wnosisz. To jest bardzo proste, naprawdę.

Tak to było, kiedy zostałem wymieniony przez Thunder do Knicks w 2015. Wpasowałem się, ponieważ ciężko pracuję.

Byłem zaskoczony kiedy poznałem Melo. Pośród wielu fanów ma opinię „świetny zawodnik, ale samolubny”. Ale ci ludzie go nie znają. Nie widzą świetnego lidera jakim jest. Melo chce tylko by inni u jego boku walczyli z nim, ramię w ramię, przez cały mecz, wygrywając czy przegrywając. Knicks mieli serię słabych sezonów i kontuzji. To było frustrujące dla niego. On zawsze chce dawać więcej. Nie wiem jak ludzie przekręcają to w coś złego.

Tego roku, kiedy sprawy potoczyły się gorzej, Melo nigdy nie tankował. Nigdy się nie poddał. I wiesz co? Zawsze znajdował wyjście by być pozytywnym, niezależnie czy był zdrowy, czy nie, a to jest godne podziwu. Podsycił w nas ogień do walki, nawet kiedy matematycznie byliśmy poza playoffami.

012915knicks

Tak jak możesz powiedzieć, podróżowałem wiele w trakcie ostatnich lat, ale Nowy Jork został moim domem.

Wciąż jestem koszykarskim koczownikiem w sercu. Nawet dzisiaj, czekam na telefon, mówiący gdzie zagram w przyszłym sezonie. Może w Knicks, może gdzieś indziej. Gdziekolwiek to będzie, wciąż mam tę torbę w mojej szafie.
Będę gotowy.

Lance Thomas