Migawka z historii: Listonosz nie doręcza w niedziele

Michael Jordan i Reggie Miller znów powracają!

1) Rok 1997, pierwszy mecz finałów NBA pomiędzy Chicago Bulls i Utah Jazz. Co ciekawe spotkały się dwie najlepsze ekipy NBA, Bulls notowali bilans ogólnie najlepszy 69-13, a ich rywale z Salt Lake City, najlepszy na Zachodzie i drugi w NBA, 64-18. Wielki Mistrz, Michael Jordan bronił swojego tytułu, zdobytego przed rokiem w starciu ze Seattle Supersonics. Spotkanie rozgrywane w United Center wcale nie należało do tych ciekawych czy ładnych. Raczej stało spod znaku defensywy a  obie drużyny badały swoje możliwości..

Nikomu tak naprawdę nie udało się narzucić swojego stylu gry rywalowi, ale ostatnie minuty mogły należeć do zespołu Jerry’ego Sloana.Na minutę przed końcem rzutem zza łuku popisał się borykający się, od finałów konferencji z Miami Heat, z kontuzją stopy Scottie Pippen (27pkt). Po jego akcji Bulls prowadzili 81-79, ale szybką i równie udaną próbę za trzy oddał John Stockton. Słynny Król Asyst – jak już pisałem kilka dni temu – załatwił swoim kolegom, celną trójką w Houston, pierwszy w historii klubu, występ w finałach NBA. Tym razem również nie pękał. 82-81 dla Jazz-menów i na 35 sekund przed końcem kwarty, tylko jednego osobistego z dwóch, trafia Michael Jordan. Mamy remis po 82. Jazz długo prowadzą grę i na nieszczęście dla Byków na 9 sekund przed końcem sędziowie odgwizdują faul Dennisa Rodmana na Karlu Malonie. Listonosz zanim oddał swój pierwszy rzut wolny usłyszał małą prowokację ze strony Pippena „Remember Karl, the Mailman doesn’t deliver on Sundays!” Malone znów wykonał słynną modlitwę przed rzutami i niestety dla gości, dwukrotnie spudłował. Następnie po czasie Phila Jacksona akcja została rozegrana pod Michaela Jordana, który został sam na sam z Bryonem Russellem. Zobaczcie jak to się skończyło:

Dodam, że oglądałem to spotkanie za pośrednictwem polskiej telewizji i pamiętam wykrzyczane słowa przez naszą komentatorską parę Łabędź – Szaranowicz: „to jest cały Michael Jordan!!”;-) Kto wie jak by potoczyła się dalej ta finałowa rywalizacja, gdyby Mailman dostarczył oba rzuty wolne? Po latach wiemy, że nie znalazł on drogi by zdobyć Mistrzostwo ligi, a finale gościł 3razy.

2) Polska telewizja też prezentowała nam kolejne wydarzenie z pierwszego czerwca, ale 1994 roku. Nie było ono wprawdzie na żywo pokazywane, ale nawet z odtworzenia wyczyn Reggiego Millera, budzi wielki szacunek i podziw po latach.

Rok 1994, ECF i spotkanie wielkich rywali z kolejnych granych ze sobą play offs: New York Knicks i Indiana Pacers. W ’93 górą byli Knicks, wygrywając w pierwszej rundzie 3-1. Początek czwartej kwarty, piątego meczu, nie zwiastował powrotu do gry gości. Nowojorski team prowadzony przez Pata Riley’a miał się świetnie i głównie dzięki swojej sile fizycznej oraz mocnej defensywie ogrywał przyjezdnych aż 12 punktami. Wydawało się, że było już po przysłowiowych ptakach..

Wówczas to do akcji wkroczył, mocno zachęcany przez Spike’a Lee, Killer-Miller. Reggie grał jak w transie trafiając na przestrzeni finałowej odsłony aż 5 trójek, samemu rozprawiając się z gospodarzami spotkania. Lider drużyny Larry’ego Browna ustanowił osobisty rekord punktów w jednej kwarcie – 25! John Starks był bezradny..

Pacers prowadzili po tym spotkaniu 3-2 i niestety przegrali mecz numer 6 w starej swojej hali Market Square Arena (91:98) i wrócili do Madison Square Garden, by niestety znów przegrać (90:94)..Tego roku wielki wyczyn Millera poszedł na marne, ale parę lat później Reggie sobie odbił te niepowodzenia, dostając upragnione NBA Finals. Jednak zarówno i on jak i Patrick Ewing, zostali kolejnymi graczami bez wymarzonego pierścienia.