Wielka Księga Koszykówki – recenzja

W dzisiejszym wydaniu Czytelniczej Niedzieli (tak, właśnie w tej chwili wymyśliłem ten termin) mam dla Was recenzję tzw. Biblii Koszykówki. I to określenie nie jest dalekie od prawdy. Zatem zapraszam do przeczytania – a potem wszyscy do sklepów i kupować to cudo, bo nie tylko warto, ale po prostu trzeba to przeczytać!

Tak, to o tym mowa.

Polska premiera Wielkiej Księgi Koszykówki: 14.11.18 r.
Recenzja Kubali: 03.03.19 r.

Ponad 3 miesiące? Co Ty sobie myślisz? Tak wolno czytasz? Trzeba było dać opinię zaraz po premierze, w końcu jesteście Patronem Medialnym tej pozycji… Już, spokojnie. Nie lubię się tłumaczyć (bo tylko winni się tłumaczą, wiadomo), ale chcę coś wyjaśnić:

Ta książka nie jest typową sportową pozycją. Jest zdecydowanie inna. Nie czyta się jej tak po prostu. Nią się DELEKTUJE.

Wielokrotnie podczas czytania zdarzyło mi się odpalać Youtube’a i samemu oglądać wspominane w tekście akcje/momenty/wydarzenia (skoro „akcją” określa się wydarzenie meczowe na parkiecie, to ciężko nazwać w ten sposób np. Malice in the Palace – nie tylko dlatego, że sporo działo się na trybunach ;) ).

Często również otwierałem przeglądarkę internetową (nie powiem jaką, żebyście mnie nie oskarżyli o lokowanie produktu) i wyszukiwałem np. wybory w danym Drafcie, statystyki, wypowiedzi et cetera. Dlatego tę pozycję czyta się dużo dłużej niż powieść czy nawet biografię.

Przyznaję, może trochę zbyt przeciągnąłem czas „czytania”. W natłoku zajęć wolałem jednak nie siadać na chwilę do tej pozycji, tylko móc się nią na spokojnie cieszyć.

Tyle tytułem wstępu. Mam nadzieję, że nie zasnęliście.

Źródło: materiały wydawnictwa SQN

Recenzja właściwa

Myślałem, czy by nie podzielić tego tekstu na jakieś mądrze wyglądające bloki. Wiecie, żeby to miało ręce i nogi. Ale jakoś nie potrafię tego zrobić. Wolę pisać o całości, bo według mnie rozbijanie „Księgi…” na język, układ i tekst mija się z celem. Tam wszystko jest jakby razem, spaja się w całość, więc nie będę każdego aspektu opisywał oddzielnie.

W książce Bill Simmons porusza baaaaaaaardzo wiele aspektów. Od razu zaznaczę, że tak naprawdę jest to „Wielka Księga NBA”, chociaż są też fragmenty odnośnie np. College’ów. Osią jest jednak NBA.

W książce znajdziemy:

  • historię Ligi NBA aż do 1984 roku, kiedy narodziła się de facto współczesna koszykówka
  • szczegółowe (ostateczne) porównanie Russell vs Wilt
  • zestaw najciekawszych scenariuszy „Co by było gdyby…?” z historii NBA
  • analizę zasadności nagród MVP w kolejnych latach (oraz, w przypadku nielogicznych wyborów, przyznanie statuetki właściwej osobie)
  • wybór najlepszej drużyny z historii
  • wybór graczy do najlepszej drużyny wszechczasów (scenariusz: Kosmici przylatują na Ziemię i gramy z nimi mecz o nasze istnienie – kto powinien zagrać?)
  • Piramidę najlepszych graczy w historii
  • Sekret

Właśnie, Sekret. Sekret, na którym opiera się koszykówka. Na jej podstawie zbudowana jest Piramida a.k.a. Panteon a.k.a. najlepszy pomysł na Hall of Fame na świecie. Nie, nie zdradzę go. Musicie sami przeczytać.

Bill Simmons, autor opisywanego dzieła

Wszystko to jest poparte wnikliwą analizą, dużą ilością redaktorskiego humoru, ogromem włożonej pracy oraz rewelacyjnymi przypisami (generalnie Bill jest mistrzem przypisów).

Całość, jak to jest ładnie napisane z tyłu okładki, otwiera i zamyka na zawsze niemal każdą koszykarską dyskusję. Nie da się tego lepiej określić. Tak, może jest czasem kontrowersyjnie. Ale za każdym razem, gdy czytałem coś, z czym się początkowo nie zgadzałem, po chwili zastanowienia nachodziło mnie stwierdzenie: „Hm… W sumie to Bill ma rację.” – i jest to jeden z wielu ogromnych plusów tej książki.

Co trzeba zaznaczyć – drugie wydanie (i najpewniej ostatnie – chyba, że Simmonsowi zabraknie pieniędzy [to jego własne słowa, nie czepiajcie się!]) wyszło w USA w 2010 roku. Poszło do druku krótko po The Decision. Zatem czytając, miałem takie malutkie ukłucie żalu, że nie jest to w 100% aktualne (niektóre miejsca w Piramidzie byłyby inne, może byłaby jeszcze jakaś analiza zmian w przepisach po roku 2010 et cetera). To po części wehikuł czasu: cofamy się do 2010, kiedy LeBron nie ma żadnego Mistrzostwa, Curry zagrał dopiero pierwszy sezon, a Kobe jest najlepszym graczem Ligi (i właśnie wygrał 5-ty Pierścień). Jest to bardzo ciekawe i pouczające – ale jest ten mały smutek, że tłumaczenie dostajemy po tylu latach.

A tak wygląda „oryginalna” okładka.

Tu od razu warto zaznaczyć, że Tłumacz (Jakub Michalski) wykonał świetną robotę. Udało mu się oddać charakter i styl wypowiedzi Simmonsa, a przy tym uaktualnił sporo danych (stan na lato 2018) lub zweryfikował niektóre fragmenty, kiedy Bill się pomylił. Pełna profeska, gratulacje.

Tak naprawdę mógłbym długo pisać o tej książce. Zdecydowanie jest to kompendium wiedzy o koszykówce. Dużo wnikliwych i szczegółowych analiz (do tego jak najbardziej obiektywnych – Bill sam zaznacza, że jest fanem Celtics, ale nie czuć, by to wypaczało zestawienia). Tak naprawdę przeczytanie „Księgi…” bardzo zmienia pogląd na NBA. Serio. Zupełnie inaczej zacząłem patrzeć zarówno na przeszłość, jak i na teraźniejszość. Nie byłem początkowo zwolennikiem określenia „Biblia Koszykówki”, ale nie da się tego tak nie nazwać. Lektura OBOWIĄZKOWA dla każdego fana basketu. Nie ma tak, że WARTO. TRZEBA! MUSICIE TO PRZECZYTAĆ!

Poniżej mój uzupełniony ranking (subiektywny) książek o NBA:
1. Wielka Księga Koszykówki (Bill Simmons)
2. Dream Team (Jack McCallum)
3. Iverson. Życie to nie gra (Kent Babb)
4. Larry vs Magic. Kiedy rządziliśmy NBA (Jackie MacMullan)
5. Phil Jackson. 11 pierścieni (Phil Jackson)
6. John Stockton. Autobiografia (John Stockton)
7. Michael Jordan. Życie (Roland Lazemby) -> wiem, że nisko; pewnie niedługo zabiorę się za przeczytanie drugi raz i może wtedy podskoczy; za pierwszym razem nie zachwyciło mnie
8. Stephen Curry. Potrójne oblicze (Marcus Thompson II)
9. Los Angeles Lakers. Złota historia NBA (Marcin Harasimowicz)
10. LeBron James. Król jest tylko jeden? (Marcin Harasimowicz)

Oczekują na przeczytanie (pewniaki):
Kobe Bryant. Showman (już mam, czeka na swoją kolej)
Jordan Rules (kupuję od razu przy następnym zamawianiu książek na Labotiga)
Grać i wygrać. Michael Jordan i świat NBA (też raczej kupię przy następnej okazji)
Rozważam:
Shaq bez cenzury (może nabędę)
Powinienem być już martwy/Zły do szpiku kości (rozważam, ale do Rodmana mnie nie ciągnie)
Nadchodzi Byk/Chicago Bulls. Gdyby ściany mogły mówić (mam wrażenie, że dużo pokrywa się z biografią MJ-a)
Moje życie (książkę Magica ciężko dostać i na razie mnie nie pociąga)

Jeżeli ktoś chce się zaopatrzyć w jakąkolwiek książkę sportową, to szczerze polecam (jako ja, Kubala) księgarnię Labotiga (https://www.labotiga.pl/). Mają tam niemal wszystko, do tego w najlepszych cenach oraz często urządzają promocje np 3 książki w cenie 2. Sam tam kupuję (serio nikt mi za ten wpis nie zapłacił) i jestem zdecydowanie na tak.

Wracając do Wielkiej Księgi Koszykówki – czytaliście? Jakie macie odczucia? Dajcie znać w komentarzach. I do następnego! Oraz, oczywiście, miłej Czytelniczej Niedzieli!

Lubisz naszą pracę? Wspieraj nas na Patronite.pl!

Komentarze do wpisu: “Wielka Księga Koszykówki – recenzja

  1. Jestem w trakcie czytania. Zażyczyłam sobie pod choinkę. Jest tak jak piszesz czytanie trwa bardzo długo bo ciągle odpalam Internet żeby coś zobaczyć, przypisy są świetne czasem śmieję się na głos. Polecam :)

  2. Fragmenty fajne (dla mnie zwłaszcza te o ABA i starszej historii), ale całość mnie zmęczyła. Nie wiem, czy dokończę. Cytując klasyka, autorowi zabrakło czasu żeby napisać książkę krótszą.

  3. Bardzo nie polecam: „Chicago Bulls. Gdyby ściany mogły mówić”! Książka jest beznadziejna, autor uważa, że jest zabawny (nie jest), jego historyjki, anegdoty są drętwe, nic ciekawego, tudzież nowego nie można się z tej pozycji dowiedzieć. Tak jak Kubala wspomniałeś, pokrywa się ta książka w dużej mierze z biografią Jordana (akurat czytałem tylko „Grać i wygrać. Michael Jordan i świat NBA” – całkiem dobra) i nie jest żadnym odkrywczym dziełem. Bardzo rozczarowująca.

    Co do „Wielkiej księgi koszykówki”, to można ją polecić każdemu fanowi basketu, ale uważam, że dla początkujących, dopiero zaczynających przygodę z NBA, może być trochę nieprzystępna. Żeby pokazać bardziej obrazowo: gdyby stworzono szkołę, w której można by się było uczyć o NBA, to „Księga” nie byłaby pierwszym elementarzem, ale raczej podręcznikiem w wyższych klasach. Sądzę jednak, że jak ktoś trafił na tę stronę i to nie przypadkowo, to powinien książkę Billa Simmonsa przeczytać, bo znacznie poszerza ona horyzonty dotyczące najlepszej ligi koszykarskiej świata.

    1. Zgadzam się odnośnie historii Bulls. Dojechałem do 6 rozdziału i pass. Dramat

    2. Dzięki, czyli dobrze myślałem, żeby nie kupować. ;)

  4. Ja „przerobiłem” w kilka dni raz, a potem smakowałem pojedyncze fragmenty.
    Książka świetna mimo że czasami mocno subiektywna.
    Największa szkoda, że pokazała się u nas dopiero teraz, po kilku latach od wydania.
    Chętnie przeczytałbym „aktualizację”.
    Ale to akurat będzie można napisać zawsze, bo historia dzieje się cały czas.

    1. Z ważnych aktualizacji, to LeBron jest w Piramidzie na miejscu drugim. ;)

  5. Mam trochę mieszane odczucia. Autor odwalił ciężką pracę. Trochę się nią męczyłem na początku. Styl pisania nie bardzo mi odpowiadał, a zwłaszcza te irytujące przypisy. 90 % z nich bym wywalił, bo według mnie są głupawe i jak dla mnie mało śmieszne. I tak jak zauważyłeś dosyć stare wydanie. Natomiast po przeczytaniu inaczej spojrzałem na zawodników z poprzednich epok i ich dokonania, a także jakimi ludźmi byli. Zwłaszcza Wilt. Te kosmiczne statystki odnośnie zbiórek. Teraz jak jakiś zawodnik ma 15 zb/ na mecz to jest wyczyn. Moja ocena 4+/5. Z pozycji, które przytoczyłeś przeczytałem jeszcze „Michael Jordan. Życie” (b. dobra chociaż jak dla mnie za dużo jest tam spraw dotyczących rodziny), oraz „John Stockton. Autobiografia”, która jest niestety, ale nudna. Nudniejsze jest tylko chyba „Nad Niemnem”, ale jej nigdy do końca nie przeczytałem. Po prostu nie dałem rady. Opisy przyrody mnie wykańczały ;-).

  6. …1984 roku, kiedy narodziła się de facto współczesna koszykówka – czy to nie jest kolejne targetowanie ligii pod „wiadomego zawodnika”. Defacto wiele legend jest pomijanych a większość reguł była wykrystalizowana (np.3-jki), wiadomo, że przepisy cały czas się zmieniają, głównie co do obrony… jednak czy to nie lekka przesada pisząc, że obecne nba jest od 84?? pytanie czy to podsumowanie autora czy @Kubala?

    1. To akurat zdanie Simmonsa (z książki).

      Odnośnie wyboru konkretnej daty: zależy to w sumie od przyjętych kryteriów. W 1984 NBA weszła de facto w stan „globalnej rozrywki”. A jednak Jordan miał kolosalny wpływ na wygląd i wizerunek Ligi (i jej popularyzację). Z drugiej strony: jest to data po części symboliczna, bo wiadomo, że narodziny współczesnej NBA to proces.

      W następnych latach również były wprowadzane ważne przepisy, dzięki którym spokojnie można by określić, że dzisiejsza NBA zaczęła się w latach 2003-2005 (obrona strefowa oraz chyba najważniejsza zmiana, czyli hand-checking). Aczkolwiek Simmons pisał to w 2010, kiedy nie mieliśmy jeszcze takiej kanonady trójek czy wymuszania fauli rzutowych z niczego (patrz: ostatnie lata). Więc być może za 4-5 lat, gdy spojrzymy na chłodno, to określimy rok 2003 jako „granicę” (dorzucimy jeszcze do powyższych zmian wejście LeBrona do Ligi i ostateczny koniec gry Jordana).

  7. Jestem w trakcie czytania mniej więcej połowa książki – mało czasu… Książka dla prawdziwych fanów, nie dla gimbazy bo za trudne i pewnie za stare dzieje. Miejscami śmieszne a czasem nuda. Skończyłem część pod nazwą co by było gdyby no i główna puenta to zespół Portland pod kątem wyborów w drafcie – Jordan i Oden tu polecieli totalnie… To nawet nie jest śmieszne dla fanów tego zespołu….
    Isaiah Tomas – menadżer NYK to petarda – ile klubom pomógł chłopaczyna, ale Secret to faktycznie miał chłopak rację w tej kwestii.
    Boston w tym roku to przykład na to jak nie uda się ten secret w obecnym sezonie.
    Kto jest winny sytuacji to temat na dobry artykuł panowie, bo chłopaki mieli odpalić a ewidentnie coś nie tak z chemią w zespole. Pozdro

    1. z Odenem nasuwa mi się porównania do obecnego Joela Embiida, to był hazard, a może wykluje się taki zawodnik..
      patrząc w draft 84 to oprócz MJ tam Blazers puściło kilka późniejszych legend ligi, i tu patrząc pod kontem Ziona i draftów, czasem jedynka się nie sprawdza a nawet 1-3, czy dziwna presja wyboru Balla i Fultza nad Tatumem, Mitchellem czy Makaronem…a wracając do 84, to Stockton poszedł jako 16sty ; )

      z Bostonem, widzę, że szło im lepiej jako mniej doświadczony kolektyw, drużyna, gdzie każdy z 8 zawodników było liderami w swojej działce i z trenerem razem… wrócili KI, Hayward kilka transferów i osłabienie obrony… podobne drużyny, bardzo wyrównane, zespołowe, bez gwiazdy lub utracona lub gwiazda bez gigantycznego ego grają swoje – Indiana, Brooklyn, Denver, Clippers, KIngs (dobry wynik np. w porównianiu do LAL).

    2. Moja teza dotycząca słabości Celtics jest taka:
      a) czołowe drużyny Wschodu są znacznie lepsze niż w zeszłym roku – Raptors, Bucks, 76ers, Pacers, a w zeszłym roku byli w zasadzie tylko Cavs i Raptors. Mniej wartościowych przeciwników i na tym tle Celtics wyglądali porządnie, ale na Zachodzie byliby znacznie słabsi.
      b) Hayward gra generalnie 50% sprzed kontuzji, a to on miał być filarem (kontrakt jest jaki jest – Gordon zostanie w Celtics na lata). W związku z jego dyspozycją i tym, że jest nie do ruszenia, Celtics muszą handlować młodymi i psuje się chemia.
      c) Irving zabiera grę młodym, którzy w zeszłym roku udowodnili, że potrafią – Tatum mógłby być zdecydowanie bardziej wykorzystywany, już nie mówiąc o Rozierze. To też nie pomaga w chemii. Odbija się to wszystko na Brownie, który nie jest już starterem i gra dużo słabiej niż w zeszłym sezonie.
      d) problemy zdrowotne Baynesa i mniej minut dla Browna przez Haywarda sprawiają, że defensywa jest zauważalnie gorsza niż w zeszłym sezonie

  8. Ksiazka super. Czytam reedycje w oryginale i zaluje ze nie dostalem tlumaczenia bo czasem ciezko. Zwlaszcza nawiazan popkulturowych czesto nie lapie. Ogolnie super sprawa i najlepsza ksiazka o baskecie ever choc momentami moze nudzic na pewno. Zwlaszcza sekcje o prehistorii. Na szczescie sa krotkie i nie ma ich zbyt wiele. Ale i tak najlepsze co simmons napisal kiedykolwiek to felieton dla espn attrocious gm summit. Czekam na druga czesc z bohaterami z dzisiejszej nba:) Z innych pozycji nie polecam Zycia o MJu bo to dno. Koszmarnie zmarnowany potencjal. Czyta sie jako tako tylko ze wzgledu na glownego bohatera, ale styl toporny i bezbarwny. Przymierzam sie do jordan rules. Nie wiecie czy jest polskie wydanie?

Comments are closed.