To tylko mecz z Bulls, ale… Jak dobrzy są Warriors?

Temat może nieco nawiązywać do mojego ostatniego, nieco humorystycznego wpisu. Tam przesadzałem i reagowałem tak, jakby jeden wynik miał uwarunkować cały sezon. W tym poście postaram się spojrzeć obiektywnie – i ocenić, na podstawie pierwszych 8 spotkań, jak rzeczywiście dobrzy są Warriors.

 

Dla przypomnienia: Mistrzowie grają bez DeMarcusa Cousinsa, który regeneruje się po kontuzji (inna sprawa, że Boogie zdążył już zostać wyrzucony z meczu do szatni za kłótnie z sędzią – ale nie o tym). Teoretycznie Dubs bardzo osłabili swój zestaw „zadaniowców” (nie piszę „ławkę”, bo niektórzy z tych graczy regularnie zaczynali spotkania) – odeszli: David WestPatrick McCawZaza PachuliaNick Young oraz JaVale McGee. Wielu myślało, że teraz, chociaż ich pierwszy skład może miażdżyć przeciwników, to rezerwowi będą mieli problemy z utrzymywaniem wysokiego prowadzenia.

Kevon Looney ma solidny początek sezonu.

Niektóre w tym sezonie mecze Warriors kończyły się małymi różnicami (wygrana 1 punktem z Jazz, przegrana 2 oczkami z Denver, zwycięstwo sześcioma w starciu z Nets, z OKC bez Westbrooka – „tylko” ośmioma na plus). Jednak nie były to spotkania, w których Dubs grali falami, i to „ławka” roztrwaniała wielkie przewagi. W przypadku Nets – mieli 19 oczek przewagi na koniec 3 kwarty, zaś ekipa z Brooklynu doszła ich nawet na dwa punkty. Cały czas grały wtedy ich gwiazdy – na początku kwarty, gdy przewaga szybko topniała, na boisku byli i Kevin Durant, i Klay Thompson, i Draymond Green. Zatem to po prostu słabszy moment ich wielkich, a nie słaba postawa zadaniowców.

Jerebko (po lewej) wygrał dla Dubs mecz w Utah.

Ci drugoplanowi zawodnicy sprawują się na razie niewiarygodnie wręcz dobrze. Tak, po Jonasie Jerebko można było oczekiwać solidnych występów: 6.9 punktu na mecz, skuteczność z gry 51.4%, za trzy 50%, dobitka na miarę wygranej w Utah… Tak naprawdę, z racji słabszej formy/kłopotów ze zdrowiej Andre Iguodali, to on gra często w Death Lineupie. Czasem tę rolę spełniają Kevon Looney albo Damian Jones. Ta dwójka to chyba największe zaskoczenie początku sezonu w Oakland. Statystyki nie są może zachwycające: odpowiednio 6.4 i 6.0 PPG. Ale skuteczność! Pierwszy ma 65.6% z gry. Drugi – 77.8%. Wow. To robi wrażenie – nawet mimo tego, że operują głównie pod koszem i zdobywają dużo punktów z wsadów i layupów. Ale jednak powyżej 60% – to już coś. Ponadto bardzo dobrze radzą sobie w obronie (Jones notuje 1.4 bloku na mecz). A grają po niecałe 17 minut na spotkanie.

Czwartą ważną postacią rezerwy stał się Alfonzo McKinnie – człowiek znikąd. Rok temu zagrał w 14 spotkaniach dla Raptors i zanotował łącznie 21 punktów i 7 zbiórek. W tym sezonie – grał we wszystkich 8 spotkaniach i już zdobył 48 oczek oraz zebrał 30 piłek. Średnie na poziomie 6 oczek i 3.8 zbiórki na spotkanie nie są może nie wiadomo czym – ale gra jedynie po 12 minut w meczu, a mając takich wspaniałych strzelców wokół siebie, ciężko dużo punktować. Kiedy jednak dostaje okazję, to trafia. Skuteczność: 52.8% z gry, 57.1% za trzy.

Alfonzo McKinnie – dziś w nocy rzucił 19 punktów (4/6 za 3) i zebrał 10 piłek.

Wspomniałem o strzelcach. Właśnie… Dzisiaj wszyscy żyją rekordem Klaya Thompsona. Trudno się dziwić – to był mecz, który przejdzie do historii.

Raz – 14 trójek Klaya w meczu (52 punkty, 27 minut, 18/29 z gry, 14/24 za trzy, tylko 5 razy kozłował przez cały mecz)

Dwa – 92 punkty Warriors w pierwszej połowie, 149 w całym spotkaniu

Trzy – 17 trójek w pierwszej połowie, rekord Ligi (do rekordu w całym meczu – 25 – zabrakło jednego trafienia zza łuku)

Cztery – skuteczność z gry: 55.2%, za trzy: 53.3%

37 punktów w kwarcie, 60 oczek w 27 minut, teraz – 14 trójek w meczu

Nie wszystko to oczywiście rekordy. Ale zachwycające statystyki – jak najbardziej. Inna sprawa, że Mistrzowie grali przeciwko Bulls, którzy są w trakcie przebudowy. Ale nie da się nie docenić tego, co Warriors zrobili. W jakim stylu. Całą czwartą kwartę ich gwiazdy przesiedziały. Przypomnijmy – to wszystko nadal bez DeMarcusa Cousinsa na boisku.

 

Zaś patrząc na te 8 spotkań:

  • Stephen Curry gra jak MVP: pierwszy strzelec Ligi (32.5 punktu na mecz), 54.3% skuteczności z gry, 51.6% za trzy (co jest godne podziwu, patrząc, z jakiej odległości oddaje niektóre rzuty). Efektywna skuteczność: 69.1%. Wśród 25 liderów punktowych Ligi wyniki powyżej 60% mają: Nikola Mirotić (60,4%), Nikola Jokic (62.2%) oraz Khris Middleton (64.8%). 5.5 asysty i 5.4 zbiórki na mecz. 92.3 skuteczności z wolnych. Trafił już 48 trójek, co daje równo 6 na spotkanie. Czyżby szedł po trzecią statuetkę?
Tegoroczny MVP?
  • Kevin Durant: 28.3 PPG, 7.5 RPG, 6.1 APG, 55.6% skuteczności z gry, 93.6% z linii. Tak naprawdę, gdyby chciał, również spokojnie mógłby walczyć o nagrodę MVP. Wszechstronnie utalentowany, jeden z najlepszych graczy ofensywnych w historii (z racji mnogości opcji, jakie ma), do tego bardzo dobrze funkcjonuje w defensywie.
  • Draymond Green: w tym sezonie punktuje niesamowicie mało (7.4 PPG) – ale za to aż 8.1 asysty i 6.1 zbiórki na mecz. Oraz, oczywiście, to on nadal dyryguje obroną. I ma 2.3 przechwytu na mecz.
  • Klay Thompson: do dzisiejszej nocy to był rozczarowujący sezon. Ale teraz, jak spojrzeć na liczby, to zaczyna wyglądać nieźle: 19.8 punktu na spotkanie. Z linii 93.8%. Skuteczności z gry może jeszcze nie są na miejscu (44.3% ogólnie, 31.7% zza łuku) – ale pokazał, że nie zatracił swoich zdolności strzeleckich. Zatem najpewniej teraz będzie już tylko lepiej.
  • Dubs są liderami NBA w: punktach na mecz (124.3), asystach na mecz (29.6), skuteczności z gry (52.3%) oraz są najrzadziej blokowani (2.9 razu na spotkanie). Co nikogo nie dziwi, mają najwyższy Offensive Rating (120), najwyższe Assist Ratio (20.5), najwyższą Efektywną Skuteczność (59.6%) i True Shooting (63%), ponadto są drudzy w Net Ratingu, i w PIE. To oczywiście tylko liczby – ale nie da się nie zauważyć, jak dominujący są po atakowanej stronie parkietu.
KD (jak co roku) gra świetnie

I tak naprawdę dzisiaj, po raz pierwszy od początku sezonu, zastanowiłem się, czy w żartobliwych słowach o „anulowaniu sezonu i przyznaniu Mistrzostwa Dubs” nie było aby trochę racji.

Tak, oczywiście, że bym tego nie chciał. I to jest w sporcie najpiękniejsze, że bywa nieprzewidywalny. I jasne, że to się nie stanie.

 

Ale o ile na starcie rozgrywek Warriors zdarzyło się grać przeciętnie, to jednak teraz wydają się poza zasięgiem kogokolwiek. Jasne, mają momenty słabości. W meczach z trudnymi rywalami nie dominowali aż tak bardzo (Jazz, Nuggets). Ale patrząc, co robią i jak to robią, odnosi się czasem wrażenie, że są z innej planety. A przecież grają:

  • bez Cousinsa (wiem, że się powtarzam, ale przypominam, że to gracz na poziomie Meczu Gwiazd i All-NBA)
  • ze słabo prezentującymi się Livingstonem i Iguodalą
  • z nowymi zawodnikami, którzy dopiero wkomponowują się w zespół
Nawet bez dobrej gry tej dwójki Dubs świetnie sobie radzą.

Im dalej w las, tym dla Warriors powinno być lepiej. Nie mówię, że ten zespół jest nie do pokonania. Każda drużyna na świecie może przegrać kilka spotkań. Ale czy wyobrażacie sobie, żeby ktoś był w stanie pobić Dubs cztery razy w ciągu jednej serii? A to o to głównie się rozchodzi – o Playoffs. Ja tego nie widzę. Jedyną „szansą” na pokonanie Warriors wydają się kontuzje. Bo nawet słabsza forma Klaya, Iggy’ego i Shauna nie zatrzymała ich przed wygraniem 6 z 7 spotkań. A teraz jeszcze Thompson złapał rytm strzelecki. Ciężko zatem mieć nadzieję dla reszty Ligi. Oczywiście Dubs nie będą już za wszelką cenę walczyli o rekordy, bo mają nauczkę po roku 2016. Może więc ich przewaga po sezonie regularnym nie będzie „aż tak” duża. Ale wydaje się, że rzeczywiście przejdą ten sezon w cuglach. Że Mistrzostwo jest w zasadzie oczywistością.

Za rok powtórka? Tyle, że z okazji Three-peatu?

Ich system gry idealnie wpasowuje się w dzisiejszą NBA – a nikt nie wymyślili jeszcze sposobu na zatrzymanie świetnie podających zespoły, które mają rewelacyjnych strzelców. Faulować? Ich trójka czołowych snajperów rzuca powyżej 90% z wolnych. Puszczać za 2 i próbować „oddawać” trójki? Tyle, że Warriors nie tylko atakują, ale i potrafią bardzo dobrze bronić. A ponadto – nie da się z nimi walczyć na wymianę ciosów. Nawet Rockets nie mają takiej siły ognia.

 

A wy, jak uważacie? Jasne, że „anulowanie sezonu” się nie stanie i to przesada. Ale czy też sądzicie, że jest coś na rzeczy? Że Liga staje się trochę zbyt przewidywalna, że poszła w złą stronę? Dajcie znać. Ja osobiście (jak wiecie) bardzo lubię Warriors – a zwłaszcza Curry’ego. Ale też nie podoba mi się, w jaką stronę zmierza najlepsza koszykarska liga świata.

 

Lubisz naszą pracę? Wspieraj nas na Patronite.pl!

Komentarze do wpisu: “To tylko mecz z Bulls, ale… Jak dobrzy są Warriors?

  1. Są tak dobrzy że radzili by sobie doskonale bez KD i DMC, i tak byliby 99% faworytami do mistrzostwa. Jakoś początkiem sezonu zapytali O’Neala w studiu „co może ich zatrzymać” odpowiedział żartem, „tajfun, huragan, trzęsienie ziemi”

    ostatnio pisałem, Thompson Curry wynieśli rzucanie 3jek na inny poziom są dwoma najlepiej rzucającymi (seryjnie!) 3jki w historii, tego się nie przeskoczy, ponadto Klay jest doskonałym zawodnikiem ogólnie, i moim skromnym zdaniem jeżeli tylko trzyma równy poziom to jest najważniejszym zawodnikiem całego sukcesu Warriors

    Curry na pewno jest przesympatycznym clownem który dobrze rzuca i lubi dużo tańczyć i podskakiwać z kolegami, czyli zapewnia odpowiednie medialne show, które w obecnych czasach jest bardzo ważne

    (tak, oczywiście że piszę to jako „hejter”)

    1. Niemożliwe, „największy psychofan ” GSW wypowiada się o nich pozytywnie. Musiałem 2 razy przeczytać, żeby uwierzyć. ;-)
      Co do Klaya pełna zgoda. Jak dla mnie to jest najlepiej składający się do rzutu za 3 zawodnik, lepszy niż Ray Allen.

    2. nie miałem w zamiarze wydźwięku pozytywnego, po prostu staram się przedstawiać fakty obiektywnie, oczywiście bez przesady ;-)

      nie jestem „psychofanem” raczej „antyfanem”, ale zawodników indywidualnie inaczej jednak oceniam

    3. Do tej listy dodałbym też Reggiego Millera i Drazena Petrovića. Zresztą sam Miller stwierdził, że Chorwat był najlepszym shooterem, jakiekolwiek widział w akcji.

    4. obejrzyj Chrisa Mullina czy Marka Price’a. Na nich się wychowałem.
      Dodatkowo Bad Boys z Detroit też walili za trzy Dumars, z ławki Aguirre, czasami Thomas i uwaga, nietypowo center Laimbeer.
      Shooterzy i strzelcy dystansowi zawsze byli. Mi z kolei zapadł w pamięci z Detlef Schrempf. Dziś spokojnie byłby strech-four. Do tego świetnie bronił

  2. Od 89 roku ogladam NBA i pasjonuje się ta ligą, jak mało czym. Ale to, co jest dziś, to jest tylko nędzna imitacja najwspanialszej ligi świata. Jeszcze 20 lat temu taki Thompson rzuciłby w porywach 10pkt na mecz, chyba ze jego trener, już po 5 minutach przebywania Klaya na parkiecie niewytrzymalby tego jak jest objeżdżany w obronie! Dziś liczy się tylko szybka ręka do rzutu za 3, albo sprawność jak u Capelli, niepoparta jakimikolwiek koszykarskimi umiejętnościami. Dziś w tej lidze już nikt nie broni, nikt nie bije się o pilke w parterze, nikt nie przebija się na zasłonach…tęsknie za tym prawdziwym IT, tym z Detroi, a nie tej imitacji, co dziś nigdzie już nie gra. Tęsknie za Benem Wallecem, za Garym Paytonem, za Shaqiem, a nawet za dawnym Wadem. Dziś z tego typu zawodników to już tylko Leonard, LBJ, DeRozen zostali.

    1. Kiedyś to zawodnicy nie potrafili rzucać za 3 a teraz potrafia
      i to coraz więcej graczy umie to robić na dobrym procencie.

    2. Orlando Magic 1994 czy 1995.
      Houston Rockets w złotej erze. Knicks z czasów Riley’a. Phoenix Suns czy Seattle Supersonics. Dalej Pacers
      Nazwiska?
      Dennis Scott Nick Anderson
      Smith Maxwell Cassell Ellie Horry
      Harper Starks Davis Blackman
      Ainge Majerle
      Eddie Johnson Dale Ellis
      Reggie Miller, Jalen Rose, Chris Mullin.
      W końcu mistrzowscy Bulls: Paxson Armstrong Kerr Tucker czy dalej Pippen i Kukoc. Nawet Harper.
      Spurs? Ellie Elliott Kerr czy znów Horry.
      Lakers z Ricem, Harperem, znów Horrym.
      Trójki były zawsze ważnym elementem mistrzowskich zespołów.

  3. Zgadza się, 3 zawsze byly ważne. Ale dziś w zasadzie stanowią 30-40% akcji. Na tym traci sama gra, która stała się bardzo „soft”, nad czym najbardziej ubolewam.
    Co się tyczy Houston z mistrzowskich lat, to oni mieli fajny ten outside, ale jaki mieli nieziemski inside 😉

Comments are closed.