Wyniki i statystyki, play offs dzień #40 – Warriors znów w finale, Rockets znów zgaśli

Podobnie jak w konferencji wschodniej tak i w konferencji zachodniej. Pewniak do finału Golden State Warriors podniósł się od stanu 2-3 i przez dwa ostatnie mecze zdominował rywala, zwłaszcza podczas drugiej połowy decydujących spotkań. Nie było sensacji i nie było niespodzianki choć wielu z nas na taką liczyła.  Choć play offs po jednej i drugiej stronie NBA przyniosły nam wiele smaczków w poprzednich rundach. 

Analogicznie do finału Wschodu tak i w ostatnim mecz zachodniej rywalizacji mieliśmy niechlubnych bohaterów; Trevor Ariza niczym Terry Rozier spudłował wszystkie swoje trzypunktowe próby (9), James Harden (2-13) i Eric Gordon (2-12) byli niczym Jaylen Brown na dystansie…

Wydaje się że waga i stawka meczu wywołała paraliż w ofensywie Rockets. Zespół Mike’a D’Antoniego z uporem maniaka realizował swoją taktykę ostrzału dystansowego podczas gdy to rywale mieli swój dzień za trzy. Rockets popełnili rekord przestrzelonych trójek pudłując 37 w jednym spotkaniu. Harden został graczem – bijąc o 11 poprzednika tej klasyfikacji – który spudłował 59 trójek w jednej serii.

Z drugiej strony Kevin Durant ustanowił łączny rekord zdobytych punktów podczas finału Zachodu i z 34 oczkami oraz 5 trojkami na koncie przebił o punkt (213) rekordy Shaqa (2002) i Hakeema (1995). Warriors jako zespół posiadają też duet – Splash Brothers – który podczas 31 meczów Play offs zanotował po 3 celne trójki. 18 razy więcej niż następny duet graczy jednej drużyny. W tym decydującym o NBA finals meczu Steph trafił 7 z 15 trójek notując 27 pkt. Klay dołożył trzy trafienia i 19 oczek.

Rakietom ewidentnie poza skutecznością brakowało Chrisa Paula, który mógłby odmienić losy drugiej połowy meczu, bardziej kontrolując tempo gry oraz selekcję rzutów kolegów. Połowy w której panujący Mistrzowie znów pokazali klasę, zwyciężając 58-38.

Warriors przerwali pasmo 21 spotkań z 10.celnymi trójkami Rakiet. Rockets trafili tylko 7 rzutów w Toyota Center a rywale 16 z 39 (41%). Warriors czwarty raz z rzędu awansowali do finału ligi, mając szansę na trzeci tytuł. Po raz czwarty z rzędu zagrają z Cleveland Cavaliers czyli jak dla nas nic nowego.

Finały ruszają od czwartku. Zaczynamy od dwóch meczów w Oakland.

BOXSCORE

Lubisz naszą pracę? Wspieraj nas na Patronite.pl!

Komentarze do wpisu: “Wyniki i statystyki, play offs dzień #40 – Warriors znów w finale, Rockets znów zgaśli

  1. aż żal było patrzec na Capele, który w pojedynkę walczył o ofensywne zbiórki po tych cegłach za 3 :/ Oczywiście pod koszem był tylko on, bo reszta nie była w stanie zając pozycji zanim został odpalony kolejny kartofel :/ Rzuty Gordona to już trącały amatorką, w pewnym momencie miał problem z trafieniem w obręcz, to było kurwa żałośne.

    A D’antoni, na konferencji roześmiany jebany, zadowolony z siebie, w końcu to nie on rzucał nie? Co za głąby, Morey powienien wypierdolić go na zbity pysk i odpowiednio skomentować w mediach powody usunięcia tego durnia. Zamaist grać spokojnie i utrzymywac prowadzenie, to kutasy złamane rzucali, na zasadzie kto pierwszy trafi. Na YT sa wszystkie próby niecelne, toż to kurwa były takie cegły, że ja pierdole.

    1. sorry, złość mnie jeszcze trzyma, nie mogę się pogodzić z tym co oni zrobili i jeszcze ta uśmiechnięta gębą D’antoniego na konferencji. jest prawie 15, a ja wciąż chodzę nabuzowany złymi emocjami. Co oni zrobili…podejrzewam, że teraz siedzą w domu i myślą o tym jak wielkimi są kretynami.

    2. YAO z każdej porażki można i warto się nauczyć. dobra analiza dla graczy, liderów, trenera, sztabu trenerskiego, zarządu
      i wyciągnąć wnioski i nowe działania (np. role players, zmiana trenera/asystenta, rotacja minutami zawodników, strategia i jej testowanie w ciągu sezonu nawet kosztem bilansu, treningi na skuteczność…) licząc wielkie transfery to od razu tytuł zdobyli Boston (Pierce-Garnett-Ray), ale 1 raz i dodany KD (ale jeden zawodnik i nie zminili systemu pod niego…była modyfikacja)…Bulls z MJ chwilę zajęło, Miami z LBJ, LBJ z Cavs, Lakers z Shaqiem, Pistons 04

  2. skoro atak (za 3) obcykany, to może taki Mark Jackson nauczyłby obrony i spokojniejszego ataku, ewentualnie Messina i wprowadził system (czy nawet system Spoelstry – dwa wybronione róbcie kontrę po swojemu czy jak to szło)…
    lub zarząd uzna finał i 7 gier za sukces, więc jedynie tradey i kolejna próba

  3. komentarze YAO the best. Nie dziwię się, była szansa zrobić coś co się wydawało niemożliwe, a oni przegrali to po frajersku, trochę na własne życzenie. Nigdy nie byłem zwolennikiem teorii że D’Antoni to słaby trener, no bo w końcu zatrudnia go jedna z najlepszych drużyn, płacą mu miliony dolarów, dochodzi do finałów konferencji NBA. Kim my zwykli kibice którzy co najwyżej w szkole sobie porzucają piłką do kosza jesteśmy by oceniać kogoś takiego jak trener frużyny NBA. Ale faktycznie można było od takiego kogoś jak D’Antoni spodziewać się czegoś więcej, podyrygowaniem graczami, ustaleniem że wchodzimy na kosz, rzucamy z półdystansu, wmuszamy faule itd. No ale mleko się rozlało, nic się już nie zmieni. A mogło być tak pięknie… No ale pokonać Currego, Thompsona, Duranta przecież to niemożliwe

  4. szkoda bo dla NBA finały Houston-Boston byłyby dużo lepsze sportowo, spowodowały by wiele zmian personalnych. A tak znowu mamy podobny finał. Patrząc na to co reprezentowali sobą Cavs do tej pory to raczej urzędujący mistrzowie będą zasiadać na tronie dalej.

    Oczywiście będę patrzył na boxy, ale trochę straciłem zainteresowanie. Czekam na wieści przeddraftowe.

  5. Kolejni po Celtics, którzy się zadławili. Pozdrawiam dużą grupę naiwnych.

  6. Coś mi się wydaje, że to był szczyt tego składu Rockets. San antonio, z Leonardem czy zawodnikami, którzy za niego przyjdą, wrócą najpewniej do walki o najwyższe cele. Byc może na wyższy poziom wskoczą też Pelicans. W każdym razie najlepszy bilans w lidze już nie wykręcą.

  7. Widziałem ten filmik na YT z kompilacją 23 pudeł z rzędu i jeden koment mnie rozwalił:
    Boston: Nie da się gorzej rzucać niż my wczoraj…
    Houston: Potrzymaj mi piwo

    1. Czasem tak jest, że nic nie siedzi. Ariza był naprawdę blisko, dwa razy piłka wyszła z kosza. Przywołany wcześniej Starks, gdyby chociaż raz, lub dwa trafił zmieniłby bieg historii. Tak samo tu, gdyby w trakcie tej serii Ariza trafił dwa, Gordon dwa i brodacz ze dwa, pogoń GSW była by dużo trudniejsza i nie wiadomo jakby się to skończyło.

Comments are closed.