Golden State Warriors – w połowie drogi do obrony tytułu

Tak, wiem, że Rockets grają świetnie. Że mają rewelacyjny backcourt. Że Capela ma sezon życia. Że rzucają więcej trójek niż Dubs. Że ławka ekipy z Oakland gra średnio. Że Harden gra na poziomie MVP i najpewniej zgarnie statuetkę. To wszystko prawda. Zgadzam się z tym.

Warriors in 5.

 

Może delikatnie przesadzam. Aczkolwiek nadal jestem zdania, że w Playoffs nie ma drużyny, która byłaby w stanie wygrać z Warriors 4 spotkania w ciągu jednej serii. A tyle jest potrzebne, aby odprawić Mistrzów z kwitkiem. Rockets grają na miarę Finału Konferencji i, gdyby nie było podziału na Playoffs Wschodu i Zachodu, na miarę Finału NBA – to prawda. Ale w mojej ocenie nadal są krok za Dubs. I uważam, że Warriors obronią w tym roku tytuł. Ale po kolei.

Skład Golden State:

PGStephen Curry to nadal jeden z 10 najlepszych zawodników w całej Lidze. Jego umiejętności w ataku są rewelacyjne. Zarówno rzut (i jego zasięg), jak i panowanie nad piłką, przegląd pola, szybkość, wejścia po kosz… Jak to określa wielu ekspertów, Steph spokojnie zasługuje na miano „Offensive Superstar”. Ma najwyższy Offensive Rating w całej NBA (licząc graczy, którzy grają po 20 minut w meczu; licząc wszystkich, najlepszy jest Naz Mitrou-Long, który zagrał w tym sezonie… pół minuty). Problematyczna z kolei jest obrona. Curry nie broni co prawda źle – ale w death lineupie ma wokół siebie samych dobrych/świetnych obrońców. Dlatego to zwykle pick-n-rolle z jego udziałem są grane w końcówkach przez czołowe zespoły (tak zrobili Cavs w Game 7 w 2016; tak w meczu w tym sezonie zrobili Rockets). To sprawia wrażenie, że Curry jest słabym obrońcą, co nie do końca jest prawdą. Jest przeciętnym. Jeżeli jednak jest „w gazie”, to obrona schodzi na dalszy plan, gdyż wówczas jego skuteczność i siła w ataku przewyższa nawet Hardena czy Westbrooka. Nie dzieje się tak jednak zawsze. Steph gra momentami nieco nierówno, chociaż całościowo jest świetny. Jego zmiennikiem jest Shaun Livingston, który najlepsze lata ma już za sobą. Co prawda dalej potrafi zdominować wielu rozgrywających, pewnie punktując po grze tyłem do kosza – ale trafia gorzej, niż w poprzednich sezonach, przez co nie daje aż tylu punktów. I to głównie powód do obaw dla Dubs – jego trafienia potrafiły być bardzo ważne dla losów wielu spotkań.

SG – Drugi z duetu „Splash Brothers”, Klay Thompson, to jeden z największych skarbów tego zespołu. Dlaczego? Otóż jak mało kto potrafi połączyć dominację w ataku z elitarną obroną. Obecnie spokojnie jest wśród pięciu najlepszych „two-way players” w całej NBA (pod tym względem równać się z nim mogą chyba tylko zdrowy Kawhi Leonard, LeBron James oraz Paul George). Klay nadal świetnie rzuca (za 3, za 2, za 1), do tego również wchodzi pod kosz, zaś po drugiej stronie parkietu najczęściej kryje najlepszego gracza oponentów (Hardena, Westbrooka, Lillarda, Irvinga, DeRozana…) – a niemal zawsze najlepszego obwodowego przeciwników. Wielu graczy jest „zmęczonych” uganianiem się za gwiazdami innych ekip, przez co nie są wystarczająco skuteczni w ataku. Thompson jednak świetnie łączy oba te zadania – dlatego jest tak wartościowy dla Dubs. Jego zmiennikami są: Nick Young, który przede wszystkim gra w ataku, a gdy wpadnie w rytm, to potrafi seryjnie trafiać zza łuku, oraz Patrick McCaw, który z kolei jest dużo lepszym obrońcą, ale gorzej radzi sobie w ataku (chociaż trójki też potrafi rzucić).

SF – tutaj tkwi chyba największa siła Warriors. Nie chodzi tylko o Kevina Duranta, który nie dość, że w ataku dominuje większość obrońców, to jeszcze pod własnym koszem świetnie blokuje (4-ty w Lidze pod tym względem) i ogólnie bardzo dobrze wywiązuje się z zadań defensywnych. To on w meczach przeciwko Cavs kryje od początku spotkania LeBrona Jamesa. Potrafi zarówno świetnie grać na nogach, dzięki czemu może bronić przeciwko obwodowym, jak i jest skoczny i atletyczny, przez co nie ma problemów z podkoszowymi. A przecież to w ataku jest prawdziwą bestią! Podobnie jak Steph jest w pierwszej dziesiątce najlepszych zawodników całej NBA. A przecież na tej pozycji Warriors mają jeszcze Andre Iguodalę, elitarnego obrońcę, który ponadto świetnie panuje nad piłką i bardzo dobrze podaje oraz ma przegląd pola, dzięki czemu nierzadko rozgrywa, oraz potrafi zdobywać punkty tak spod kosza, jak i z dystansu. A jest również Omri Casspi, kolejny świetny strzelec z dystansu. Do tego Durant może grać na czwórce (jak robi w death lineupie), zatem spokojnie może grać równocześnie dwóch spośród nich. A i Iggy mógłby być „dwójką” w wyższym składzie.

PF – startuje tu Draymond Green, który od wielu lat jest zaliczany do najlepszych obrońców całej NBA (a obecnie broni nagrody DPOY). Ponadto jest jednym z najlepszych podających wśród silnych skrzydłowych (a zdaniem właśnie on jest najlepszy). Potrafi też rzucać za 3 oraz grać pod koszem. Daje też niesamowitą energię Warriors. O ile Curry nadaje ton w ataku, to Draymond jest generałem w obronie. Potrafi świetnie bronić KAŻDEJ pozycji, od 1 do 5, a ponadto bardzo dobrze pomaga oraz nigdy się nie poddaje. Jasne, często szybko się „podpala” oraz momentami gra na pograniczu brutalności – ale nie można nie docenić jego wartości i umiejętności. W dużej mierze to dzięki niemu było możliwe granie death lineupem, który w ostatnich latach jest tak skuteczny. On gra w nim na centrze i po obu stronach parkietu potrafi zaznaczyć swoją obecność. Jego nominalnym zmiennikiem jest David West, który, mimo wieku, dalej jest pewnym punktem w ataku oraz po części w obronie. A na dokładkę są również Jordan Bell (rookie) oraz Kevon Looney. Pierwszy grywa też na centrze, a drugi jako SF, natomiast najbardziej pasują do pozycji silnego skrzydłowego. Potrafią dać energii z ławki i kilka punktów spod kosza (słabo rzucają za 3, co jest w Dubs rzadkością). Mimo tego, że nie grają dużo, to z powodu kontuzji innych potrafili już w tym sezonie odegrać ważną rolę. Nie powiem, że są kluczowi, ale przydatni – jak najbardziej.

C – Zaza Pachulia JaVale McGee. Początkowo ten pierwszy był podstawowym środkowym (zarówno w tym, jak i w poprzednim sezonie). Nie jest „obrońcą obręczy”, bo brakuje mu skoczności, ale dobrze broni na nogach oraz jest niezłym podającym. Z kolei legenda Shaqtin’ A Fool udowadnia z każdym kolejnym miesiącem, że jest naprawdę wartościowym zawodnikiem dla tego zespołu. Potrafi bronić pod koszem (gorzej oczywiście na obwodzie) oraz pewnie punktować w ataku. Ma świetną skoczność, zatem może zarówno blokować, jak i kończyć alley-oppy. To właśnie JaVale w ostatnich spotkaniach zaczyna – zaś Dubs jak na razie nie przegrali, gdy on był starterem. W kluczowych momentach Warriors grają co prawda bez klasycznego centra (robi za niego Green) – ale w ciągu całego spotkania tak Zaza, jak i McGee są bardzo przydatni. I dosyć dobrze się uzupełniają.

 

Największym problemem jest chyba ławka, na której mało jest graczy, którzy pewnie dają punkty (poza Westem, który rzuca najlepsze w karierze 61% – Livingstonowi delikatnie pogorszyła się skuteczność, z kolei Iggy’emu spadła w znacznym stopniu; Casspi i Young potrafią wystrzelić, ale miewają też słabsze występy; Pachulia nigdy nie był od punktowania i to się raczej nie zmieni). Personalnie mają rewelacyjnych rezerwowych – po prostu nie dają tyle oczek, ile w teorii mogliby. Ale z drugiej strony – rok temu również nie byli wysoko, jeśli chodzi o punkty z ławki (23 miejsce wtedy, teraz 21). Więc chyba nie ma powodu do obaw. Ale jakiś minus musiałem wskazać. Z kolei nie da się ukryć, że ich podstawowa piątka to niesamowita potęga. Tak samo jak zestaw, którym kończą spotkania. Dubs mają problemy w koncentracją, w wyniku czego popełniają dużo strat (15.9, drugi najgorszy wynik w Lidze). W ataku są niesamowici – najwięcej punktów na mecz, najwięcej asyst, najwyższy Offensive Rating, najwyższa skuteczność z gry, za 3, z wolnych… Poprawili się również w obronie – mają szósty Defensive Rating, do tego przewodzą NBA w blokach. Problemem jest jednak to, że nie zawsze potrafią wygrywać spotkania w teorii już rozstrzygnięte – i zdarza im się roztrwaniać duże przewagi. Często właśnie za sprawą średniej gry rezerwowych. Ogólnie Dubs grają falami – raz dobrze, raz źle.

Jednak mam wrażenie, że na Playoffs będą maksymalnie skoncentrowani. A wówczas, kiedy gwiazdy mają jeszcze większy wpływ na wynik meczu, Dubs powinni być nie do zatrzymania. Oczywiście to tylko teoria – bo w 2016 byli murowanym faworytem, a przegrali Finały, prowadząc 3-1. Jednak gdybym miał dzisiaj postawić na kogoś pieniądze, to zdecydowanie byliby to Warriors. To dla mnie faworyt nr 1 do Mistrzostwa. Houston powinno rzucić im wyzwanie – ale po prostu nie wyobrażam sobie, żeby Rakiety (ani jakikolwiek inny zespół) były w stanie wygrać z nimi pełną serię w Playoffs. Spodziewam się zacnych Finałów Konferencji (chociaż będzie walka, to stawiam 4-1 dla Warriors) oraz nieco gorszych pod tym względem Finałów NBA (może nawet ze sweepem), w których obstawiam Boston, chociaż Raptors i Cavs z niezawodnym LeBronem również będą walczyli. Czy tak będzie – pożyjemy, zobaczymy. To tylko moje prywatne zdanie.

Podobnego jest również chociażby Charles Barkley z NBA on TNT. Potwierdza to trochę dzisiejszy mecz – Warriors, mimo straty Curry’ego oraz braku Iguodali, McCaw, Westa i Bella, pokonali Spurs. Racja, Ostrogi grały bez Leonarda i Gasola. Ale mimo wszystko – Dubs są jedyną drużyną, która jest w stanie wygrywać kolejne spotkania nawet wtedy, gdy ich trio gwiazd nie gra świetnie. Z kolei Rockets bez świetnej gry Hardena niemal nie wygrywają. A tutaj fatalny dzień musieliby mieć zarówno Klay, Curry jak i Durant – a i to nie oznacza, że Warriors automatycznie przegrają. Dlatego właśnie uważam, że mimo wszystko dalej są o krok od reszty Ligi.

Aczkolwiek, oczywiście, jest coś, co może ich zatrzymać: kontuzje. Curry czwarty raz w tym sezonie (a drugi w samym marcu) nabawił się urazu prawej kostki. Warto przypomnieć, że Steph przez całą karierę zmagał się z problemami z tą częścią ciała. W ostatnich latach udało się odroczyć ten koszmar – ale w tych rozgrywkach (w lekkim stopniu) on wraca. Oczywiście nie jest powiedziane, że Curry znów zacznie tracić seryjnie spotkania. Ale mimo wszystko jego kolejny uraz nie jest dobrą wiadomością dla Warriors (de facto jak każda inna wiadomość o kontuzji). Kwestie tego typu to jednak zazwyczaj loteria – nie da się dokładnie przewidzieć, czy ktoś będzie miał problemy, czy nie. Jedynymi w miarę rzetelnymi wyznacznikami mogą być: historia kontuzji oraz wiek. Poza Stephenem i Livingstonem (który w 2007 złamał nogę) żaden z graczy Dubs nie miewał w przeszłości ogromnych problemów ze zdrowiem. Z kolei, z racji wieku, najbardziej narażeni na urazy są Iguodala, West, Livingston, Pachulia i Young. Ale nie są to aż tak starzy gracze (albo też zazwyczaj dobrze się trzymają), zatem, o ile nie zdarzy się jakiś wypadek (który równie dobrze może się przytrafić innej drużynie, co w tym sezonie obserwujemy niestety nader często), to Warriors nie powinni się o zdrowie martwić. Zwłaszcza, że w końcówce sezonu regularnego będą mogli trochę odpocząć, skoro miejsce w pierwszej dwójce mają już niemal zapewnione.

 

Rzućmy jeszcze okiem na kontrakty, bo to jest jeden z czynników, który może zakończyć niebawem Mistrzowską dynastię GSW:

Jeżeli będą chcieli zatrzymać Duranta i pozostałe części układanki, to będą musieli wyłożyć trochę pieniędzy. Curry oczywiście zasługiwał na ogromny kontrakt, który dostał – zwłaszcza, że jego poprzedni opiewał na 44 mln $ za 4 lata gry. Jednak ta umowa robi pewne problemy, gdyż wkrótce może zabraknąć im miejsce w SC na gwiazdy/zmienników. Oczywiście wielu graczy zgodzi się na grę za minimalne pieniądze, byle tylko mieć szansę walczyć o tytuł (dzięki temu zdołali tak tanio podpisać chociażby Casspiego, McGee czy Westa). Spore nadzieje pokładają też w swoich młodych – głównie w McCaw i Bellu. O ile następny rok powinien jeszcze wyglądać dobrze (nawet jeśli KD nie skorzysta z opcji zawodnika i podpisze umowę dopiero potem). Jednak za dwa lata trzeba będzie pomyśleć nad kontraktami Thompsona, Duranta (który pewnie znowu podpisze 1+1), McCaw oraz pozostałych zadaniowców/rezerwowych (kimkolwiek by oni za te 2 lata nie byli). I wtedy zaczną się kłopoty, bo Salary Cap po prostu nie będzie w stanie uciągnąć wszystkich tych gwiazd. W 2020 zejdzie kontrakt Iggy’ego (który, mam wrażenie, w wieku 35 lat, jeżeli wróci, to na niskiej umowie) – co pozwoli oszczędzić trochę pieniędzy – ale trzeba będzie wówczas pomyśleć nad umową Bella i, przede wszystkim, Draymonda. Bob Myers będzie miał bardzo dużo pracy. Wydaje mi się jednak, że ta drużyna po prostu nie da rady się utrzymać właśnie z powodu pieniędzy. Nie będą przecież wiecznie podpisywać umów 1+1 na niższe kwoty, byle tylko walczyć o Mistrzostwo – a móc odejść w przypadku niepowodzenia.

A jeśli spróbują utrzymać wszystkie elementy, to ich poziom podatku od luksusu eksploduje. Przewidywania wyglądają następująco:

Masakra, prawda? Więcej wydadzą na podatek, niż na same kontrakty. 1,2 miliarda w ciągu 4 lat? 400 mln $ w jednym sezonie? Nie mówię, że to się nie zwróci – Warriors przynoszą ogromne zyski. Ale od takich kwot aż głowa boli. A wszystko dzięki „soft cap” i możliwości przekraczania go dzięki wyjątkom (które w wielu sytuacjach są dobre, ale w przypadku „super drużyn” widać ich minusy).

 

Cóż – co ma być, to będzie. W tym sezonie nie widzę mimo wszystko dla nich realnej konkurencji. Chociaż najpewniej tegoroczne Playoffy to nie będą dla nich takim spacerkiem, jak ostatnio. Ale i tak (w mojej ocenie) obronią tytuł. A w następnych latach – zobaczymy. Zdrowie to jedno, kontrakty to drugie, reszta Ligi to trzecie. Jednak na ten moment to dalej oni są na szczycie NBA.

Komentarze do wpisu: “Golden State Warriors – w połowie drogi do obrony tytułu

  1. Generalnie dobra robota i fajnie się czytało ale nie zgadzam się co do siły ławki rezerwowych. Young, Livingston, West i Casspi spokojnie wystarczają jeśli chodzi o punktowanie z ławki a przecież nie tylko oni to robią. Z resztą jest komu to robić, na parkiecie zawsze przebywa ktoś z trójki Curry, Thompson, Durant. Iggy często robi za point forwarda i generalnie każdy z rezerwowych ma swoją określoną rolę i zadania a zdobywanie punktów to nie wszystko. Wszyscy są potrzebni i przydatni. Osobiście nie nazwałbym problemem ławki rezerwowych Warriors tak jak to zrobiłeś, wiele zespołów w lidze może jedynie pomarzyć o takiej jakości zmienników.

    „…West i Livingston mają problemy ze skutecznością…” – to też trochę nietrafione.

    David rzuca na najlepszych w karierze 61%, jego półdystans jest zabójczy a Shaun co prawda zaliczył regres w porównaniu z poprzednim sezonem ale wciąż jest to wysokie 49%, grę tyłem do kosza ma opanowaną do perfekcji.

    1. Co do Westa zgadzam się, popełniłem błąd. O Shauna chodzi mi właśnie to, że spadła mu skuteczność i mimo, że dalej gra świetnie tyłem, to nie jest to już tak dominujące, jak rok czy dwa temu (dalej to pewne punkty, ale wypada delikatnie gorzej).

      A całą ławkę Warriors oceniłem w sumie tylko pod względem punktów, w czym nie są świetni (21 miejsce w Lidze). I może z tego wynikają niektóre ich roztrwonione przewagi – ławka nie gra źle i na papierze jest rewelacyjna, ale czasem po prostu nie dają tyle, ile w teorii by mogli. Dużo łatwiej przyczepić się do ławki, niż do pierwszej piątki, która przecież jest w dyskusji na temat najlepszej w historii.

      Poszedł edit postu, dziękuję za uwagi. :)

  2. Każdy przegrany mecz w play-off przez Warriors będzie dużą niespodzianką. Ich przewaga nad innymi jest tak wielka, że nawet gdyby kontuzjowany był jeden z dwójki – Curry lub Durant – i tak mieliby spore szanse na mistrzostwo (wciąż moim zdaniem wygraliby Wschód, a na Zachodzie to tylko kwestia Rockets). To jest podstawowa różnica w porównaniu z Bykami. Ciężko mi sobie wyobrazić mistrzowskie tytuły bez Jordana czy Pipena lub nawet bez Rodmana. Po prostu Jazz, Sonics czy wcześniej Suns byli też bardzo dobrzy.

    1. Jeśli nawiazujesz do Bulls to zwróć uwagę na ostatni finał, kiedy Rodman był tylko rezerwowym, opuszczał spotkania i przegrał rywalizację z Kukocem. Dalej Pippen w finałach ’98 grał z kontuzją a w połowie spotkania numer 6 już nie grał (Pippen sezon skończył operacją po której stracił swój wielki wyskok). Po meczu przepraszał Jordana za brak wsparcia. Dodatkowo w RS 1997-98 zagrał tylko 44 mecze. Praktycznie cały ciężar w ostatnim sezonie wziął na siebie 35- letni Jordan.

    2. Ok, to tym bardziej Byki opierały się na Jordanie i bez niego by sobie nie poradzili (jak w 1994 i 1995). W Warriors wypada Curry i oni wciąż są meeeega groźni. Wypada Durant i w zasadzie takim trzonem składu już wygrali mistrzostwo. Dla mnie ich przewaga nad resztą jest bez precedensu.

  3. Wyliczone koszta utrzymania kontraktow i zwlaszcza podatku od lexusa w rzeczy samej porazajace. Ale czy sa jakies obliczenia, chocby przyblizone, zyskow z posiadania takiej druzyny? Bilety, kontrakty TV (to pewnie do kabzy NBA), reklamy, sprzedaz koszulek gadzetow itd? Moze saldo wychodzi jednak na + nawet przy tak gigantycznych oplatach do ligi.

    1. Mowisz, masz. 120 mln zysku EBITDA. Moge zwiekszyc luxury tax ale nie tak jak pokazuje tabeleczka powyzek. (Ceteris paribus a wiec na tych samych przychodach)

      W przytoczonym linku znajdziesz rozbicie przychodow z biletow itd.

      https://www.forbes.com/teams/golden-state-warriors/

      W razie pytan sluze pomoca. (Mozna znalezc szczegolowe dane, ale to jest fajne podsumowanko)

  4. Curry jest słabym OBROŃCOM??? Jakieś podstawowe zasady ortografii powinny być jednak zachowane na tak poczytnym portalu…

    1. No wreszcie, dawno nie było strażników ortografii. Dzięki że jesteś, lofcia @Wojt.

Comments are closed.