Tygodnik #10 – czy mogą być mocniejsi?

1. Czy Timberwolves mogą stać się realnym contenderem? Aktualnie grają dobrze mimo braku Teague’a a wydaje się że mogą być jeszcze lepsi.

Alan Jaguszewski: Zasadniczo tak, mogliby stać się kandydatem do rywalizacji o mistrzostwo gdyby nie fakt że ich trenerem jest Thibodeau. I jak się pewnie domyślacie wcale nie chodzi tutaj o jego warsztat, bo trenerem jest bardzo dobrym, zwłaszcza system w defensywie to jego znak rozpoznawczy, lecz o fakt jak zarządza rotacją w zespole. Z całym szacunkiem dla szkoleniowca Timberwolves ale trzymanie Townsa na boisku przy +33 w spotkaniu z Cavs było żartem, na dodatek nieśmiesznym. Oczywiście, jest dopiero styczeń więc jeśli w ciągu najbliższych tygodni Thibodeau zacznie ograniczać minuty swoich liderów (głównie Butlera i KATa) to będzie można to zrzucić na karb faktu że buduje nowy zespół i potrzebuje ogrywać zawodników ze sobą + zapoznawali się jeszcze lepiej z jego wymaganiami. Jeśli to się nie zmieni to w PO będziemy mieli do czynienia ze zmęczonym zespołem, który w końcowych momentach meczów będzie oddychał rękawami. Problemem są też problemy ze zdrowiem Teague’a (ma już wrócić do gry), który miał prowadzić grę zespołu, Tyus Jones to nie jest gracz którym chciałbyś rozpoczynać mecze w playoffach, więc należy trzymać kciuki żeby do końca sezonu wszystko było w porządku.

Kacper Krysiak: Myślę, że tak. Timberwolves poczynili ogromny skok w hierarchii ligi w porównaniu z ostatnim i ostatnimi sezonami. Po 43 meczach, 4 zwycięstwa dzielą ich od wyrównania zeszłorocznego wyniku. Thibodeau dobrze dyryguje zespołem, ich gra wygląda lepiej z meczu na mecz. Jedynym niebezpieczeństwem wydaje się być zbyt wysoka eksploatacja zawodników. Można By powiedzieć, że Thibs popełnia te same błędy co w Bullsach, ale wstrzymałbym się z taką deklarację do czasu samych play-off’ów. Wtedy będziemy rozliczać pracę całego zespołu (zawodników i sztabu szkoleniowego). Póki co T-Wolves wciąż idą w górę.

Michał Wróblewski: jeśliby pominąć GSW to myślę, że spokojnie mogą wygrać serię w play-off z każdym na zachodzie. Z GSW realnie mają małe szanse, jak zresztą każda drużyna, wyrwać im dwa spotkania w serii każdej drużynie będzie ciężko. Wygrać mogą z każdym bo różnicę robi osoba Butlera, który po paru pierwszych tygodniach niepewności przejął dowodzenie w młodej drużynie. Trener Thibodeau przesadza z minutami Wigginsa, Townsa, ale oni są Ironmanami i praktycznie nie opuszczali do tej pory spotkań, gorzej z Jimmy’im i Gibsonem ale może na późniejszym etapie sezonu regularnego da im odpocząć.

Podsumowując mogę powiedzieć, że Wolves mogą ograć każdego poza GSW i mogą powalczyć nawet o finały na zachodzie.

Woy: Ogólnie rzecz biorąc Wilki grają najlepszy sezon od ery Garnetta, Spreewella i Cassella. Kilka ostatnich spotkań przeciwko Thunder czy Cavs pokazały, że to topowa defensywa Zachodu i NBA. Jednak nadal wyżej sobie cenię organizacje z Oakland, Houston oraz San Antonio. Widoczne gołym okiem są wysokie wskaźniki minut starterów, zwłaszcza Butlera oraz KATa. Nie można też obojętnie przejść obok poważnej kontuzji Teague’a. Być może by wskoczyć na poziom contendera Thibs i spółka musieliby dokonać wartościowego transferu? Na dziś wejście do półfinału konferencji to topowe możliwości organizacji z Minnesoty.


2. Boston ma w drafcie pick LAL jeśli będzie na miejscach 2-5, patrząc na to co się aktualnie dzieje, bardzo możliwe że do nich trafi. W kogo powinni celować Celtics w drafcie żeby uzupełnić swój zespół i rzucić rękawicę Celtics i Warriors?

Alan Jaguszewski: Szybki przegląd mocków i czołówki typowanej do przyszłorocznego draftu : Luka Doncić, Marvin Bagley, Deandre Ayton, Michael Porter, Collin Sexton, Mo Bamba, Kevin Knox. Patrząc na skład Celtics i zapotrzebowanie, należałoby raczej szukać wśród graczy wysokich, ponieważ guardów i wingmanów mają pod dostatkiem. Z wymienionych graczy najbardziej przydałby im się Ayton, atletyczny center, który do swojego repertuaru powoli wprowadza coraz lepszy rzut, nawet trzypunktowy, rzuca zza łuku ze skutecznością 33% ale widać u niego postęp w tym elemencie i sam mechanizm rzutu wygląda na tyle dobrze, że należy spodziewać się dalszego rozwoju jeśli chodzi o sam rzut. Wtedy Celtics mogliby przesunąć na 4 Ala Horforda i grać np. w piątce Irving-Hayward-Tatum/Brown-Horford-Ayton. Drugą opcją jest Marvin Bagley, PF z uczelni Duke, który jest liderem zespołu prowadzonego przez Mike’a Krzyżewskiego. Natomiast jeśli chodzi o resztę, to ciekawym wyborem mógłby być Luka Doncić, któremu towarzyszy olbrzymi hype od czasu wygranych przez Słowenię Mistrzostw Europy. Jonathan Givony z DraftExpress powiedział o nim że „robi więcej przeciwko mężczyznom niż największe talenty z NCAA przeciwko dzieciakom”. Słoweniec mógłby zająć pozycję SG w zespole, jednakże Celtics musieliby się wtedy nadal zastanawiać jak rozwiązać sprawę wysokich graczy. Rozwiązaniem mógłby być Mo Bamba, center Texas Longhorns, który systematycznie rozwija się pod wodzą Shaki Smarta. Chłopak jest świetny w defensywie, zapewnia rim protection, ale w jego przypadku problemem jest rzut, który nie wygląda najlepiej i ograniczałoby go w NBA. Znając Danny’ego Ainge’a znajdzie brakujący element, w końcu przed tym sezonem było wiele głosów o tym jaki błąd popełnił wybierając Tatuma a teraz każdy wymienia go w czołówce tegorocznych rookies i się nim zachwyca.

Kacper Krysiak: Jestem wielkim fanem Luki Doncicia, ale myślę, że nie pójdzie z 1-szym numerem draftu (co oczywiście jest błędem). Dlatego śmiało strzelałbym właśnie w niego. W obecnych rozgrywkach trener Stevens pokazuje, że nie przypisuje konkretnych „numerków” do zawodników. Grać ma całość, dlatego nie bałbym się o rozdzielenie minut/pogodzenie na boisku, przecież momentami Marcus Smart jest „wypuszczany” na wysokich graczy przeciwnika. Wielka postać europejskiego basketu – Dusan Ivkovic porównał Doncica do Drazena Petrovica, mówiąc że to gracz, który wyprzedza swoją epokę. Coś w tym jest, a należy pamiętać, że Ivkovic raczej nie jest typem, który „gada by gadać” jak jakiś Skip Bayless. O Donciciu można pisać i pisać, ale jeśli nie on, stawiałbym na Mo Bambę. Nowoczesny center z Texasu z olbrzymim potencjałem. Świetny defensor, czyli idealnie wpasowałby się w myśl trenera Stevensa, ofensywnie również rozwinąłby się u boku Horforda lub… Anthony’ego Davisa (wierzę).

Michał Wróblewski: nie śledzę za bardzo NCAA, po prostu brakuje mi czasu, ale patrząc na to, że Al Horford ma 31 lat to najbardziej brakuje im kogoś wysokiego, kogoś kto przy doświadczonym środkowym nabrałby doświadczenia, a za rok, dwa zostałby starterem. Czarnym koniem może być Mohamed Bamba (4.5 blk w big12) który ma większy zasięg od Goberta czy Shaqa, a rzuca też za 3, albo kolejny wysoki Ayton. Danny Ainge na pewno nie zmarnuje tego wyboru.

Woy:  Poczekam z oceną i doborem gracza dla Celtów do Final Four. Ostatnie topowe wyboru draftu jak Fultz i Ball zostawiły pewien niesmak, a ich dyspozycja pokazała, że wcale nie oni a Tatum, Mitchell czy Kuzma są lepszymi prospectami. Bardziej gotowymi  do gry na najwyżyszym poziomie. Podsumowując zdania kolegów, musi być to wysoki i ktoś kto wspomoże Horforda, Baynesa czy Morrisa w podkoszowej walce. Natomiast postawienie na Lukę Doncića nie byłoby dobre dla samego Słoweńca, gdyż w moikm przekonaniu Luka potrzebuje grać.

3. Toronto Raptors zmieniło styl gry bez większych zmian kadrowych, grają coraz lepiej, czy powinni się jeszcze wzmocnić, czy w tym składzie mają szansę wygrać na Wschodzie?

Alan Jaguszewski: Zmiana stylu gry wyszła Toronto bardzo dobrze, z korzyścią dla wielu zawodników. Jednakże moim zdaniem ich obecny skład nie pozwoli na to żeby podjąć rywalizację z Boston Celtics i Cavaliers. Masai Ujiri jest fantastyczny, potrafi wyciągać zawodników za relatywnie niewiele. Idealnym rozwiązaniem dla Raptors byłoby wyciągnięcie Marca Gasola, odesłanie w tej wymianie do Memphis Valanciunasa + coś jeszcze byłoby krokiem, który pozwoliłby im na walkę z możnymi wschodu. Niestety, jak wiadomo o taki trade będzie ciężko, więc zanosi się na to że ekipa z Kanady zagra w obecnym składzie w PO i prawdopodobnie zakończy rywalizację na drugiej rundzie.

Kacper Krysiak: Powinni się wzmocnić. Raptors od lat są zespołem sezonu regularnego, a w play-off’ach coś pęka. O tyle DeRozan nie zawodził, to Lowry – zawsze. Myślę, że tu nie tyle chodzi o wzmocnienia ławki, a właśnie zmianę lidera na rozegraniu, ale czy to jest możliwe w obecnych rozgrywkach? Nie sądzę. Fred VanVleet też jest marnym zastępstwem na rozegraniu, co możemy więcej powiedzieć o Delonie Wrightcie, Normanie Powellu czy CJ Miles’ie… Niewiele. Frontcourt również nie imponuje na papierze, to gracze którzy mogą zostać uruchomieni i pójdą za swoimi liderami, a lider jest jeden – znowu wszystko na barkach DeRozana. Obecny skład Raptors to nie jest kaliber na walkę o trofea na jakże mocnym w tym roku Wschodzie.

Michał Wróblewski: DeRozan zaczął rzucać za trzy, cała drużyna gra o wiele bardziej zespołową koszykówkę. Raptors mają szansę na wygranie na wschodzie i przewagę swojego parkietu. Ja jednak na ich miejscu szukałbym wzmocnień, bo w tym roku to może być ich ostatnia szansa na ugranie czegokolwiek, Celtics jakby nie patrzeć to za rok będą jeszcze mocniejsi, Cavs wyglądają na najsłabszą drużynę LeBrona od lat, zwłaszcza w defensywie. Lowry skończy w tym sezonie 32 lata, dlatego muszą kogoś sprowadzić, najlepiej wysokiego zawodnika z rzutem z dystansu, może Miroticia, Marca Gasola, niestety Raptors nie mają za bardzo czym handlować. Realnym celem może być np. Ilyasova, czy może Dieng z Wolves, który się tam marnuje.

Woy:  Raptors jakoś nigdy poważnie nie traktowałem w perspektywie finału konferencji, jednak praca jaką wykonał Dwyane Casey z zespołem w tych rozgrywkach jest ogromna. Oddają i trafiają więcej trójek, grają efektowniej i efektywniej. DeMar DeRozan staje się prawdziwym All Starem i ciągnie ofensywny wózek zespołu. Dodatkowo rotacja należy do najszerszych i najbardziej wartościowych na Wschodzie (obok Celtics). OG Anunoby, Fred VanVleet czy Pascal Siakam to kolejne króliki z kapelusza trenera Raps. Zespół z Toronto śmiało walczy o pierwsze miejsce na Wschodzie i w potencjalnym siedmiomeczowym serialu miałby dziś szansę na pokonanie Cavs czy Celtics. Kto wie czy to najsilniejsze Dinozaury w historii NBA? Osobiście nic bym nie zmieniał w Toronto.

4. Gorący temat, handlowanie Nikolą Mirotićem, który chce odejść z Bulls. Dokąd byś go wymienił?

Alan Jaguszewski: Zdecydowanie do Utah Jazz. Moim zdaniem to idealny fit dla obu stron. Jazz potrzebują gracza na pozycję SF/PF, który będzie dobrym strzelcem,, natomiast sam Czarnogórzec (występujący w reprezentacji Hiszpanii) mógłby spełniać się pod wodzą dobrego szkoleniowca jakim jest Quin Snyder, w zamian do Chicago mógłby powędrować np. Favors. Pamiętajmy że z niewolnika nie ma pracownika a pomimo zakopania topora wojennego Nikola nadal chce odejść. Podobno Bulls chcieliby otrzymać za niego pierwszorundowy wybór w drafcie, problem w tym że inne zespoły raczej nie będą zainteresowane taką propozycją.

Kacper Krysiak: Portland Trail Blazers lub Minnesota Timberwolves. Nikola Mirotic pokazał ostatnio jak dużą wartość może przynieść zespołowi. Ja jestem pod wrażeniem tego, że dla dobra zespołu potrafi schować swoje osobiste porachunki (z którymi pewnie ciężko mu się pogodzić, bo charakter ma trudny) i co mecz dawać z siebie wszystko. Wydaje mi się, że Bulls chcieliby otrzymać kolejne prospecty lub jeszcze nie zmarnowane talenty za Threekolę. Dlatego obstawiałbym Blazers, w jakimś pakiecie Leonard lub Swanigan/Collins + ktoś nie z rotacji albo T-Wolves, za Gorgui Dienga plus równie nieszczęśliwy co Niko – Shabazz Muhammad. Oczywiście w drugiej opcji razem z Niko poleciałby jeden z PG Bulls – Payne lub Grant.

Michał Wróblewski: Tam gdzie realnie Bulls najwięcej zyskają. Niespodziewanie dla mnie Mirotic pokazał, że potrafi robić różnicę i pasowałoby praktycznie do każdego zespołu. Widziałbym go np. w Bucks za Hensona lub Thona Makera, no i tak jak koledzy piszą w Portland, Wolves czy Jazz. No koniec przyszedł mi na myśl Willy Hernangomez z Knicks, wymiana za niego miałaby sens, bo to talent, a za mało gra. Najbardziej realna wydaje się jednak wymiana z Jazz, zwłaszcza, że są oni zainteresowani Czarnogórcem.

Woy: Utah to najbardziej prawdopodobne miejsce przenosin Nikoli. Tak spekulują amerykańscy sprawozdawcy, że transfer Mirotića jest praktycznie dograny a Hiszpan trafi do Jazz w zamian za Derricka Favorsa (by dołączyć do znanych mu z ligi hiszpańskiej Rubio czy Inglesa). Jeśli ja miałbym decydować o wymianach w Chicago pokusiłbym się o pozyskanie Dewayne’a Dedmona z Atlanty w zamian za Niko. Dalej ruszyłbym Robina Lopeza by pod koszem postawić na atletyzm Dedmona i granie Lauriego Markkanena. Nie wiem czy też nie poszukałbym wymiany za Bobby’ego Portisa? W każdym bądź razie styl gry i szybkość ataktu dopasowałbym do tercetu Dunn-LaVine-Markkanen.

Komentarze do wpisu: “Tygodnik #10 – czy mogą być mocniejsi?

  1. Z całym szacunkiem, ale gracze w NBA są ZAWODOWCAMI, którzy mają za zadanie tylko jedno: grać w koszykówkę dla radości kibiców. Dlatego trenują to pewnie około 8 godzin dziennie z maksem obciązeń.

    Więc niech mi tu nikt nie pisze, że dodatkowe 2 minuty średnio w meczu mogą jakoś znacząco wpłynąc na kondycję i zajechanie kogokolwiek. To raptem niecałe 3 nadgodziny na przestrzenic całego sezonu…

    1. a Ty myślisz, że czemu później, po zakończeniu kariery lub nawet trakcie wpadają w jakieś nałogi czy uzależnienia?
      Radość? dla większości pasja się kończy gdy zaczynają zarabiać. Zagraj sam mecz godzinny co drugi dzień, zobacz jak Twój organizm zachowa się po 30 dniach. Potem powtórz to w kolejne 30 dni. Dodatkowe 2-3 minuty więcej w każdym z 80 spotkań. Do tego treningi Thibsa do łatwych nie należą…
      Zastanawiam się czy komentujący – czasami mieli styczność z graniem czy regularnym treningiem i tu nie mówię o letnim graniu czy jakieś siłce 30 minutowej przez 3 dni w tygodniu?

    2. Woy z całym szacunkiem dla Twojej wiedzy według mnie takie podejście właśnie zmienia oblicze ligi, ktora z prawdziwej twardej gry stała się po części cyrkiem. Ja wychowany na NBA lat 90-tych w ogóle nie przyjmuje tego typu argumentów. Chcąc być zawodowym sportowcem w USA trzeba liczyć się z czym jest to związane. Zawodnicy domagają się coraz większych, często z naszego punktu widzenia irracjonalnych kontraktów, dając zarazem z siebie coraz mniej. Przecież nikt nikogo nie zmusza do zostania zawodowcem. Kontuzje się zdarzają, a czy było ich procentowo mniej lub więcej 10 i 20 lat temu? Nie wiem… Ciekawe czy są takie statystyki? Gra jest zdecydowanie bardziej miękka z roku na rok, a przepisy są systematycznie zmieniane pod zawodników, a nie pod efektywność gry chociaż to pojęcie względne gdyż w obecnych czasach liczy się tylko i wyłącznie show.
      Uzależnienia według mnie wynikają z braku inteligencji i stylu życia a to już indywidualna sprawa każdego z graczy. Zarabiając tyle kasy każdy kto ma trochę oleju w głowie zadba o swoją i swoich najbliższych przyszłość.

    3. @Bladixon
      Wysokie kontrakty mamy i w piłce nożnej…
      Ale spójrz na to że w latach 80 i 90 tych gracze grali 9-12 sezonow. Może poza przykładami Parisha czy Jabbara. Dziś dzięki nowinkom medycznym ale i odpuszczaniem graczy w meczach b2b ala Pop masz zawodników grających po 15 18 czy 20 sezonów. Gdzieś w głowach działaczy trenerów i graczy pojawiła się logika z wyborami meczów. Lepiej mieć zdrowego gracza bez problemów ale na dłużej. Zwłaszcza kiedy ktoś jest twarzą organizacji w stylu Duncana, Ginobiliego, Nowitzkiego, Jamesa czy Pierce’a. Gdzieś po drodze byli jeszcze Carter Kidd i Garnett.

    4. Grają więcej, bo coraz większa liczba z ich idzie do NBA z pominięciem NCAA w całości albo kilku roczników. To też warto uwzględnić w rachubach.

  2. Zwykły człowiek się bardziej eksploatuje do 67 roku życia z nadgodzinami, niż biegający rozrywkowo po boisku atleci, nie przesadzajmy, to nie są panienki, które mdleją po paru krokach marszu.

    1. to czemu łapią tyle kontuzji, niektórych kariery łamią się po drugim – trzeicm urazie? inni traca motywację albo kończą z załamaniem nerowowym (oczekiwania, ambicje własne , zespołu trenera, dodatkowe obciążenie w stylu utrzymanie rodziny). Ludzie jak każdy z nas, mogący się połamać, mieć słabszy okres w życiu czy w pewnym momencie pęknąć. Łykanie proszków, odnowa biologiczna, zastrzyki z kortyzonu czy hormonów to nie na wszystko lekarstwo. Gdzie są dziś gracze od Thibsa , którzy występowali w pierwszej piątce Bulls? Deng, Rose, Noah, Boozer, Hinrich (pierwsi czterej to All Stars). Wystarczy spojrzeć szerszym okiem wracając nawet do reżimu treningowego z przeszłości np. Pata Riley’a

  3. Tylko że filozofia thibsa daje efekty. Zarząd klubu chciał wejść wreszcie do PO, zatrudnili Thibsa najprawdopodobniej osiągną cel, może nawet wejdą do 2 rundy. Hajs się zgadza. Szkoda zawodników, pare sezonów z tym gościem i kariera pikuje w dół

  4. Nigdy o tym nie pomyślałem ale Gasol w Raptors to by było naprawdę coś fajnego.

    Wilki są być może nawet faworytami do WCF jako przeciwnik dla GSW, ale osoba trenera ich trochę stopuje, gość jest typem upartego skurczybyka niczym Van Gundy (Pop to inny level uporu)

  5. To chyba należy rozróżnić obciążenia treningowe od samej gry. To głównie te pierwsze przyczyniają się do wiekszości kontuzji, a nie dodatkowe 2 minuty gry w meczu.
    Poświęciłem koszykówce najlepsze lata życia z pełnym cyklem treningowym (6 dni w tygodniu treningi po 2 godziny dziennie) i mogę powiedziec, że mecz to było tylko naturalne przedłużenie tegoż treningu. Nigdy nie zgodze się, że długość gry w meczu ma jakis istotny wpływ na kontuzje. Są one bezpośrednim nastepstwem za mocnych treningów (Arkadiusz Koniecki – słynny killer treningowy w Polsce) :)

    1. Spytaj graczy co trenowali u Urlepa czy Filipovskiego. Rano 2.5 h i wieczorem 3 h. Sam byłem świadkiem takich treningów. Dodaj trening po meczu np.przegranym dzień po. Ja gram do dziś a zacząłem treningi od końca podstawówki i dodam że regeneracja z wiekiem i mimo suplementów diety czy odnowy przychodzi coraz trudniej. Podobnie dziś myślą gracze pokroju Gasola czy Gortata.
      Wracając do realiów polskich, jeden mecz w tygodniu A nie co drugi dzień…

    2. Im dłużej grasz tym bardziej zmęczone mięśnie i tym łatwiej o kontuzje. Już nawet nie mówiąc o mikrourazach, które mogą ją ułatwić później.

  6. Panowie z tymi minutami to jest tak, skoro sami zainteresowani (czyli gracze, byli gracze) mówią że ma to znaczenie ile się gra to chyba coś w tym jest. Każdy ma inne uwarunkowania, był taki AC Green co grał wszystkie mecze poza jednym jak mu JR Reed wybił zęby, a są tacy którym minuty trzeba limitować. Co do treningów różnie to bywa, niektórzy się obijają albo nie pojawiają, inni tylko gadają, ja oceniam to co widzę faktycznie i stwierdzam że zawodnicy nie powinni grać po 42 minuty co drugi dzień. Poza tym najlepszy trener w historii limituje minuty non stop i chyba przekłada się to na wyniki.

    Tak więc przejrzawszy komenty przychylam się do zdania Woya, niemniej ciekawa dyskusja ;-)

  7. Chyba trochę niedokładnie wyjasniłem o co mi chodzi :)

    Ja po prostu nie widzę zależności między 2 minutami wiecej w meczu, a drastycznym wzrostem liczby kontuzji. I nie przekonacie mnie, że to może mięc jaki istotny wpływ. Tym bardziej, że mecze – przy nabuzowaniu adrenaliną to wręcz lekki trening w porównaniu z tym, co ci zawodnicy maja na codzień.
    Dlatego też nie kupuję zarzutów wobec Thibbsa, że poprzez zwiekszony czas gry pierwszej piątki- może się to odbić w późniejszym czasie.
    Oczywiście co innego treningi – nie wiem jaki kierat jest na nich w Minni – byc może tu jest pies pogrzebany (lub wkrótce bedzie).

    Zdrowy, młody zawodowiec ma zapierdzialać 40-45 minut na pełnych obrotach. To jest jego praca, nic innego w zyciu nie robi i dodatkowo jest co do najmniejszych szczegółw prowadzony przez profesjonalistów we wszystkich chyba aspektach treningu!

Comments are closed.