Boris Diaw opuszcza NBA

Mistrz NBA sprzed trzech lat. MIP z 2006 roku. Jeden z najbardziej lubianych graczy w Lidze. Niesamowicie wszechstronny zawodnik o posturze niemal grubaska. Boris „Bobo” Diaw, bo o nim mowa, następnego sezonu nie rozpocznie jako gracz klubu NBA.

Początki Bobo w Lidze

Wybrany w 2003 roku przez Atlanta Hawks z numerem 21 nie stał się gwiazdą z miejsca. Po prawdzie nigdy w karierze nią nie był. Przez pierwsze dwa lata grał mało, a zdobywał jedynie około 5 punktów na mecz. Sytuacja zmieniła się w 2005, kiedy to został sprzedany do Phoenix Suns wraz z dwoma pierwszorundowymi wyborami w rozliczeniu za Joe Johnsona. Dopiero grając dla Słońc pokazał swoje walory. W sezonie 2005-06 zanotował najwyższe średnie zbiórek i asyst w ciągu całe swojej kariery (odpowiednio 6.9 i 6.2). Grał dużo, bo średnio po 35 minut na mecz – a odwdzięczał się również punktami (13 PPG) oraz blokami (1 BPG, także najwięcej w karierze). Ponadto w ciągu całego 2016 roku (kalendarzowego) zanotował 5 triple-double w sezonie zasadniczym. Zaś prawdziwą „bestią” okazał się w Playoffach 2006: zagrał w 20 meczach, zawsze wychodząc w pierwszej piątce. Notował ponad 18 punktów, 6 zbiórek, 5 asyst i 1 blok na mecz. Za 3 rzucał powyżej 42%, a całościowo z gry powyżej 52%. Najpierw jego Suns pokonali Lakers, mimo przegrywania w serii 1-3. W drugiej rundzie trafili na kolejny zespół z LA: Clippers (cała trójka jest razem w Pacific Division). Tam zaczęli od zwycięstwa, po czym grali mecz za mecz: aż do końca. Kolejne 4-3. W finale konferencji ulegli jednak Dallas Mavericks 2-4.

 

Na dół i znów w górę

Następne lata w Phoenix były nie były już takie dobre. Z roku na rok grał coraz mniej. Spadały zatem przy tym wszystkie jego statystyki. Poprawił natomiast skuteczność z gry – w sezonie 2008-09 w 22 meczach rzucał na 57%, zaś za 3 na 36% (co było jego najlepszymi osiągnięciami w karierze, jeśli chodzi o sezon regularny). Pokazał się jeszcze z dobrej strony w Playoffach 2008 – prawie 15 punktów na mecz. Jednak po 22 spotkaniach następnego Phoenix zdecydowało się go sprzedać. 10 grudnia 2008 roku Diaw dołączył do zespołu Charlotte Hornets (ówcześnie: Bobcats, ale będę używał współczesnej nazwy). Od razu zaczął wychodzić w pierwszej piątce. W 59 meczach sezonu 2008-09 zanotował najwyższą średnią punktową w ciągu całej swojej kariery: 15 punktów na mecz. Grał też najdłużej, bo ponad 37 minut. Hornets nie weszli jednak do Playoffów. W następnych dwóch sezonach Boris zagrał pełne 82 mecz, wszystkie w pierwszej piątce. W obu latach notował 11 oczek, 5 zbiórek i 4 asysty na mecz. W 2010 Charlotte doczekało się rozgrywek posezonowych (po raz pierwszy od 2002 roku). Zagrali tam jednak tylko 4 mecze, gładko ulegając Orlando Magic. Boris zaś zdobywał „jedynie” po 7,5 punktu.

 

Rozdział w Spurs – znów w górę

W sezonie 2011-12 spadła liczba minut oraz osiągi Bobo. Po 37 meczach został zwolniony przez Charlotte Hornets. Pod swoje skrzydła wzięli go Spurs, gdzie zagrał co prawda tylko w 20 meczach, ale rzucał ze świetną skutecznością z gry: 59%. W Playoffach rozegrał 14 spotkań (wszystkie w S5), trafiając połowę swoich rzutów z dystansu (9/18) i zdobywając średnio ponad 6 oczek. Spurs ulegli jednak Thunder 2-4 w Finale Konferencji. W lato 2012 podpisał w Ostrogami nowy kontrakt: 9,2 mln $ za 2 lata gry. Najpierw przyszedł sezon 2012-13, uwieńczony wejściem do Finałów NBA. Wcześniej jednak Diaw był wsparciem z ławki dla Spurs. Zdobywał wówczas prawie 6 oczek na mecz. W Playoffach jednak nie zachwycał: w 16 meczach notował jedynie 4 punkty, 2,4 zbiórki i niecałe 2 asysty. W Finałach zaś było jeszcze gorzej. Spurs ulegli wówczas Heat w pamiętnej serii 3-4. W kolejnym sezonie Bobo grał nieco lepiej: zdobywał w RS średnio 9 oczek. Z kolei w pierwszych trzech rundach PO notował średnio ponad 10 punktów na mecz. Zdarzały mu się świetne mecze, jak Game 6 vs Thunder:

 

Spurs znów dotarli do Finałów i znów stanęli na przeciw Heat. To był moment chwały dla Diawa.

W 5 meczach Boris trzy razy wyszedł w pierwszej piątce. Nie punktował dużo (łącznie 31 oczek, co daje 6,2 PPG). Co jednak było ważniejsze: świetnie podawał i zbierał. Miał najwięcej zbiórek i asyst wśród wszystkich uczestników tych Finałów (średnio odpowiednio 8,6 i 5,8). Grał najwięcej w Spurs (razem z Tonym Parkerem) i świetnie wykorzystał swoje walory. Wiele podań znajdowało się wśród najlepszych zagrań dnia – zaś asysta za plecami kozłem do Splittera znalazła się na 4 miejscu wśród topowych akcji całym Finałów. Uznano ją też za podanie nr 1 całej serii. Boris był świetny – i zasłużenie zdobył wówczas swój pierwszy (i dotychczas jedyny) Mistrzowski Pierścień.

 

Miesiąc po zdobyciu tytułu Spurs podpisali z Bobo kolejną umowę: za 3 gwarantowane lata miał dostać 22 miliony. Kolejne dwa sezonu nie były jednak już tak dobre ani dla Ostróg, ani dla samego gracza. Statystyki znowu spadły, co poskutkowało sprzedaniem Borisa w 2016 roku do Utah Jazz. Zagrał tam jeden sezon, gdzie zdobywał niecałe 6 punktów, 2 zbiórki oraz 2 asysty na mecz. Dotarł z zespołem do Playoffów, gdzie Jazz pokonali Clippers, a następnie ulegli Warriors. W lipcu został zwolniony przez zespół z Salt Lake City. Nie zdołał przekonać do siebie żadnego klubu (być może nie chciał być jedynie dalekim rezerwowym) i zdecydował się na powrót do ojczyzny. W przyszłym sezonie zagra w Paris Levallois.

 

Bobo – koneser wina i kawosz

Mówiąc o Borisie Diaw nie można wspomnieć, że był wyjątkowy nie tylko na boisku (gdzie de facto mógł grywać niemal na wszystkich pozycjach). Był lubianym niemal przez wszystkich zawodnikiem, który wprowadzał do zespołu świetną atmosferę. Do tego uwielbiał dobre wino (sam Gregg Popovich stwierdził w tym roku, że brakuje mu jego partnera do wina, Borisa). Dał nam nawet swoje zdjęcie, które po części stało się memem:

Ponadto Diaw miał w swojej szafce… ekspres do kawy. Był ogromnym wielbicielem tego czarnego napoju.

Kawa + skok dosiężny

Czasem wchodził nawet z kawą na trening. Pewnego dnia, jeszcze będąc w Suns, spytał się, jaki jest najwyższy kiedykolwiek wynik w skoku dosiężnym. Gdy usłyszał, że Amare Stoudemire zaliczył całą skalę, to odstawił filiżankę, skoczył i wyczyścił całą skalę za pierwszym podejściem. A następnie odszedł, popijając kawę i mówiąc: „to nie było trudne”. W późniejszych latach co prawda zmagał się z nadwagą – ale w Phoenix był niesamowicie sprawny (co widać po powyższym przykładzie).

Takich historii pewnie można by opowiedzieć więcej. Najpewniej w najbliższym czasie sporo z nich zostanie przypomnianych przez różnych znajomych Diawa.

 

Czy to już koniec?

Nie wspomniałem tu o karierze reprezentacyjnej Bobo – ale tej być może jeszcze nie zakończył. Poza tym temu chciałbym poświęcić oddzielny wpis.

Eh, cóż można powiedzieć na koniec… Będzie mi brakowało Borisa w Lidze. Był wyjątkową osobą i na pewno dodawał NBA kolorytu. Cóż – kto wie, czy nie wróci. Może za rok. A może nawet w tym sezonie, na Playoffy. I powalczy o jeszcze jedno Mistrzostwo.

Mam nadzieję, że tak się stanie. Kiedy wszyscy naokoło narzekają na swoją pozycję w rankingu NBA albo na coś jeszcze innego, historie z życia Borisa Diawa od razu poprawiają humor. I przypominają, że w NBA są też wyjątkowi, nietypowi ludzie. I to oni, chociaż nie dostrzegani przez masową publikę, dają Lidze niesamowicie dużo. Dają jej jedyny i niepowtarzalny charakter.

Dzięki, Bobo!

Komentarze do wpisu: “Boris Diaw opuszcza NBA

  1. Dzięki za ten wpis, Boris to obieżyświat i fotograf myślę że już od jakiegoś czasu jest na etapie „życie to nie tylko koszykówka”. Może gdyby Jazz się nie rozsypali Diaw jakoś by się uchował u boku kumpla z kadry, myślę że niespecjalnie mu zależało żeby utrzymać się w NBA, gdyby tak było, trochę by zrzucił kilogramów.

    Przy okazji, do dzisiaj się dziwię że Sergio Rodríguez nie dostał jakiejś konkretnej propozycji choćby jako backup w solidnej ekipie.

  2. Świetny materiał, bardzo przyjemnie się czyta Twoje artykuły. Aczkolwiek, jest jedno małe coś co mnie nieco wybija jak czytam to co napisałeś. Mam na myśli to że zawodnicy w NBA są wymieniani, a nie sprzedawani. Może to moja wina, że mi to przeszkadza, a może to po prostu przyzwyczajenie. Mi się wydaje, że w piłce nożnej zawodnik jest sprzedawany a w koszykówce nawet jeśli druga drużyna oddaje gotówkę to nie kupuje a wymienia. W sumie ciekawi mnie dlaczego używasz takich określeń.

Comments are closed.