CRUNCH TIME: Kto tu jest samcem alfa?

Lata sukcesów drużyna Miami Heat jak na razie ma za sobą. Po tłustych sezonach z LeBronem, Wade’em i Boshem w składzie, nastały lata trudniejsze. Obecnie klub z Florydy szuka swej tożsamości, co przekłada się na przeciętne wyniki na słabym wschodzie, a co za tym idzie gorsze nastroje kibiców.

„Kyrie Irving powinien wiedzieć, że tutaj już jest jeden samiec alfa” – tak sprawę ewentualnego transferu do Heat, swojego byłego klubowego kolegi, skomentował niedawno Dion Waiters.

Ostatecznie Irving wylądował (chyba…) w Bostonie, a Dion szykuje się do swojego pierwszego sezonu w karierze, w którym można patrzeć na niego jak na lidera zespołu. W lato drużyna z Miami okazała mu sporę zaufanie i zaoferowała 4-letni kontrakt wart 52 mln. zielonych, a sam zainteresowany z niego chętnie skorzystał.

Najważniejsze pytanie brzmi zatem: czy Dion jest gotowy do bycia liderem, lub bardziej jednym z liderów drużyny?

Świetny luty pokazał, że zdrowy Dion może dać na prawdę sporo. Mimo fatalnego początku sezonu, właśnie w lutym podopieczni coacha Spoelstry odnotowali 13 kolejnych wygranych, a niezwykle ważnym ogniwem był wówczas właśnie Waiters. Pokazał tym samym, że ma w sobie potencjał, na bycie czołową postacią w zespole. Niewątpliwie właśnie w tym czasie zapracował sobie na kontrakt, który podpisał po zakończeniu poprzednich rozgrywek.

Bardzo ważnym okresem w karierze Waitersa był pobyt w Oklahomie i gra u boku Russella Westbrooka i Kevina Duranta. Jeśli chcesz się uczyć jak być samcem alfa to chyba do lepszej szkoły nie można trafić. Patrząc przez pryzmat Grzmotów to w niezbyt odległym czasie wypromowało się tam kilku ciekawych nazwisk  Reggie Jacksona czy Jamesa Hardena). Kiedy Waiters przychodził do Oklahomy, miał pełnić taką samą rolę w drużynie, jak wspomniana dwójka – miał być tym pierwszym rezerwowym.

Z mojego punktu widzenia daleko Waitersowi do Hardena, ale w kapcie Jacksona może wskoczyć w najbliższym sezonie. Potencjał widzi w nim Pat Riley, który swoją drogą nie wiele ryzykuje. Czteroletni kontrakt na niewiele ponad 50 milionów dolarów nie jest jakimś ogromnym obciążeniem przy ewentualnej wymianie. Mówiąc inaczej – jeśli Waiters nie poczyni postępu, to raczej nie będzie wielkim problemem się go pozbyć.

Na pewno sporo pracy przed samym zawodnikiem, ale chłopak ma dopiero 26 lat. Zebrał sporo doświadczenia, bo wie jak wygląda gra w ekipie, która jest czerwoną latarnią ligi, jak również gra dla faworyta, bo był przecież zawodnikiem Thunder (którzy dwa lata temu omal nie wyeliminowali Golden State Warriors). Teraz czas, aby wszystko to, czego nauczyło go koszykarskie życie wykorzystać w kolejnych latach gry.

W nowy sezon Dion wejdzie z większą konkurencją, gdyż na jego pozycji Heat mają także Josha Richardsona. Jeśli Waiters obroni się sportowo i utrzyma formę z poprzednich rozgrywek, to raczej nie powinien obawiać się swoją pozycję w zespole. Drugą kwestią są natomiast kontuzję, które dość często dokuczają graczowi pochodzącemu z Filadelfii.

Miami Heat guard Dion Waiters (11) drives past Atlanta Hawks forward DeAndre Bembry (95) during the first half of an NBA basketball game, Wednesday, Feb. 1, 2017, in Miami. (AP Photo/Wilfredo Lee)

 

W zeszłym roku rozegrał tylko 46 gier i to właśnie brak stabilizacji składu doskwierał Heat najbardziej. Kontuzja Winslowa, częste absencje Waitersa – to raczej nie są argumenty dla trenera do właściwego budowania formy drużyny. Właśnie kapryśne zdrowie może okazać się największą przeszkodą w zrobieniu odpowiedniego postępu. Kolejne urazy dokleją mu łatkę „szklanego gracza”, a co za tym idzie podkopią wiarę w jego stabilność. Na co komu gracz, który ciągle się leczy, zwłaszcza jeśli patrzymy na niego przez pryzmat potencjalnego wodzostwa.

W poprzednim roku Waiters był trzecim strzelcem w zespole (średnia 15,8 pkt/mecz). Teraz musi być lepiej. Oczekiwałbym średnich na poziomie 20-22 punktów, a drogą do tego jest na pewno poprawa celności rzutów osobistych. Dion lubi mieć piłkę w rękach i dość często indywidualnie kończy akcje. Dla obrońcy, który wie, że trafiasz osobiste na poziomie 65% sfaulowanie Cię jest dość korzystne (i nie wymaga wielkich umiejętności defensywnych). Jesteś zatem dość przewidywalny. Jak na gracza z pozycji „dwa” taki procent celności to kuriozum, o czym sam ostatnio wspominał Pat Riley.

Myślę, że nadchodzące rozgrywki będą dla Waitersa decydujące, o kształcie jego dalszej kariery. Jeśli będzie w stanie wypromować się na lidera Heat, to być może spojrzymy na niego jak na All Stara. Warunkiem do takiego stanu rzeczy są dobre wyniki całego zespołu, co na słabym wschodzie nie jest wielkim wyzwaniem. Jeżeli nie podoła zadaniu i będzie grał zrywami, to raczej nie dokończy nowego kontraktu w Miami. Riley to zimny i wyrachowany gracz na rynku, który zabezpieczył się w obie strony. Czy Waiters odpali czy też nie, to Riley odniesie sukces. Niepowodzenie w Heat i kolejny transfer oznaczają dla samego zawodnika łatkę tułacza i najemnika, któremu nikt nie powierzy pierwszoplanowej roli. Teraz albo nigdy Dion. Musisz pokazać cojones, albo przepadniesz w przeciętność – lub bardziej w niej pozostaniesz…

 

 

 

 

Komentarze do wpisu: “CRUNCH TIME: Kto tu jest samcem alfa?

  1. Moim zdaniem jest zbyt chimeryczny. Na pewno nie jest samcem alfa. Bardziej Dragić się nadaje na lidera, chociaż szału tez nie robi.

    1. czekałem czy ktoś o tym napisze, Dragic ewidentnie jest lepszym materiałem na lidera w Miami, Waiters to wg mnie nawet nie ta sam półka co przywołany w artykule Jackson (z Pistons) ale Spo coś tam na pewno coś z nich wyciągnie, top 5 trenerów w lidze

  2. Ja tam wierze w magie Spoelstry choc sam Dion mnie nie przekonuje

  3. póki co więcej gada. jakoś go nie widzę jako franchise playera

  4. Bardzo trafny argument z rzutami osobistymi. Jeśli nie podciągnie ich o 10% to nie będzie liderem. Nie na tej pozycji.

  5. Przecież w Miami samcem alfa był, jest i będzie Pat Riley i to miał na myśli Dion 😀

Comments are closed.